zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne

Moda na hejt. Od jednej gwiazdki do niszczenia polskiej marki

Redakcja Redakcja Moda i uroda Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Monika Kamińska i Roman Zaczkiewicz stworzyli swoje marki, by walczyć z masową, nieetyczną modą, opartą na sztucznych tkaninach i unifikacji wzorów. Teraz potrzebują walczyć z nieuczciwymi zarzutami. Wszystko zaczęło się od jednej gwiazdki w Google.

Zaczynali od zera, teraz dyktują trendy w klasycznej modzie 

Łączy ich podobna droga biznesowa – kręta i pełna determinacji – oraz wspólny butik na Niecałej 7 w Warszawie, w którym zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogą doświadczyć luksusu świetnie skrojonej odzieży uszytej z dbałością z naturalnych tkanin. 

Monika Kamińska jest twórczynią kobiecej marki modowej. Gdy centra handlowe zalewał poliester, Monika odkryła wełnę i oddała się projektowaniu i szyciu ubrań z wyłącznie naturalnych, jakościowych tkanin. Jej zaangażowanie przyciągnęło szerokie grono kobiet, które chłoną ogromną wiedzę Moniki o materiałach i doceniają komfort, jaki daje im ich noszenie. 

Czytaj: Sara James w finale amerykańskiego "Mam talent". Nie obyło się bez małej wpadki


image

Monika Kamińska

– 8 lat temu sama pakowałam przesyłki dla pierwszych klientek w pokoju rodziców. Od tej pory ciągle prowadzę swoją markę i jestem wierna mojej misji edukacyjnej. Nie boję się kontrowersyjnych tematów, mówię wprost o szkodliwości poliestru czy mikroplastiku. Edukuję o wpływie masowej mody na ocieplenie klimatu – tłumaczy Monika Kamińska. – Czy narażam się tym producentom niskiej jakości odzieży? Oczywiście, hejt w moją stronę wymierzany jest regularnie. Ale te groźby nie mają wpływu na moją misję – podkreśla.

W tym samym czasie swoją markę pod nazwą Zack Roman tworzył zupełnie od zera Roman Zaczkiewicz. Nie dysponował finansami, miał za to potężny zapał do pracy. Pasja do ubrań poprowadziła go do stworzenia poczytnego bloga o eleganckiej modzie męskiej Szarmant.pl. Przerodził się on w pierwsze kolekcje szyte z najwyższą dbałością o każdy detal. Doceniło je imponujące grono mężczyzn, stęsknionych za szykowną odzieżą, która perfekcyjnie leży. 

image

Roman Zaczkiewicz 

– My nie tylko sprzedajemy towar, ale uczymy klientów, jak nosić garnitur, dobrze wiązać krawat, co do czego dobrać. Noszenie garnituru uszytego u nas ma być przyjemnością i wiemy od klientów, że tak właśnie jest – opowiada Roman Zaczkiewicz. – Sam chętnie obsługuję klientów w butiku, a moim wynagrodzeniem jest także uśmiech na twarzach mężczyzn, którzy pierwszy raz w życiu mają na sobie świetnie leżący garnitur z materiału najwyższej jakości - zaznacza.

Co się kryje pod jedną gwiazdką w Google? 

Prace nad najnowszymi kolekcjami zaburzyły jedne odwiedziny w butiku, po których nastąpił szokujący dla obu przedsiębiorców zbieg zdarzeń. 

Młody mężczyzna wszedł do sklepu z pytaniem o konkretny model marynarki, który w butiku Zack Roman można uszyć jedynie na zamówienie, co trwa 6-8 tygodni. Gdy usłyszał, że blezer nie jest dostępny od ręki, wyszedł bez słowa. 

– Nie mamy w stałej ofercie blezerów i trudno od nas tego oczekiwać, gdyż nigdzie o tym nie informujemy. To tak jak pójść do restauracji i wyrazić rozczarowanie brakiem dania, którego nie ma w menu. Jedyna możliwość, by zakupić u nas blezer to szycie go pod wymiary zebrane od klienta – wyjaśnia Roman Zaczkiewicz.

Okazało się, że był to dopiero początek lawiny wydarzeń. Niedługo później Zack Roman otrzymał w Google ocenę z 1 gwiazdką, zamieszczoną przez użytkownika przedstawiającego się jako M.T. Zanim autor zdecydował się ją usunąć, poruszony Roman Zaczkiewicz podjął kroki, by wyjaśnić sytuację. 

– Dla każdego właściciela firmy, który tak mocno dba o jakość i relacje z klientami, negatywna opinia to mały dramat. Jestem osobą doglądającą każdego szczegółu w mojej firmie, a na zadowoleniu klienta zależy mi najmocniej, każdy z nich zasługuje u nas na wyjątkowe traktowanie. Do tej pory na prawie 300 opinii w Google nasza średnia ocena wynosiła 4,8. Ta jedna gwiazdka była dla mnie znakiem, że coś poszło nie tak. Chciałem poznać powód, zwłaszcza że poza gwiazdką nie umieszczono żadnego komentarza – opowiada właściciel Roman Zaczkiewicz. 

Nie spodziewał się, że próba wyjaśnienia sytuacji doprowadzi do takiej eskalacji.

Networking czy prześladowanie?

Jako że niezadowolony klient podpisał się imieniem i nazwiskiem, Roman Zaczkiewicz znalazł go z łatwością w serwisie społecznościowym LinkedIn. Zdecydował się napisać do niego prywatną wiadomość. Zaprosił M.T do grona znajomych, ale z przyczyn technicznych nie był w stanie skierować do niego bezpośredniej wiadomości z pytaniem o powód wystawienia w Google jednej gwiazdki. 

W międzyczasie Zaczkiewicz zauważył, że wraz niezadowolonym klientem mają wspólnego znajomego, zwrócił się więc do niego z pytaniem o możliwość połączenia ich. Jest to standardowe działanie na LinkedIn, którego główną funkcjonalnością jest networking i nawiązywanie relacji dzięki wspólnym znajomym, branży czy zainteresowaniom. 

M.T odmówił kontaktu, po czym usunął negatywną opinię w Google. Zaczkiewicz odpuścił i uznał sprawę za zamkniętą. Koniec był jednak pozorny. 

Załatwić temat "raz na zawsze"

M.T. zdecydował się przyjąć zaproszenie Zaczkiewicza, ten więc wysłał mu niezwłocznie wiadomość z przeprosinami i kulturalnym pytaniem o powód tak niskiej oceny. 

Odpowiedzi nie dostał. Zamiast niej T. aktywował się na modowej grupie facebookowej, zakładając pełen emocji wątek skierowany zarówno przeciwko Zaczkiewiczowi i, co zastanawiające, Monice Kamińskiej. Deklaruje w nim, że chce „załatwić temat raz na zawsze”. Zachęca członków grupy do anonimowych wypowiedzi, ostro krytykując Zaczkiewicza za… stalking w mediach społecznościowych. Wybór grupy jest nieprzypadkowy; Zaczkiewicz i Kamińska doświadczyli na niej bezpodstawnego hejtu już wielokrotnie na przestrzeni lat.

Czytaj: Znów iskrzy między Dudą a Owsiakiem. Prezydent nie przebierał w słowach

Tym samym M.T pokazał całą historię w krzywym zwierciadle. Z właściciela butiku, który osobiście interesuje się zadowoleniem klienta, stworzył rzekomego prześladowcę. Padł też zarzut o opryskliwą obsługę i brak asortymentu. 
Tego samego, którego w butiku nigdy nie było i nie miało prawa być.

image
Wpisy w mediach społecznościowych autorstwa M.T


Śledztwo w toku

Zaczkiewicz nie zdążył otrząsnąć się z zaskoczenia, gdy nastąpił kolejny atak. Na Google zaczęły się pojawiać jednogwiazdkowe oceny zamieszczane 2-3 krotnie pod tymi samymi nazwiskami. 

– Przez lata prowadzenia firmy tego rodzaju oceny otrzymywaliśmy wyłącznie od osób źle nam życzących lub po prostu od konkurencji. Każdą taką ocenę pragnę zawsze zweryfikować z osobą, która ją wystawiła, by dojść do sedna i poprosić o wskazówkę, co moglibyśmy zrobić jeszcze lepiej niż do tej pory – tłumaczy Zaczkiewicz. 

Jak to możliwe, że brak blezera spoza oferty butiku powoduje tak ostrą reakcję klienta? Odpowiedź przyszła wraz z mailem, który wpadł na skrzynkę Zaczkiewicza. Wysłany został w ramach rzekomego śledztwa dziennikarskiego, które prowadzi jeden z plotkarskich portali. Tak się składa, że jego współwłaścicielem jest… nikt inny, jak M.T. 

