nosek w nosek
nosek w nosek
Malgor Malgor
413
BLOG

notka-przewrotka 9, czyli przypominanie sobie tego, czego się nie zapomniało...

Malgor Malgor Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 67
przypominająca sobie siebie tamtą w fak­cikach, może za dokładna, ale za to tylko prawda...

póki co, wróciłam do pracy po kolejnej rocznej przerwie, bo po dwóch (i pół) latach koszmarnych zdalnych wejście na uczelnię trwało dla mnie tylko dwa tygodnie

brak odporności zmiótł mnie na rok, wymiótł z tzw. normalności, miotłą niezrozumiałych diagnoz zagoniona zostałam jeszcze bardziej w kąt, a w kącie, jak to w kącie – same stukostrachy, komplikacje i niewiadome

jaśniej: wydaje się, że pracuję, wydaje się, że emerytką nadal jeszcze nie jestem, chociaż - lew-marzyciel, tzn. ze środkowej fazy - mogłabym

gdybym była lwem-praktykiem, powinnam oczywiście emerytką być, bo socjo-czas sprzyja; przedwcześnie zmarli uwolnili środki, a te „szeroką strugą” (tak kilka dni temu usłyszałam z ust najwłaściwszych) leją się i do, i na

zalewają, przelewają, oblewają... spieszmy się zatem, zanim oleją...

do tego, skoro jestem zodiakalnym wolnościowcem-pacyfistą, to - wobec orki ministerialnej i rektorskiej, a jeszcze bardziej ciałodawania przez gremia - niekoniecznie mam dziś do pracy serce; a jeszcze niedawno miałam duże, gorące

mądrzy powiedzą, że, na ile mogę i umiem, powinnam robić swoje, to, co mi służy; czyli przekierować siebie tam, gdzie a) nie rechoczą b) nie judzą c) nie mówią o "podmiotkach ludzkich"**)

wiem gdzie: do knajpek, zieleni, owoców, ziół, kominkowej grabiny, kamieni pod jesionem... do wspomnianej niedawno książeczki o artyście, która redaktorskim tokiem się już toczy

chciałabym wrócić i do notek-przewrotek; bardzo opornie przyrastają i z trudem się poprawiają, a powinny się skupić, dojrzeć, bo - w realu - blisko trzyletni, bardzo dzielny, mądry braciszek blisko pięcioletniej pięknej i mądrej Lutki czeka na wejście do niespiesznej opowieści o Gromadzie

niewiele się w tej historyjce zadziało od ostatniej przewrotkowej notki; zanim jednak wkleję to skromne nowe, dla przypomnienia daję kawałeczek poprzedniego baju-baju.

Lutka stanęła na poddaszu, przed Krąglakami i była w trakcie przypominania sobie tego, czego jednak nie zapomniała, czyli była (parafrazuję cytat, znakomity ze znakomitej historii) "przypominająca sobie siebie tamtą w fak­cikach, może za dokładna, ale za to tylko prawda miała być"*:

XXXXX

[…] Pamiętam siedzące na parapecie dwie białe kocie mordki. Pamiętam wystrugane z drewna ptaszki i karmniki, pamiętam pergolę podtrzymującą pnącza winorośli uginające się od gron, od soku. Pamiętam leszczynę, z której co roku dzikie wiewiórki podkradały orzechy. Pamiętam krecie wzgórki… Wiele pamiętam, ale nie wszystko…

15.

Lutka była zajęta przypominaniem sobie tego, czego nie zapomniała, a zniecierpliwiona Gromada krok za kroczkiem zaczęła zbliżać się do Gospodarzy, a jeszcze bardziej - do trzech owalnych mis z owocami, orzechami i warzywami. Cóż, zwłaszcza dla zwierząt, które na wątłych łapkach i skrzydłach oddaliły się od swoich stad, podróż była długa i męcząca. Zwierzęta zgłodniały na tyle, że nie minęła minuta, a wszystkie przybyłe pyszczki i łapki zanurzyły się w misach z jedzeniem. Nie minęło pięć minut, a naczynia zostały opróżnione, brzuchy napęczniały, z bród i opuszków kapał sok albo osypywały się okruchy. Gdy chrupania i cmoktania ostatecznie ucichły, dało się słyszeć gwałtowne spory, jakie w międzyczasie prowadzili Owalni Gospodarze, a ściślej – najwięksi i najciemniejbrązowi z nich. Mniejsze i mniejciemnobrązowe stwory z ciekawością przyglądały się Gromadzie, zbliżyły się i ostrożnie próbowały dotknąć przybyszy, a nawet zahuśtały czyimś ogonem lub pstryknęły czyjeś ucho.

Jeden z Okazałych Krąglaków w końcu zabrał głos:

- No dobrze. Skoro siebie już nakarmiliście, pora na wyjaśnienia. Jesteśmy – tu Okazały wskazał na swoich pobratymców – MY, MY z Lipojesionowa. A zatem, logicznie biorąc rzecz, wy jesteście albo WY, albo ONI. Różnicie się między sobą bardzo, ale i ty (tu Okazały wskazał Szarusia), i ty (tym razem łapka Okazałego skierowała się do Bąszcza), no i ty (teraz z kolei wskazana została Kasia) wydajecie się przyjaźnie nastawieni, a zatem raczej jesteście WY, nie zaś ONI… Bo każdy, kto nie jest MY, ale nie jest nam wrogiem, musi być WY… - Okazały snuł rozważania zrazu nieco monotonnie, ale zaczęły one nabierać tempa i zmieniły kierunek - a ONI? Cóż… niech pozostaną tam, gdzie są, niech się nie zbliżają do nas … - tu rozpędzony monolog przerodził się w zaczepne pytania i gesty – Więc, mówcie wprost, jesteście WY, życzliwi i uśmiechnięci?! A może jednak jesteście ONI, ukrywający w zakamarkach futer złośliwości i dąsania?! Może jesteście ONI, co ostrzą pazury i zęby nie tylko na łupiny orzechów, ale żeby wyłamać rygle skarbczyków?! Może jesteście ONI i, zamiast odpoczywać, nocą wykradacie nam spokojne sny lub zamieniacie je w koszmary?! Może jesteście ONI, co zamiast wybijać rytm tańca stopami, tłuką naczynia?! Nikt was tu nie zna, nikt was tu nie zapraszał…

Szaruś, Bąszcz i Kasia, wprost wskazane przez rozgestykulowanego Okazałego, zaniemówiły nie tylko ze zdziwienia. Były wręcz oburzone. Podejrzenia o złe zamiary, o knowania, o niecne cele zwierzęta odebrały jako potężny afront i poczuły się obrażone oraz bardzo obrażone. Gdyby nie ociężałość brzuszków i łapek, wywołana dopiero co zakończonym obżarstwem, bez wątpienia dumnie uniosłyby kity i brody i oddaliłyby się bardzo daleko albo bardzo bardzo daleko. Jednym słowem, awantura i płacze wisiały w powietrzu. Do akcji ponownie musiała więc wkroczyć Lutka, Opiekunka Słabszych, Przywódczyni Mniej Zaradnych.

- Hej, już spokojnie – zagarnęła ręką trójkę fukających towarzyszy. – Hej, czemuż to – zwróciła się z jednoznaczną pretensją do Okazałego Krąglaka – insynuujesz, czemuż obwiniasz kogoś, kogo nie znasz i – co więcej – kto W OGÓLE nie dał powodu do złych myśli? To taka jest twoja gościnność? To tak myślisz o innych? Zawsze jesteś podejrzliwy i zazdrosny? Szukasz dziur w serze i zakręcać chcesz to, co prościutkie?!

Lutka zadawała pytania równie szybko i energicznie jak przed chwilą jej adwersarz. I ona, i Okazały Krąglak zdawali się nie słuchać nikogo poza samym sobą, zdawali się nie rozumieć, że ani ich przemowy, ani ich kłótnia nie mają najmniejszego sensu, skoro gdzieś, w cieniu kryją się ONI, istoty naprawdę niebezpieczne, których naprawdę trzeba się bać i przed którymi naprawdę powinno się budować zabezpieczenia. Wspólnie budować.

Tymczasem w głębi poddasza, gdzie stały łóżeczka z drewnianymi owalnymi oparciami, pozostałe Zwierzęta po obfitym posiłku po prostu przytuliły się do poduszek, a małe Krąglaczki, widomie zaprzyjaźnione już z przybyszami, troskliwie przykryły gości kołderkami sennych marzeń. W końcu i okrągłe maluchy wtuliły się w kołderki, czy raczej przytuliły się do plecków gości, a odgłos miarowych pochrapywań i posapywań wypełnił poddasze. Zagłuszył niemądrą kłótnię Lutki i Okazałego. Atmosfera powolutku łagodniała. Wydawało się, że Lipojesionowo pogrąży się w kojącym śnie…

16.

Nagle rozległ się drażniący poświst, a po chwili doniosły grzmot. Nad chatkę nadciągała wichura. A trzeba wiedzieć, że w ostatnich latach wichury były dla Lipojesionowa niemałym wyzwaniem. Wiatr wiał tu tak mocno, że stare wysokie drzewa traciły grube konary, z których każdy mógł uszkodzić Babciny domek, taras, ogródek, sad. Nie tylko Krąglaki, ale i pozostali mieszkańcy wioski nie wiedzieli kiedy i jak długo mają trwać wichury. Jedyne, co można w obliczu żywiołu, to pozamykać drzwi i okna, przycupnąć przy kominkach, wtulić się w pierzyny. Mapę pogody miał objaśnić dopiero Łowca, który do Lipojesionowa trafił wraz z Imienną Gromadą.

