Polskie dziedzictwo wolności i solidarności może zatrzymać główny nurt ekonomii płynący do cyber niewolnictwa.
Od rynku ku solidarności – nowe horyzonty refleksji ekonomicznej
Współczesna refleksja ekonomiczna znajduje się w punkcie przesilenia. Jeszcze niedawno głównym obszarem troski badaczy i polityków była kwestia instrumentarium rynku – jak zachować jego przejrzystość, jak chronić wolną konkurencję, jak równoważyć rolę państwa i mechanizmów samoregulacji. Tymczasem świat cyfrowy, oparty na wykorzystywaniu przewag danych, algorytmów i globalnych platform, unieważnia wiele z tych klasycznych pytań. Rynek, rozumiany jako sieć autonomicznych transakcji regulowanych przez instytucje państwa, ustępuje miejsca ekosystemom zarządzanym centralnie, w których niewielu aktorów decyduje o warunkach dostępu do pracy, usług czy informacji. Samoregulacja rynku staje się złudzeniem, bo przepływy kapitału i wiedzy kontrolowane są przez infrastrukturę cyfrową, a nie przez swobodną grę podaży i popytu.
Uważam że w tej sytuacji obrona społecznej gospodarki rynkowej w jej dawnym kształcie jest anachronizmem. Nie oznacza to jednak, że należy porzucić jej sens – zakorzeniony w konstytucyjnej zasadzie solidarności, własności i podmiotowości człowieka. Oznacza to raczej potrzebę przesunięcia perspektywy: od pytań o rynek ku pytaniom o potrzeby, od troski o mechanizmy konkurencji ku trosce o relacje solidarności. Modernizacja ustroju gospodarczego wymaga bowiem nowej logiki, w której instrumenty nie są już celem samym w sobie, lecz narzędziem rozpoznawania i zaspokajania realnych ludzkich potrzeb.
Ekonomia przyszłości nie może redukować się do wskaźników wydajności ani do analizy krzywych podaży i popytu. Jej centrum musi stanowić człowiek – nie jako konsument podlegający manipulacji algorytmów, ale jako osoba, która współtworzy wspólnotę, rozwija wiedzę i szuka sensu w pracy. Solidarność nie jest w tym ujęciu dodatkiem do efektywności, lecz podstawową kategorią regulacyjną – jedyną zdolną przeciwstawić się logice monopolizacji, globalnej centralizacji i zniewoleniu.
Dlatego nowa refleksja nad społeczną gospodarką rynkową powinna odwoływać się do „ekonomii potrzeb i solidarności” – nurtu, który pyta nie tyle o to, jak działa rynek, lecz o to, jak technologia, wiedza i instytucje mogą służyć wspólnemu dobru. W tym przesunięciu zawiera się najgłębszy sens humanizacji gospodarowania: zrozumienie, że przyszłość nie należy do rynku pozostawionego samemu sobie, lecz do wspólnot zdolnych do współodpowiedzialności i twórczej solidarności w świecie, w którym narzędzia techniczne przestały być neutralne.
Zrównoważony rozwój – między kolektywizmem a personalizmem
Jednym z najpoważniejszych defektów głównego nurtu współczesnej ekonomii jest sposób, w jaki pojęcie „zrównoważonego rozwoju” zostało zredukowane do ram kolektywistycznych. Ekonomiści i politycy, odwołując się do tego terminu, traktują go najczęściej jako wskazanie dla wspólnoty politycznej – swoisty schemat całościowego powiązania wymiarów przyrodniczych, społecznych i technologicznych. W tym ujęciu „zrównoważony rozwój” staje się kategorią makrostrukturalną: miernikiem dla państw, regionów, organizacji międzynarodowych. Wertykalnych ocen, na ile dane społeczeństwo potrafi zintegrować polityki środowiskowe z politykami gospodarczymi i społecznymi, jak wygląda bilans emisji, jaki jest stosunek innowacji technologicznych do degradacji naturalnej.
Defekt polega jednak na tym, że perspektywa kolektywistyczna ignoruje osobowy wymiar zrównoważenia. Wskaźnik staje się abstrakcyjną miarą równowagi systemowej, a nie narzędziem refleksji nad życiem człowieka. Tymczasem to właśnie w personalistycznym rozumieniu zrównoważony rozwój zyskuje najgłębszy sens. Nie jest bowiem tylko harmonią pomiędzy przyrodą, społeczeństwem i technologią, lecz postulatem równowagi w podstawowych wymiarach kultury: czasu, przestrzeni i wiedzy.
Z perspektywy jednostki i wspólnoty lokalnej pytanie o zrównoważenie dotyczy tego, czy czas naszego życia nie został podporządkowany jedynie logice przyspieszenia i natychmiastowości, czy przestrzeń nie została sprowadzona do wirtualnych relacji pozbawionych bliskości, czy wiedza nie została rozbita na fragmentaryczne informacje oderwane od prawdy i sensu. Jeśli te trzy symetrie – czasowa, przestrzenna i epistemiczna – zostają zniszczone, żadna makroekonomiczna integracja polityk klimatycznych, gospodarczych i społecznych nie przywróci równowagi.
Dlatego personalistyczne traktowanie kategorii „zrównoważonego rozwoju” jawi się jako korekta ujęcia kolektywistycznego. Pozwala ocenić, czy rozwój służy naprawdę człowiekowi, czy też redukuje go do trybiku w globalnym mechanizmie integracji. To przesunięcie perspektywy – od państwa do osoby, od polityki do kultury – wydobywa na nowo potencjały solidarności. Solidarność bowiem nie jest efektem równoważenia systemów, lecz zdolnością ludzi do bycia razem w czasie, przestrzeni i w prawdzie.
Polska powinność – od personalizmu i solidarności ku nowej definicji rozwoju
Jeżeli świat ekonomii wymaga dziś przesunięcia perspektywy od rynku ku solidarności i od kolektywizmu ku personalizmowi, to właśnie Polska posiada szczególny mandat, by wnieść do tej debaty własny głos. Ten mandat wyrasta z dwóch źródeł – z dziedzictwa intelektualnego lubelskiej szkoły personalizmu oraz z politycznego dziedzictwa ruchu społecznego „Solidarność”.
Lubelscy myśliciele – Wojtyła, Krąpiec, Bartnik – uczyli, że człowiek jest bytem relacyjnym, że godność osoby nie może być redukowana do funkcji ekonomicznych, a rozwój nie jest procesem mechanicznym, lecz osobowym. W ich filozofii odnajdujemy kategorię symetrii: czasu, przestrzeni i wiedzy, które muszą pozostawać w równowadze, by życie człowieka zachowało sens i pełnię. Ta szkoła personalizmu stanowi dziś bezcenne źródło dla refleksji nad kryzysem współczesnej ekonomii, która zagubiła osobowy wymiar zrównoważenia, zatrzymując się na systemowych uśrednieniach i kolektywnych wskaźnikach.
Z kolei doświadczenie polityczne „Solidarności” przypomina, że solidarność nie jest abstrakcyjną ideą, lecz praktyką zdolną przekształcić historię. To właśnie nad Wisłą, w realiach opresji politycznej i gospodarczej, zrodził się ruch, który potrafił połączyć wolność jednostki z siłą wspólnoty, prawa pracownicze z etyką odpowiedzialności. „Solidarność” była doświadczeniem masowym, ale zarazem głęboko personalistycznym: jej sens nie polegał na kolektywistycznym programie, lecz na afirmacji człowieka w relacji – robotnika, nauczyciela, inteligenta, każdego, kto domagał się szacunku i prawdy.
Zestawienie tych dwóch dziedzictw tworzy wyjątkową polską szansę. Polska może zaproponować światu nową definicję zrównoważonego rozwoju – nie jako makroekonomicznego wskaźnika, ale jako troski o symetrię życia ludzkiego; nie jako kolektywnej integracji systemów, ale jako solidarnego współistnienia osób. W dobie cyfrowej centralizacji i kryzysów globalnych takie przesunięcie nie jest tylko teoretyczną propozycją, lecz koniecznością.
„Owocowanie fenomenu solidarności” polega na tym, że polska tradycja personalizmu i solidarności podpowiada odpowiedź na kryzys globalizacji: zamiast pogodzić się z dominacją technokratycznych schematów, można zaproponować kulturę rozwoju, która wyrasta z pamięci, z godności osoby i z doświadczenia wspólnotowego oporu. To powinność, ale i szansa – by uczynić z Polski laboratorium humanizacji gospodarowania i ważny punkt odniesienia dla refleksji ekonomicznej XXI wieku.
Inne tematy w dziale Gospodarka