Świat ostatnio mocno oszalał. Jedni się reklamują, a potem chcą się swoimi - wypływającymi z takiego działania - błędami dzielić, gdy już fala biednych i dotniętych syndromem wojny ludzi ku nim zmierza. Jeszcze inni chcą załatwić swoje małe interesiki dokładając jednym, aby innym się przypodobać, choćby byli to dawni wrogowie, bo... może kaskę ściągną. Koszmary.
Postanowiłam trochę odreagować... i przejść się do kina, na film, który miał być szpiegowską komedią kryminalną. Mowa o obrazie "Kryptonim U.N.C.L.E.", w reżyserii Guy'a Ritchie.
Zaczęło się od przypomnienia układu po II Wojnie Światowej, kiedy to wybudowano kurtynę dzielącą narody: wschodu, zachodu i centrum Europy. Walczyły też ze sobą wywiady: amerykański, radziecki, ale i brytyjski. Czasami jednak trzeba było zmusić się do wspólnych działań, aby jeszcze innego wroga uciszyć. I w filmie mamy właśnie taką sytuację, kiedy to agent amerykański, Napoleon Solo /Henry Cavill/, musi współpracować z agentem radzieckim, Illyą Kuryakinem /Armie Hammer/. A jest jeszcze Brytyjczyk, Wavely /Hugh Grant/.
Początek akcji toczy się w Berlinie wschodnim, z którego do jego zachodniej części udaje się wyrwać Gaby Teller /Alicia Vikander, trochę przypominająca zmarłą Anię Przybylską/, córkę dawnego współpracownika Hitlera, a następnie pracującego dla Amerykanów atomisty, żeby przy jej pomocy odnaleźć ojca, który nagle się ulotnił.
Następnie rzecz dzieje się w Rzymie, bo tam interes prowadzi wuj Gaby, Rudi /Sylvester Groth/, kiedyś nazista i sadysta. Istnieje też podejrzenie, iż jest w grupie ukrywającej bombę atomową, która może zaszkodzić światu. ITD., aż do stylowego końca.
Zresztą cały film "Kryptonim U.N.C.L.E." jest stylowy i dostosowany narracją do lat 60-tych XX w. Jest bardzo zbliżony do starych Bondów, w tym dobrym znaczeniu, ponieważ mamy wartką akcję, przystojnych mężczyzn, piękne kobiety, szybkie samochody, trochę romantyzmu itp. Do tego płynie przyjemna - lub nakręcająca wydarzenia - muzyka Daniela Pembertona, przy zdjęciach w różnorodnych wnętrzach oraz w naturze, Johna Mathiesona.
Całkiem przyjemnie się oglądało to kino akcji, które zostało nakręcone w zupełnie starym stylu.
Inne tematy w dziale Kultura