Łowca należał do Pierzastych, a Pierzaści to mający pióra, ale przede wszystkim umiejący latać, czyli szybować, kołować, nurkować, ślizgać się - wykorzystywali prądy powietrza, unikali więc gwałtownych porywów, które mogły uszkodzić nie tylko pióra, ale i dzioby czy szpony. Jednak Ten Łowca nie tylko wiedział, czy burza się zbliża, czy oddala, nie tylko obliczał jej odległość, nie tylko znał siłę, z jaką uderzy w domostwo. Dzięki obserwacji liści na drzewach i dżdżownic w ziemnych norkach Sokół rozumiał coś znacznie trudniejszego. Z wyprzedzeniem kilku dni przewidywał już samo przyjście wichury. Jak twierdził, nauczyła go tej umiejętności daleka krewna, Pustułka, ta zaś przejęła umiejętność od jeszcze bardziej dalekiego krewnego, Kobuza.

Tym razem Sokół nie przewidział wichury. Cóż, był tak zaabsorbowany marszem ku Kamiennej Bramie, darem imienia od Dostojnych, wejściem w świat mapy, smakowitym posiłkiem i perspektywą kojącego snu, że instynkt nie dał mu znaku ostrzegawczego. Teraz, zaspany, wygrzebał się spod kołderki i podszedł do owalnego okna. Przekrzywił łebek i wpatrywał się uważnie w ciemny kwadrat szyby. W skupieniu, mrugnięciami powiek i drganiem najdłuższego pióra w ogonie, odliczał sekundy, jakie mijały pomiędzy błyskawicą a grzmotem. Po chwili rozpostarł dumnie skrzydła i zwrócił się do Gromady oraz Krąglaków. Zrazu pozwolił sobie na ociupinkę fantazji i megalomanii:

-- Policzyłem, rozważyłem i oddzieliłem tę burzę już tydzień temu, ale nie przewidziałem, że na nią natrafimy, no bo nie wiedziałem, że się tu znajdziemy, bo przecież mnie nikt nie uprzedził, że zanurkujemy w rysunek na mapie, co więcej nie uprzedzono mnie…

Informacja była mało precyzyjna, co gorsza nie zmierzała do finału, więc trudno się dziwić, że Kasia Gryzak zjeżyła wąsiki. Skarcony przez Wiewiórkę ptak skulił skrzydła i oznajmił już na poważnie:

- To groźna wichura. Będą duże szkody. Wiatr minie szybko, ale będzie potężny. Chwyćcie się mebli, schowajcie głowy w ramionach. Uważajcie na siebie i innych. Uważajcie na maluchy…

XXXXX

* "Będę szczery, przypominający sobie siebie tamtego w fak­cikach, może za dokładny, ale za to tylko prawda będzie" - to jedno z 1-szych zdań Pamiętnika z Powstania Warszawskiego.

** "podmiotka ludzka" + opresja - autentyczne obrzydlistwo, z wtorku, powiedziane przez "laureata" (wybranego pod moją, i mojego środowiska, nieobecność w jury); kolejny 24-letni geniusz metodologiczny, jak z pepeszy strzelający kategoriami i nazwiskami, do których ja dorastałam przez dziesięciolecia i - nadal nie dorosłam...

PS.

osiem linek do ośmiu poprzednich notek-przewrotek:

https://www.salon24.pl/u/malgor/1217811,notka-przewrotka-8-czyli-wszystko-ma-sens-ale-czy-wartosciowy

https://www.salon24.pl/u/malgor/1136763,notka-przewrotka-7-czyli-trzeba-przestac-mowic

https://www.salon24.pl/u/malgor/1136499,notka-przewrotka-6-czyli-by-historie-sie-konczyly

https://www.salon24.pl/u/malgor/1136187,notka-przewrotka-5-czyli-co-tutaj-oczywiste

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135933,notka-przewrotka-4-czyli-osiagnely-swoj-cel

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135639,notka-przewrotka-3-czyli-tam-musi-byc-cos

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135327,notka-przewrotka-2-czyli-baju-baju-przed-wielkim-restartem-salonowym

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135158,sprobuje-inaczej-cos-warta-ta-prob

image

i niezmienne uzupełnienie do prośby o komentarze:

jest skierowana do życzliwych (i mniej życzliwych); nieżyczliwych też o coś poproszę: idźcie dalej, bo tu, gdzie "nosek w nosek", miejsca za mało

image

Malgor
O mnie Malgor

nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości