Dziennik.pl podał, że Kancelaria Premiera rozważa postawienie wokół budynku płotu. Janek Dziedziczak nawet za bardzo nie usiłuje zaprzeczać, tylko coś tam mówi, że nie w czasie rządów PiS.
Tych, którzy Warszawy nie znają lub dawno nie byli, informuję, że w tej chwili teren KPRM jest oczywiście szczelnie ogrodzony, ale można swobodnie przejść wzdłuż fasady budynku Kancelarii Alejami Ujazdowskimi, w tym obok jej głównego wejścia (choć premier i ministrowie wjeżdżają zwykle nie od frontu, ale z boku, wchodząc wejściem już na ogrodzonym terenie). Nie bardzo więc wyobrażam sobie, jak by to dodatkowe ogrodzenie miało wyglądać. KPRM chce zająć i zagrodzić całą jedną stronę alei czy jak?
Podobne pomysły, dotyczące ogrodzenia terenu Sejmu, pojawiają się od jakiegoś czasu. I znów informacja: dzisiaj Sejm właściwie nie jest ogrodzony dla ruchu pieszego. Idąc od Wiejskiej w kierunku Prusa można sobie skrócić drogę między sejmowymi budynkami i wielu warszawian tak właśnie robi.
Pamiętam, jak przed poprzednimi wyborami dyskutowałem ze znajomymi o tym, czy forma, w jakiej rządzący sprawują swoje urzędy, ma znaczenie czy nie. Ja twierdziłem, że ma. Że jest funkcją tego, jak władza widzi swoje miejsce w państwie i swoją rolę wobec obywateli. Przypominają mi się drzwi do kamienicy przy Downing Street 10, gdzie po prostu puka się kołatką. Owszem, ulica jest zamknięta dla osób z zewnątrz, ale akurat w Wielkiej Brytanii, z jej historią zamachów terrorystycznych IRA i bombowymi zamachami al Kaidy jest to zrozumiałe. A kancelaria brytyjskiego premiera opłaca za przejazdy jego służbowego auta congestion charge.
W Polsce jest tylko groteskowe, gdy premier - i nie chodzi jedynie o premiera Kaczyńskiego, bo tak samo zachowywał się Leszek Miller - chodzi wszędzie w obstawie dywizji borowików. Skrajnie groteskowy jest Ludwik Dorn, który nawet po Sejmie poruszał się w szyku zwartym z pięcioma ochroniarzami (choć muszę przyznać, że gdy dzisiaj rano mijałem go w drzwiach radia przy Malczewskiego, był tylko z rzecznikiem i jednym borowikiem). Żenujący byli Lepper i Giertych, którzy z rządowej ochrony zrobili sobie zabawkę. Pocieszny był Przemysław Gosiewski, gdy na nieoficjalne spotkanie wtarabaniał się kolumną rządową do parku narodowego, bo nie mógł przejść paruset metrów na własnych nogach. O idiotyzm zahacza, gdy z powodu obecności prezydenta Kwaśniewskiego w Juracie Marynarka Wojenna zamykała część przylegającego akwenu.
W pierwszej połowie lat 90. premierom zdarzało się jeszcze spacerować samemu po ulicach, jeździć prywatnym samochodem i unikać całej tej pompy. Potem do takiego stylu wrócił na moment Marek Belka, który lubił wymykać się ochronie, żeby pójść sobie spokojnie do kina. Usiłował też działać w ten sposób Kazimierz Marcinkiewicz, bardziej dla wizerunku niż z przekonania.
Jest teoria, że władza nie może być nadmiernie skromna i zbyt bliska obywatelom, ponieważ obywatele w demokracji chcą widzieć w niej jakiś majestat, skoro nie mają już króla. Częściowo się z tym zgadzam - prezydent, mieszkający w bloku, byłby niepoważny. Jednak otaczanie się przez władzę takimi barierami - oczywiście przy zachowaniu proporcji - jakimi otacza się prezydenta USA, jest śmieszne i nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia. Zabawne są tłumaczenia niektórych premierów, którzy wyjaśniali, że chcieli, żeby było dyskretniej i skromniej, ale BOR nie pozwala. To kto w końcu rządzi: premier BOR-em czy BOR premierem?
Wątek poskromienia dworskich nawyków władzy w tej kampanii jest właściwie nieobecny. Nie widzę też u żadnego z liderów woli sprowadzenia tychże do właściwych proporcji. Obawiam się, że ogrodzenie wokół KPRM byłoby naturalną konsekwencją stosunku polityków do swojej roli w państwie. Obojętnie, kto by Kancelarią Premiera rządził.
Przypomniała mi się scenka sprzed paru dni, gdy jakaś telewizja nagrywała setkę z Janem Rokitą gdzieś na warszawskiej ulicy. Rokita skończył, pomachał do kamery i podbiegł do stojącego na przystanku autobusu. Rokita faktycznie bardzo często przemieszczał się po mieście autobusami i korona - a może raczej kapelusz - jakoś mu od tego z głowy nie spadł.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka