Prezes Kaczyński wzbudza zadziwiające uczucia u swoich dawnych podwładnych. Bo co prawda go opuścili, ale wciąż jednak o nim myślą i mówią.
Niedawno wiele o Prezesie - jednocześnie porzucając go - wypowiadali się panowie Kurski i Ziobro. A teraz europoseł Migalski - też "banita" - wydał broszurę, w której zawarł własne rozterki na temat swego niedawnego idola. I np. pisze o nim, że jest charyzmatyczny, ale groteskowy, oczytany, ale archaiczny. Niszczy mężczyzn, a kobietom pobłaża.
Jakież wielkie uczucie niespełnienia musi miotać panem Europosłem, że posunął się, aż do pozycji wydawniczej mówiącej o swym niedawnym szefie.
Europoseł przyznaje też, że przychylność Prezesa utracił, gdy kupił dla swej dziewczyny czerwone stringi i został przy tym uczynku przyłapany przez fotografów. Podobno Prezes nie był sklonny przejść do porządku dziennego nad tym zdarzeniem. Może, gdyby to były zwykłe figi, ale stringi... One się panu Prezesowi źle kojarzą i Europoseł przepadł. Przestał być też dopuszczany do szefa, aby pewnie go nie zgorszyć, bo kto wie, czy nie chciałby się swoim zakupem pochwalić, a prezesowe oczy mogłyby nie mieć wtedy drogi ucieczki. Straszne.
Myślę, że panu Europosłowi potrzebna jest terapia, na to odrzucenie. Może jakieś spokojne piosenki - w wykonaniu fachowej kadry - by się zdały.
I tylko bez nerwów...
Inne tematy w dziale Polityka