Powrócił spór o „układ". Jedna z blogerek postanowiła mnie ostatnio pouczyć na temat tego, czym jest „układ" i w tym celu wkleiła mi na bloga jakiś opis kombinacji biznesowo-towarzyskich. Uznała widocznie, że jestem jednym z tych, którzy zaprzeczają istnieniu „układu" i uznają go za chorobliwą iluzję Braci. Tak nie jest. Mój sprzeciw budzi nie samo twierdzenie, że „układ" istnieje, ale sposób, w jaki Bracia starają się go przedstawiać oraz to, co z tego wynika.
Czy III RP nie byłą czasem budowania patologicznych związków, opartych na wspólnocie życiorysów ludzi zaangażowanych kiedyś w aparat przemocy Peerelu, na korupcji, na strachu przed ujawnieniem przeszłości i przede wszystkim na bezwzględnym dążeniu do kasy? Była - nie ma wątpliwości. Ledwie rąbek tego typu układów ujawniły komisje ds. Rywina i PZU. W tym sensie „układ" istniał. Czemu w takim razie nie odpowiada mi sposób, w jaki mówią o nim dzisiaj Bracia? Powodów jest kilka.
Pierwszy - ponieważ w ich opisie - nie wiem, czy tak to wygląda tylko na użytek wyborców, czy oni faktycznie tak to widzą - układ jawi się jako dobrze zorganizowana, wręcz kierowana z jakiegoś jednego miejsca mafia, ze swoją sformalizowaną hierarchią, z ustalanymi przez kogoś zadaniami, z „agentami" (jednym z nich ma być Kaczmarek) itd. Uważam ten opis za błędny i rodzący niebezpieczne konsekwencje. Dlatego nie używam słowa „układ" inaczej niż w cudzysłowie. Bo tak naprawdę mamy do czynienia z całym zbiorem patologii, które mają swoje nazwy kodeksowe: korupcja, wyłudzenie, płatna protekcja, szantaż - a czasem ich nie mają, ponieważ nie musiały się łączyć z łamaniem prawa. Każda z tych patologii miała swoje oddzielne przyczyny. Raz będzie to szantażowanie byłego konfidenta przez byłego prowadzącego go oficera, a innym razem po prostu dil dwóch chcących za wszelką cenę zarobić ludzi, którzy w latach 80. mogli stać po całkiem przeciwnych stronach barykady. „Układ" nie ma żadnego szefa, sztabu, nie dostaje zadań do wypełnienia. Jeśli jego członkowie zachowują się w jakiś konkretny, identyczny sposób (a tak jest, jak sądzę, w wielu sprawach), to nie dlatego, że ich ktoś „zadaniuje", ale dlatego, że identyczne zachowanie leży w ich zbiorowym interesie.
Oczywiście, były patologie bardziej i mniej rozbudowane. Czasem to było dwóch ludzi, a czasem dwudziestu w bardzo ważnych miejscach. Ale nie była to jakaś jedna, formalna struktura; nie miała swojej centrali w willi w Magdalence, z tabliczką „Układ" przy wejściu.
Powód drugi - skoro jednak od lat definiuje się „układ" tak, a nie inaczej, to publika przyzwyczaja się do tego i oczekuje pokazania „układu". Ale nie jako zbioru oddzielnych przestępstw i patologii, tylko jako właśnie jakieś mitycznej organizacji, gdzie byli agenci, żołnierze i był jakiś „szef szefów" - capo di tutti capi. W takim razie trzeba zamknąć kilka osób i pokazać ich zależności właśnie w taki sposób. Nawet jeżeli ich faktyczne winy nie są zbyt poważne.
Powód trzeci - problem w tym, że takie zatrzymanie, aresztowanie, a nawet skazanie nie likwiduje ani trochę prawdziwych przyczyn patologii. Jedną z nich - i tu się zgadzam z Braćmi - był brak solidnego rozliczenia na początku lat 90. Nie było dekomunizacji, nie było dezubekizacji. Być może można to jeszcze w jakimś stopniu naprawić, ale dziś wydaje mi się to działaniem i mocno spóźnionym, i o skutkach bardziej propagandowych niż rzeczywistych (co nie znaczy, że jestem temu całkowicie przeciwny).
Zbiór patologii, zwanych przez Braci „układem", mógł istnieć głównie dlatego, że państwo było zorganizowane w sposób umożliwiający ich istnienie. „Układ" zniknie tylko, jeśli te przyczyny zostaną zlikwidowane, ale akurat w tę stronę projekty PiS nie zmierzają. A przyczyny są takie jak niejasne prawo, olbrzymi zakres uznaniowości decyzji urzędników, skomplikowane przepisy podatkowe i akcyzowe, zbyt wysokie obciążenia narzucane przez państwo (akcyza jest znakomitym przykładem - im na jakieś dobro wyższa, tym opłacalniejsze staje się jego nielegalne sprowadzanie lub produkowanie i wprowadzanie do obiegu; gdyby nie poziom akcyzy na paliwo, nie byłoby prawdopodobnie afery paliwowej), zbyt głęboki poziom interwencji państwa w gospodarkę - a więc zbyt duża moc decyzyjna administracji państwowej, zbyt wiele spółek skarbu państwa itp. Do tego dodajmy opieszale działające sądy, brak weryfikacji sędziów po 1989 r. i leżącą egzekucję wyroków (tylko w tej dziedzinie PiS usiłował coś zrobić, ale bez wielkich sukcesów), a dostaniemy wymarzone środowisko dla rozwoju układów i układzików.
Powołanie CBA było dla mnie symbolem doraźności i efekciarstwa i to zdanie podtrzymuję zdecydowanie. CBA miałoby sens, gdyby jednocześnie PiS przedsięwziął bardzo potrzebne dzieło przebudowy państwa w kierunku większej swobody obywateli, ograniczenia możliwości kombinowania przez urzędników, uproszczenia prawa, likwidacji bezsensownych przepisów. CBA mogłoby wtedy być cennym i potrzebnym uzupełnieniem.
Niestety, wizja premiera zmierza w całkiem przeciwną stronę: skoro istnieją patologie, państwo musi być silne. To jest myślenie o państwie w kategoriach mechanizmu z trybikami, a nie układu scalonego, w kategoriach XIX, a nie XXI wieku. Silne państwo - tak jak je rozumieją Kaczyńscy, czyli państwo z bardzo rozbudowanymi kompetencjami, państwo maksimum - jest w stanie przeprowadzić kilka spektakularnych akcji przeciwko „możnym", ale nie jest w stanie z definicji zlikwidować okoliczności, jakie umożliwiają tym „możnym" kombinowanie. Nigdy natomiast owe silne państwo nie będzie w stanie unieszkodliwić wszystkich „możnych".
Wielu żartowało sobie dzisiaj ze słów premiera o komputerowym modelowaniu „układu". Nie wiem, jak taki model wygląda dokładnie, bo tego premier nie powiedział. Na pewno można zbudować ogólny socjologiczny model zależności, tworzących patologie, które według Jarosława Kaczyńskiego składają się na „układ". A skoro tak, to pewnie można i zbudować model komputerowy. Nie wierzę natomiast w jakiś model, gdzie w centrum stałby pan Pipsztycki, po bokach panowie Bumbalski i Tumbalski, a gdzieś dalej Kaczmarek, Krauze, Netzel.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka