Gdy dowiedziałem się, że "najlepiej dany tekst rozumie odbiorca a nie autor", to zrozumiałem dlaczego jeden warszawski fizykalista spłodził taką nędzę intelektualną, jak notka "GRAVITY PROBE B"
Komu ją poświęcił? Oczywiście Einsteinowi. Oficjalni fizycy, jak już nie mają co powiedzieć, to piszą o Einsteinie i jego teoriach. Do tej pory koncentrowali się na Szczególnej Teorii Względności, ale ponieważ coraz trudniej jest pokazać, że to jest jakakolwiek teoria, więc ostatnio przerzucili się na Ogólną Teorię Względności.
Oni rozumeiją, że to jest typowy produkt matematyczny, więc nie poddający się logicznym analizom i dlatego bardzo dobry dla szerokomasztabnych spekulacji i manipulacji. A co najważniejsze, jest to doskonały samograj do opróżniania kieszeni podatników.
Jak to? – spyta ktoś oburzony. Przecież mają rezultaty?
A kto je, te rezultaty sprawdził?
Jeżeli na Ziemi pozwalamy im się indoktrynować i wciskać sobie kit, że jeden wodór może odbierać elektron od drugiego, czyniąc go elektrodadnim jonem (protonem), to co dopiero mówić o wynikach eksperymentu, dziejącego się tam, gdzie nawet "brat bliźniak" dolecieć nie może i kosztującego setki milionów, a to i miliardów dolarów.
W sumie, śmieszna notka ze śmiesznymi tezami.
Najśmieszniejsze są tezy reklamowane jako postulaty STW. Przypomnijmy je:
1.wszystkie prawa fizyki są takie same dla wszystkich obserwatorów inercjalnych
2.prędkość światła w próżni c jest niezależna od stanu kinematycznego dowolnego obserwatora inercjalnego.
Od kilku lat twierdzę, że wszystkie prawa fizyki są takie same dla wszystkich skal i nie zależą od obserwatora, a światło ma indywidualną, stałą prędkość rozprzestrzeniania się w każdym ośrodku, niezależną od obserwatora, więc jak można nazywać teorią te ograniczenia, które w nasze życie wniósł Einstein.
Mogę zrozumieć, że Einstein miał jakieś ograniczenia, ale czym się kierują jego naśladowcy w 21-szym wieku?
Dajmy jednak spokój tej Szczególnej. Najwyższy czas przyjrzeć się Ogólnej Teorii. Jest to tym bardziej wskazane, gdyż właśnie na ten kierunek naprowadza nas jeden warszawski fizykalista. Oto jego rewelacje na ten temat:
Ideą fundamentalną Ogólnej Teorii Względności [ OTW] jest hipoteza, iż czasoprzestrzeń zachowuje się dynamicznie : podlega działaniom ze strony mas i sama na te masy wpływa [1].
Przestrzeń wokół wielkich mas [astronomicznych] ma zmienioną strukturę metryczną .Odległość dwóch dowolnych punktów w takiej zmienionej przestrzeni oblicza się inaczej, niż w geometrii Euklidesa.
Najkrótszą linią między dwoma dowolnymi punktami nie jest linia prosta. Swobodny ruch [ bezwładnościowy, bez udziału sił ] po linii prostej nie jest możliwy. Wszystkie ciała w przestrzeni bliskiej dużej masie, poruszają się po torach krzywoliniowych, zwanych – geodetykami [2].
Guru powiedział, więc motłoch na kolana i wychwalać guru do niebios. I niechaj nie daj Boże komuś przyjdzie do głowy zadawać pytania lub ... co gorsze, wyciągać coś tam ze swojej pamięci.
Ale nie tu było. Na Salonie jest ten przebrzydły "przestępca", który śmie zadawać pytania, nawet jeżeli "żaden szanujący swoją godność osoby fizyk już nigdy nie podejmie z nim rozmowy", a jeszcze do tego, ten "kijowski fizyk" potrafi w zakromach swojej pamięci znaleźć coś, na czym łamie sobie zęby nie tylko guru, ale i sam Einstein.
Kilkaset milionów dolarów ukradli szaleni fizycy z pieniędzy podatników i wrzucili je w błoto. I te łachudry śmieją mi zarzucać, że składam Polsce konkretną propozycję handlową dotyczącą nowej energetyki, którą Polska może przyjąć lub odrzucić.
Wysłali w Kosmos kolejny kawałek złomu i udawali że sprawdzają OTW.
Ja, korzystając tylko z klawiatury i monitora, udowodnię, że OTW to wielki szajs i nie potrzeba wypraw w Kosmos, żeby to dokazać.
Nie tak dawno jeden warszawski fizykalista pisał, że przez każdy cm2 naszego ciała i Ziemi przelatuje ok. 50 mln neutrin w ciągu jednej sekundy.
Wnioski:
1. Teza o tym, że "Najkrótszą linią między dwoma dowolnymi punktami nie jest linia prosta" jest po prostu bajką zmyśloną przez matematyków i wprowadzoną do fizyki kuchennymi drzwiami przez Einsteina.
2. Gdyby było tak, że "Wszystkie ciała w przestrzeni bliskiej dużej masie, poruszają się po torach krzywoliniowych, zwanych – geodetykami" to światło nie dotarłoby do Ziemi.
Po najnowszej notce jednego blogera, poświęconej czort wie czemu ("FIZYKA I PYTANIE : "CO TO JEST?"), chyba już zrozumiałem:
Oni wleźli w gówno i wszelkimi siłami starają się odwrócić naszą uwagę od tego.
Najlepszy przykład to kwestia kwantu. Od samego początku pobytu na Salonie pytam: co to jest kwant? (zawsze to pytanie zadaję, gdy ktoś mówi o jakimś hipotetycznym kwancie, np. używa terminu "mechanika kwantowa"), ale do dzisiejszego dnia nie dostałem na to pytanie odpowiedzi.
Wniosek jest jednoznaczny: kwant jako samodzielny byt nie istnieje.
Potwierdzenia nie należy szukać daleko. Wystarczy zajrzeć do Wikipedii:
Kwant – najmniejsza porcja, jaką może mieć lub o jaką może zmienić się dana wielkość fizyczna w pojedynczym zdarzeniu; np. kwant energii, kwant momentu pędu, kwant strumienia magnetycznego, kwant czasu.
Lub najnowszej notki jednego warszawskiego fizykalisty – notorycznego kłamcy:
Któryś z nich się pyta : a co to jest kwant?
Pada odpowiedź;
Najmniejsza ilość zmiany energii układu, np. atomu
W odpowiedzi, ten co pytał, kwituje lakonicznie:
kwantów nie ma.
A dlaczego nazwałem fizykalistę kłamcą?
Za następną frazę:
Zapytał tylko raz ...
Zadaję to pytanie za każdym razem, gdy ktoś napisze cokolwiek o kwantach, a nie napisze o jakich kwantach idzie rzecz. Czy o kwantach energii, czy o kwantach momentu pędu, czy o kwantach strumienia magnetycznego, czy wreszcie o kwantach czasu (na ten przykład).
P.S.: Odpowiedź: "najmniejsza ilość zmian energii" nie jest odpowiedzią na pytanie – "Co to jest kwant?"
Jak więc widzicie Szanowni czytelnicy, teksty jednego warszawskiego fizykalisty mają tylko jeden cel - INDOKTRYNOWAC!
Inne tematy w dziale Technologie