Jarosław Kaczyński uwierzył, że jest "zbawcom".
Choćby nie ogarniał całej sytuacji, jaka go otacza, to głosy robiące z niego zbawiciela, wystarczają mu do uwierzenia w swą moc.
I to, że się ośmiesza jest jego - ludzką - tragedią, ale to, iż wciąga w to kraj, już nie jest tylko jego osobistą sprawą, ponieważ jest on też liderem największej partii opozycyjnej. I tak, jak opozycja w innych krajach - a i kiedyś w Polsce - bywała i bywa konstruktywna, tak opozycja pod wodzą Kaczyńskiego, czyni tylko destrukcję. Bo czym innym jest chęć zanegowania demokratycznych wyborów Polaków?
Kaczyńskiemu nie podoba się Tusk, Pawlak, Ziobro i inni. Wymyślił sobie, że jest samotnym "jeźdźcem", który będzie wielbiony i "noszony" po ulicach.
Ale, czy chce rządzić? Nie sądzę, bo gdyby chciał, to starałby się poszerzać swój elektorat, a on go wręcz zawęża.
Marsze uliczne zwolenników PiS są tylko przejawem ich bezsilności, w obliczu braku sukcesów - na drodze parlamentarnej - partii przez nich popieranej.
I żal mi ludzi, którym ten "zbawiciel" namieszał w głowach i w tych, którzy nie ulegli jego czarowi, widzą wrogów, zaprzańców czy sługusów niemiecko-rosyjskich kondominiów.
To straszne, że to co udało się w 1989 r. - pokojowo - scalić, teraz, gdy wszystko wolno, jeden człowiek chce nam to odebrać, dla własnych niezaspokojonych ambicji.
Szkoda, że nie ma pośród nas Lecha Kaczyńskiego, bo on miał chyba pozytywny wpływ na brata, który za jego życia, tak nie "szalał".
Inne tematy w dziale Polityka