W 30-tą rocznicę wojny, jaką o Falklandy stoczyły Wlk. Brytania i Argentyna, znów narasta konflikt między obu krajami.
I tak, jak w 1982 r., to Argentyńczycy rozpoczęli wojnę, wkraczając na Falklandy i okupując je przez ok. 2 m-ce, tak dziś wszystko zaczęło się od zakazu zawijania do argentyńskich portów, statków zarejestrowanych na Falklandach. Wtedy - jednak - chodziło o terytorium i chęć jego posiadania, a dziś pewnie też o kasę, która może popłynąć, ponieważ pod dnem morskim wokół wysp, kompanie naftowe odkryły wielkie pokłady ropy.
W odpowiedzi na argentyński zakaz i prowokacje /np. pani prezydent Argentyny wygłaszała przemówienie na tle mapy wysp, w barwach argentyńskiej flagi/, Brytyjczycy wysłali na Falklandy: księcia Williama, wnuka królowej Elżbiety II, który ma tam przebywać przez 6 tygodni i odbywać służbę, jako pilot helikoptera ratunkowego oraz swój najnowocześniejszy okręt, HMS Dauntless.
W tych okolicznościach Argentyńczycy rzucili newsem, że Brytyjczycy wysłali - dodatkowo - na płd. Atlantyk podwodny okręt atomowy, czemu Brytyjczycy zaprzeczyli. Ale sprawa i tak, może trafić na forum ONZ.
Argentyńczycy chyba liczą, że zmuszą Brytyjczyków do rozmów na temat przynależności Falklandów, ale Londyn zdecydowanie nie przewiduje żadnych zmian w statusie terytorialnym wysp.
Raczej na nic zdadzą się pohukiwania płynące z Argentyny, czy to w formie przemówień oficjeli czy też protestów ulicznych z odgrażaniem się: My tu wrócimy. Precz z Falklandów. Tym bardziej, że jak widziałam w telewizyjnej relacji rozmów z mieszkańcami wysp, wolą oni należeć do Wielkiej Brytanii, niż do Argentyny. A i siła militarna obecnej Argentyny - w stosunku do brytyjskiej - jest słabsza.
Oby tylko politykom argentyńskim nie przyszedł do głowy, jakiś desperacki czy populistyczny czyn, który mógłby pochłonąć niepotrzebne ofiary.
Inne tematy w dziale Polityka