Mija właśnie sto dni, od kiedy nowa ekipa koalicyjnego rządu Platformy Obywatelskiej-PSL rozpoczęła drugą kadencję swych rządów. I ogólnie: jest cieniutko...
Premierem pozostał Donald Tusk i to on ponosi największą odpowiedzialność za sposób, w jaki jego ekipa sprawuje władzę.
Zaczęło się od zawirowań z ustawą refundacyjną, której projekt wyszedł z ministerstwa zdrowia. Wrzucony na minę Bartosz Arłukowicz z trudem radził sobie z niedoróbką, którą mu zostawiła jego poprzedniczka na urzędzie, Ewa Kopacz. A jej arogancja, którą biła publiczność po oczach, gdy twierdziła, że teraz, to Arłukowicz odpowiada za resort, była nieznośna. Ale, jak się zostało Marszałkiem Sejmu - z namaszczenia szefa - to można było, takie androny opowiadać, bo kasa i tak płynęła, i płynie.
W poprzednim rządzie ministrem sprawiedliwości był Krzysztof Kwiatkowski, prawnik, który znał się na rzeczy i który miał dobre notowania, nie tylko pośród zwolenników koalicji. Niestety, premier nie powołał go ponownie na to stanowiko, za to wrzucił w ministry Jarosława Gowina, który na niuansach prawniczych się nie zna, ale ma się ich - podobno - uczyć.
Uroczym ministrem sportu i turystyki została Joanna Mucha. Biedna kobieta gubi się od początku urzędowania, ale miała być zderzakiem i się na to zgodziła, więc ma... Tylko, że zbliża się wielka, piłkarska impreza europejska - Euro2012 - i czas już na podejmowanie szybkich i ostatecznych decyzji, co do organizacji mistrzostw.
Na kolejnictwo i drogi został pchnięty Sławomir Nowak. I tu mamy uśmiechy i puszczaniek oczek do dziennikarzy, na konferencjach prasowych. Gdy na drogach: "palenie"... i zapewnianie... To - jednak - trochę mało, jak na kierowanie wdrażaniem unowocześnień, choćby na naszych drogach.
A ACTA? Tu premier sam poszedł na całość, najpierw kazał to coś - bez szczególnych konsultacji - podpisać, a teraz próbuje rakiem się z tego wycofać. Dziwne postępowanie.
No i przymiarki do zmiany systemu emerytalnego, przy których mam wrażenie, że to tylko jakieś szachy koalicjantów i pozorowane działanie.
Początek urzędowania rządu, to nie są sukcesy, a jak nie porażki, to zbyt małe oglądanie się na zdanie społeczeństwa lub ślimacze tempo w działaniu.
A jeśli chodzi o samego premiera, to jego siłą były: otwartość i chęć przyjaznego sprawowania władzy. Dziś mamy Donalda Tuska, który poucza i straszy innych /jak w przypadku lekarzy - duży błąd/, a sam nie chce się przyznać do własnych personalnych porażek, przy tworzeniu nowej ekipy.
Rząd, to nie jest miejsce na terminowanie. Ministrami mają być ludzie, którzy znają się na sprawach, którymi mają pokierować, w poszczególnych resortach.
Czas na zmiany, bo w innym wypadku Platforma straci swych zwolenników i przy następnych wyborach słono zapłaci, za swój - ostatni - brak wyczucia i intuicji. Tak, jak to było kiedyś w przypadku SLD.
Inne tematy w dziale Polityka