Czytelników zainteresowanych osobą Stanisława Kozieja pragnę poinformować, że nie prowadziłem szeroko zakrojonych poszukiwań archiwalnych na jego temat. Moja poprzednia publikacja miała charakter przyczynku do artykułu zamieszczonego na jego temat w „GP”.
Cytowany w publikacji dokument pochodzi z jednej z teczek Ryszarda Kuklińskiego, a cały dotyczy operacji WSW w Zarządzie I Sztabu Generalnego – wymierzonej w dublera (!). Analitycy WSW, na podstawie lektury wywiadu Kuklińskiego w paryskiej „Kulturze”, doszli do wniosku, że CIA może mieć w Sztabie Generalnym LWP kolejnego agenta. Wśród osób poddanych inwigilacji znalazł się Koziej, a oprócz niego wzięto pod uwagę jeszcze sześciu oficerów. W dokumencie zaznaczono, że w sprzyjających warunkach operacja może doprowadzić do werbunku. Tożsamości źródeł WSW nie podano, ale niewątpliwie są to pracownicy tego Zarządu, tajni współpracownicy: „Juhas”, „Mecenas”, „Dinozaur”, „Henryk”, „Koliber” i „Wierzba”. Do kompletu oficerowie operacyjni dysponowali OZ (osobami zaufanymi, o ile mnie pamięć nie myli), partyjnymi żołnierzami, wojskowym odpowiednikiem kontaktu operacyjnego. Ponadto zastosowano technikę operacyjną, czyli podsłuchy, podglądanie listów na poczcie, śledzenie i tajne włamania. Chociaż w WSW służyli nie gorsi „specjaliści” niż w SB, terminologii wojskowych służb PRL próżno szukać w Słowniku IPN.
Zadaję sobie pytanie, czy można uznać Kuklińskiego za bohatera i nie przeczytać jego teczki?
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura