Koncepcja zaprzęgnięcia dziennikarzy do reprezentowania interesów wywiadu wojskowego nie narodziła w czasach upadku PRL, afery FOZZ czy „Rosomaka”. Na ślady posługiwania się prasą w wojnie psychologicznej znalazłem w teczce dokumentacji z drugiej połowy lat 60-tych.
Rezydent wywiadu w Lozannie zameldował Centrali o aferze „Bazylego”. Z kontekstu wynika, że chodzi wydalenie przyłapanego na szpiegostwie podwładnego. Rezydent zabiegał w Centrali o prasową nagonkę na szwajcarską dyplomację i kontrwywiad:
/.../ Tutejszym czynnikom trzeba dać wyraźnie do zrozumienia, że bezkarne, manifestacyjne kompromitowanie nas nie może mieć więcej miejsca.
W tym celu na łamach naszej prasy powinny ukazywać się artykuły podobne do tego, który zamieszczony został w jednym z naszych tygodników przez „Ostrowidza”. W artykułach takich trzeba wykazywać, że kraj ten jest głęboko zacofany politycznie, polityka neutralności to wielka fikcja, że kraj ten jest krajem policyjnym utrzymującym kompromitujące kontakty z określonymi kołami w NRF, żyjący z obcej siły najemnej itd. W artykułach takich trzeba wskazać na prowadzoną politykę zastraszania i prześladowania ludzi pochodzących z naszych krajów stosując perfidne metody nacisku ekonomicznego i policyjnego. Z jednej strony będzie to czysta prawda, z drugiej – zapłata za systematyczne oczernianie naszego kraju w większości tutejszych gazet i z trzeciej – załatwimy po drodze nasze z nimi porachunki.
Maj
W efekcie nagonki szwajcarski policjant czy agent mieli nie robić sobie i wywiadowi kłopotów i przymknąć oczy na ich operacje.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura