Marszałek Sejmu ogłosił datę wyborów prezydenckich: odbędą się 10 maja. To chyba dobra data, bo wcześniej - w maju - czekają nas święta państwowe, a 8 maja na Westerplatte będą odbywać się ważne spotkania i uroczystości. Wszystkiemu temu - z racji sprawowania urzędu - będzie patronować Prezydent RP. I tak powinno być.
Prezydent Bronisław Komorowski jeszcze oficjalnie nie potwierdził swego ponownego ubiegania się o najwyższy urząd w państwie, ale zapewne zrobi to w najbliższym czasie. I naturalnym będzie, że otrzyma poparcie Platformy Obywatelskiej.
Inne - ważniejsze - partie przedstawiły już swoich kandydatów, stawiając na twarze mniej znane od swych liderów, bo widać ci bali się podjąć walkę o prezydenturę z obecnym Prezydentem, gdy sondaże dają mu zwycięstwo już w I turze. Ale dzięki temu mamy w "blokach startowych" uśmiechniętego prawnika /namaszczonego przez samego pana Prezesa/, piękną panią doktor /ustawianą przez przewodniczącego Millera/ czy wystylizowanego "rolnika" /tu prezentacja kandydata przeszła wszystkie inne, a te maślane oczy panów Piechocińskiego i Kalinowskiego, gdy patrzyli na swego "czarnego konia", pewnie będą jeszcze długo pamiętane/.
Są też jeszcze inni chętni do kandydowania. I tak np.: Janusz Palikot z nowym gadżetem, bo - póki co - leżący w ... trumnie; Janusz Korwin-Mikke, który idzie w "króliki", więc też ojciec... narodu; Anna Grodzka, która - wg zwiadowców - podobno czasami nosi spodnie; Grzegorz Braun, "szybki i wściekły", choć czasami daje się wynosić z różańcem w ręce.
Wyborcy będą mieli - zapewne - sporo różnorodnych doznań podczas kampanii prezydenckiej. A dobrze byłoby, gdyby kandydaci nie rozczarowali do cna. Niech mówią mniej, ale z sensem, wtedy może zachęcą do aktywności wyborczej i nie będzie załamywania rąk nad frekwencją.
Inne tematy w dziale Polityka
