Marcin Kędryna Marcin Kędryna
3024
BLOG

Prezydent Stanów Zjednoczonych oddał mi święto 4 czerwca

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Polityka Obserwuj notkę 91

Rozumiem ludzi, którzy uważają, że generał Jaruzelski uratował Polskę przed rozlewem krwi, był człowiekiem honoru etc. Rozumiem, ale się z nimi nie zgadzam. Cały projekt IIIRP oparty jest o tę wiarę. Znam ludzi, dla których IIIRP to najważniejsze osiągnięcie w życiu, więc są gotowi bronić jej bardziej niż niepodległości. Znam ich osobiście, znam z Twittera, Facebooka, Salonu24. Nic ich nie przekona, że sowieci nie chcieli wkraczać, bo straciliby sens życia.
(Znani blogerzy mają zwyczaj powoływać się na siebie, więc też to zrobię)

Pamiętam, co cztery lata temu w Krakowie robiła najlepsza europarlamentarzystka wszechświata, więc jakoś przemawia do mnie postawa posła Andrzeja Dudy, który powiedział, że po tym co się działo z pogrzebem prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie chce się wypowiadać na temat czyjegokolwiek miejsca pochówku.
Uważam, że protesty podczas pogrzebu gen. Jaruzelskiego przyniosły więcej szkody niż pożytku. Ale trochę rozumiem protestujących.

Nie mogę się zgodzić z rozmiarem zaangażowania Państwa w pogrzeb generała. Prezydent to głowa państwa. Powinien reprezentować wszystkich obywateli, a pokazał, że ma gdzieś uczucia tych, których komuna dotknęła w sposób bardziej dotkliwy, niż każąc stać w kolejce po niedobre kubańskie pomarańcze, utrudniając uzyskanie paszportu, czy zmuszając do nieprzyjemnych spotkań z oficerem prowadzącym.
Że gdzieś ma uczucia tych, których bliscy zginęli w 1970 r., w stanie wojennym, tych, którzy z generałem Jaruzelskim mieli niedokończone rachunki. Pogrzeb mógł być państwowy, ale Prezydent mógł wysłać przedstawicieli, złośliwie napiszę, że mogliby być nawet trzeźwi. Nad tą trumną mogło być ciszej.

Niestety nie było. Prezydent się opowiedział. To i późniejsze komentarze jak ten red. Michnika, o komunistach, którzy nie przeszkadzali w pogrzebach (niech to powie rodzinom ofiar Grudnia), obrzydziły mi świętowanie 4 czerwca. Skoro prezydent Komorowski dobrze się czuje w towarzystwie pezetpeerowskiej nomenklatury – to niech się z nimi bawi. Ale beze mnie.

Zresztą i tak nie widziałem zbyt wielu powodów do świętowania. Nie podoba mi się to jaką Polskę udało się nam przez ostatnich 25 lat zbudować. Wolałbym, żeby była lepsza. Mam wobec niej ambicje większe niż przyrost PKB. Przegrywamy w tej dyscyplinie z Pakistanem. Zbyt długo pracuję w mediach, żeby nie wiedzieć, że największą porażkę można sprzedać jako wielki sukces.
Czwarty czerwca nie był więc moim świętem. Nie był, dopóki nie wysłuchałem przemówienia prezydenta Baracka Obamy.

W zeszłym roku, razem z moim kolegą Grzegorzem Kaplą robiliśmy wywiady z ambasadorami. Rozmawialiśmy o ich krajach, rozmawialiśmy też o Polsce. Za każdym razem dowiadywaliśmy się czegoś, co na pierwszy rzut oka było oczywiste, ale opisywane z ich perspektywy nabierało zupełnie innego znaczenia.

Prezydent Obama powiedział coś, co już dawno mi umknęłoŻe wybory w 1989 roku miały umocnić władzę komunistów.
Tak samo tę władzę miał umocnić Okrągły Stół. Ustalenia Okrągłego Stołu nie miały służyć przekazaniu władzy opozycji. Przecież premierem miał być gen. Kiszczak. Prezydentem został – Wojciech Jaruzelski. Opozycja miała pozostać opozycją. Ale my, Naród postanowiliśmy inaczej. Nie pozwoliliśmy na to, żeby Polska wyglądała tak, jak ustalono przy Okrągłym Stole. Wynik wyborów wszystko zmienił.

Mamy prawo więc świętować rocznicę wyborów 4 czerwca, bo nie chodzi o to jaki mamy stosunek do tego, co się działo przez ostatnie 25 lat. Chodzi o to, że możemy być dumni z tych z nas, którzy wtedy głosowali. I głosując wykazali się większą odwagą niż ludzie, którzy jak np. red. Michnik długo po wyborach tłumaczył w redakcji „Gazety Wyborczej” konieczność funkcjonowania cenzury. Lub, już mniejsza o nazwiska, zakładali konieczność stacjonowania sowieckich wojsk w Polsce. My, Naród wykazaliśmy się większą odwagą niż nasi przywódcy.

Mamy więc co świętować. I róbmy to, bo inaczej to nasze święto będzie sprowadzone do orła z czekolady, bądź ubłagania prywatnego koncesjonariusza by przez dwie godziny nie pobierał opłat za przejazd autostradą wybudowaną w znacznej części za publiczne pieniądze. Dodam – autostradą, której w dwie godziny nie da się przejechać.

Ekscelencjo, (tu zwracam się do amerykańskiego ambasadora Stephena D. Mulla) oddaliście mi święto 4 czerwca. Dziękuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka