Jutro kolejna rocznica ogłoszenia przez Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego, na obszarze całego kraju.
Jak go się wtedy - w grudniu 1981 r. - nienawidziło.
Były powody. Ludzi wyciągano z mieszkań i internowano. Dzieci pozostawione w domach próbowano odbierać chwilowym opiekunom, dla jeszcze większego zdołowania tych, których aresztowano. Łamano wszelkie prawa człowieka. Zwichnięto wiele zawodowych karier.Itd.
Potem była głęboka konspira. Niektórzy jeszcze się ukrywali. Drukowano i rozprowadzano ulotki. Były organizowane tajne spotkania. Niektóre na plebaniach kościołów. A w mszach brali udział wierzący i niewierzący, dla pokazania znaku: Wiktorii. Byli tam też SB-ecy, którzy niby dyskretnie notowali, kto bierze udział w nabożeństwach, jednocześnie najgłośniej śpiewając pieśni religijne, dla zakamuflowania swego ukorzenienia. Aby po wyjściu z kościoła przejść do aresztowań tych, którzy np. przypięli sobie znaczek "Solidarności" i zapomnieli go zdjąć...
A i z księżmi też różnie bywało. Ten, u którego na plebanii - w mojej okolicy - odbywało się najwięcej konspiracyjnych spotkań, nawet w czasie stanu wojennego miał /jak się okazało później/ paszport konsularny i jeździł np. do Szwajcarii, gdy przeciętny człowiek, nawet kiedy chciał wyjechać z miasta do miasta w Polsce, musiał zwracać się o pozwolenie do miejscowego, stosownego urzędu.
Konspira kwitła, ale prócz przemyślanych działań i akcji, odbywała się też amatorska partyzantka i np. umyślny po ulotki, po drodze zapominał hasła, a domagał się wydania bibuły. Trzeba było na czuja uznać, że to swój, a nie SB-ek.
Prócz strachu ludzie odczuwali - jednak - wartość ze wspólnego celu, czyli oporu wobec zniewolenia. I nie tylko tego z okresu stanu wojennego, ale też z wcześniejszych lat "przyjaźni" polsko-radzieckiej.
Przeżyliśmy stan wojenny, aby po latach od jego wprowadzenia, w 1989 r. odzyskać niepodległość.
Dziś mamy demokratyczny kraj i powinniśmy się z tego cieszyć. Jest jednak grupa takich Polaków, którzy bez zadym nie potrafią żyć. Mają swojego guru, który chce ich jutro, w rocznicę ogłoszenia stanu wojennego, wyprowadzić na ulice Warszawy. A 13 grudnia 1981 r., gdy większość opozycjonistów dawno już siedziała w aresztach, on grzał się do południa pod pierzyną. Dziś mu nic nie grozi, więc chce udawać rewolucjonistę.
Szczęśliwie dla Polski jego opcja przegrywa, od lat. Szkoda tylko tych gorących młodych głów, które i tu na Salonie, pozwalają sobą manipulować, dla jego chęci burzenia i stania sztorcem wobec rządzących przeciwników politycznych, niezależnie od ich działań.
Inne tematy w dziale Polityka