Jakby dotychczasowych ataków było mało, tematyka pytań w wiadomości e-mail wykroczyła daleko poza niezadowolenie z niedostępności jakiegoś produktu w butiku. 

Anonimowy autor wiadomości w sposób tendencyjny pyta m.in. o relacje z pracownikami. To pytania z tezą, które insynuują sytuacje, jakie nigdy nie miały w firmie miejsca. Co więcej, kilka z nich dotyczy jedynie Moniki Kamińskiej, która w żaden sposób nie jest powiązana z brakiem męskiej marynarki w butiku. 

Ton narracji jest oskarżający, a redakcja daje na odpowiedź zaledwie kilka godzin, grożąc publikacją. 

Właściciele marek mają podejrzenia, że za całą sprawą może stać były pracownik, który zainspirował M.T do przeprowadzenia prowokacji.

– Przez nasze firmy przewinęło się przez ponad 10 lat spore grono osób. Tworzymy nowe kolekcje, dużo się u nas dzieje, jest intensywnie. Taka praca to wiele satysfakcji i nowe bodźce, ale, co naturalne, nie każda osoba sprawdzi się w działaniu z naszymi produktami i wymagającymi klientami. Część z nich siłą rzeczy może mieć do nas żal za decyzję o rozwiązaniu współpracy. Jednak podkreślam, że każdą osobę traktowaliśmy z należytym szacunkiem – podkreśla Monika Kamińska. 

– Nie lubimy zwalniać, zresztą kto to lubi robić? Tylko psychopata. Wszyscy pracujący u nas, jeśli powinęła im się noga, otrzymywali drugie, trzecie, a nawet czwarte szanse – dodaje Roman Zaczkiewicz. – Z perspektywy czasu oceniam, że byliśmy zbyt łagodni i trzymaliśmy ludzi, którzy nie spełniali naszych oczekiwań zbyt długo. To zawsze odwracało się przeciwko nam – ocenia.

Polska moda na hejt?

Ta historia z boku może zdawać się słowną przepychanką pełną absurdów, prowadzi jednak do szerszych refleksji: gdzie jest granica między wyrażaniem negatywnej, lecz konstruktywnej opinii, a umyślnym działaniem na niekorzyść osoby lub jej marki? 

Polskie, etyczne marki modowe nieraz doświadczały podobnych ataków. Zdarzało się już, że ich sukces, mimo transparentnych działań i imponującego grona oddanych klientów, sprowokował do hejterskich działań. Głośno było o atakach na takie polskie firmy jak Risk, Nago i Elementy.

- Atakowanie osób, które odniosły sukces w trudnej branży modowej jest niestety w naszym kraju na porządku dziennym. Mało kto wie, ile wysiłku i energii kosztuje zbudowanie takiej firmy praktycznie od zera. Wciąż niewiele osób dostrzega, ile pracy właściciele polskich marek modowych wkładają w edukację klientów. Dla mnie największa wartość mają wiadomości: „Monika, nie wierzyłam ci w tę wełnę, ale kupiłam i dopiero teraz widzę, jaka to jest różnica pomiędzy noszeniem ubrań z poliestru”. Tym bardziej jest mi przykro, że zamiast skupić się w pełni na mojej misji, muszę odpowiadać na zarzuty wyssane z palca – komentuje Kamińska.

– Kiedy branża garniturowa na przestrzeni ostatnich lat odnotowuje spadki, my mamy wzrosty. Sprzedajemy produkt, która prasa uznała za niesprzedawalny, a garnitur za martwy – opowiada Zaczkiewicz. – Dotychczasowa ocena 4.8 w Google to w naszej branży rewelacja, a setki zadowolonych klientów są naszym najlepszym wyznacznikiem, że nasza wizja mody trafia w ich gusta. Nasze marki to my, jesteśmy z nimi nierozerwalnie związani i naturalne, że takie incydenty jak ten mocno bolą. Wiemy jednak, że to tylko epizod i za moment będziemy mogli w pełni się oddać tworzeniu nowych kolekcji - kończy właściciel marki Zack Roman. 

Podjęliśmy próbę wyjaśnienia sytuacji z M.T. Na pytania naszej redakcji nie otrzymaliśmy jednak od niego żadnej odpowiedzi. 

PJ

Czytaj dalej: 







Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości