Wiarygodność Janusza Kaczmarka jest dla mnie mocno wątpliwa. Z drugiej jednak strony trudno zakładać, żeby w tym, co opowiada, nie było ani krzty prawdy. Zastanawiająca jest reakcja PiS-owskich członków komisji ds. służb specjalnych po wczorajszym przesłuchaniu byłego ministra. Jędrzej Jędrych, poza zwyczajowym wyrażeniem wątpliwości wobec wartości zeznań Kaczmarka, powiedział, że gdyby zeznania okazały się prawdziwe, oznaczałoby to, że „państwo nie funkcjonowało właściwie". Jak na członka partii rządzącej to wyjątkowo ostre stwierdzenie.
Obawiam się, że gdyby choć część z tego, co mówi Kaczmarek, była prawdziwa, to byłoby to po prostu powtórzenie metod znanych z wcześniejszych rządów. Część spraw - na przykład szczególne zainteresowanie ministra Ziobry śledztwami, dotyczącymi polityków - nie musi nawet oznaczać łamania prawa. Takie śledztwa są ze swojej istoty szczególne i trudno sobie wyobrazić, żeby nie wiedział o nich prokurator generalny. Inna sprawa, czy było to tylko informowanie, czy również wydawanie poleceń (choćby w formie „sugestii") prokuratorom. I to będzie się działo, póki prokuratorem generalnym będzie polityk.
Pytanie też, co ma oznaczać „zbieranie haków". Bo pod tym pojęciem może się kryć po prostu polecenie, aby sprawdzić informacje o możliwym łamaniu prawa przez tę czy inną osobę. Ale nawet, jeśli chodziło tylko o to, takie polecenie zawsze będzie z definicji wyglądało podejrzanie, gdy zwierzchnikiem prokuratury jest minister sprawiedliwości, a sprawdzanymi jego polityczni przeciwnicy. Oczywiście istnieje także możliwość, że chodziło o nielegalne szperanie po papierach, do czego mogły być zatrudniane odpowiednie służby. A to już podpada pod kodeks karny i Trybunał Stanu.
Tak czy owak, jeśli relacje Kaczmarka, wyjawiane komisji ds. służb zaczną nosić znamiona spójności, coraz trudniej będzie je zmiatać pod dywan i kwitować lekceważeniem - jak to robią od kilkunastu dni Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński. Nie ma też wątpliwości, że staną się orężem w kampanii wyborczej.
Nasza wiedza jest jednak wciąż zbyt skąpa, żeby orzekać ostatecznie. Zastanawiam się tylko, czy teoretycznie mogę sobie wyobrazić, jak i dlaczego premier godzi się na to, żeby służby wykonywały na rzecz tego rządu nielegalne zadania wobec politycznych przeciwników. Otóż mogę i uzasadnienie będzie to samo, co zawsze. Jarosław Kaczyński jest szczerze przekonany, że on i jego formacja mają receptę na wprowadzenie w kraju takich zmian, których odwrócić się już nie da. To jest głęboko tkwiące przeświadczenie o tym, że zawsze stało się po dobrej stronie i nadal tak jest. I to przeświadczenie uzasadnia rozmaite wykroczenia przeciwko zasadom - i tym niepisanym, i tym spisanym.
Ktoś może powiedzieć, że to całkiem jak z SLD. Jednak różnica między PiS a SLD jest i to istotna: SLD kierowało się wyłącznie prywatnym interesem swoich ludzi, którzy - jak w przypływie szczerości wyznał Józef „Brzytwa" Oleksy - mieli Polskę w dupie. Bracia nie chcą nic dla siebie, chcą natomiast Polski lepszej i silniejszej - tak, jak oni to widzą i rozumieją. I to szczere pragnienie oraz ich życiorysy uzasadniają, w ich mniemaniu, wszelkie możliwe sposoby osiągania tego celu. Przykładowo - jeśli nawet Układ nie był do wykrycia w takich rozmiarach, jakie liderzy PiS zapowiadali, albo dlatego, że w ogóle był skromniejszy i nie tak wszechmocny, albo przez niekompetencję własnych służb, trzeba było przynajmniej stworzyć pozory. Po co? W imię dalszego sprawowania władzy, którą to władzę trzeba mieć, jeśli się chce naprawiać Polskę. To taka kwadratura koła.
O paradoksie, polegającym na tym, że w pewnym momencie, w łańcuchu kolejnych kompromisów, ostateczny cel ulega zagubieniu, pisałem już kilka razy, więc nie będę się powtarzał. Obecna sytuacja, będąca przecież pośrednią konsekwencją jednego z takich kompromisów, czyli koalicji z Samoobroną i LPR, jest kolejnym dowodem na to, że to zagubienie już nastąpiło.
Jeżdżąc po mieście, widzę plakaty z siedzącym za stołem Jarosławem Kaczyńskim i hasłem „Zasady zobowiązują". Jasne, każde ugrupowanie powołuje się na zasady. Jednak w przypadku PiS to hasło brzmi szczególnie bezczelnie. Nie było jeszcze ugrupowania, które brałoby władzę wśród tak wyśrubowanych - i wyjątkowo zasadnych - oczekiwań wprowadzenia nowych moralnych standardów do codziennej praktyki politycznej, po czym tak radykalnie te oczekiwania zawiodło. Nie wiem, o jakich zasadach PiS pisze na swoich plakatach. Jedyna zasada, jaka mi przychodzi do głowy, to ta, której wiernych było wiele poprzednich rządów: cel (przez nas wyznaczony) uświęca wszelkie środki.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka