Obejrzałam przejmujący dokument pt. "Whitney", o życiu wyjątkowo utalentowanej wokalistki Whitney Houston. Film został wyreżyserowany przez Kevina Macdonalda.
W tym filmie są archiwalia, ale i bieżące wywiady z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi czy współpracownikami Whitney.
Whitney Houston świeciła najjaśniejszą gwiazdą pośród artystów scen muzycznych. Jej przeboje znali wszyscy. Kiedy zaśpiewała amerykański hymn - w tym momencie - nie było podziału na czarnych i białych, a wszyscy poczuli się dumnymi Amerykanami.
Whitney miała kłopoty z tożsamością, przez swoją rodzinę: śpiewającą w chórkach - i często nieobecną - matkę, ciotki, braci czy ojca urzędnika, który czuł się królem "zwierząt". A w dzieciństwie była molestowana... przez kobietę z rodziny...
Trudno było jej znaleźć miłość, aż ją znalazła w osobie - też śpiewającego - Bobby Browna. I z tego związku mieli córkę. Jednak sielanka nie trwała długo, a zadrą, która spowodowała smutne następstwa... był sukces Whitney, jako aktorki w filmie "Bodyguard". Ona była wtedy wyniesiona pod niebiosa, a Bobby był zazdrosny, bo jego kariera tak różowo się nie rozwijała.
Whitney dla ratowania swej rodziny ulegała mężowi, aż wpadła - razem z nim - w różne używki. I powoli traciła..., także swój głos. I odeszła, a pewien czas po niej, także jej córka...
Muzyką w filmie "Whitney" zajął się Adam Wiltzie - Whitney cudownie śpiewa, aż czasami ma się dreszcze, np. przy "I Have Nothing". A zdjęcia, to zbiór zebrany Nelsona Hume - ciekawe, bo z artystką, ludźmi jej znanymi, ale i historyczne z prezydentami, wojną w Zatoce itd.
Film 'Whitney" jest ciekawym obrazem, tak pod względem artystycznym, jak i dokumentalnym. Jest również lekcją poglądową na temat relacji czarnych i białych Amerykanów. Warto go zobaczyć.
Komentarze