HareM HareM
1609
BLOG

Krajobraz po Innsbrucku. Statystycznie i nie tylko

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Niedzielny konkurs w Innsbrucku przesądził o tym, że nasi startują do ostatniej Turniejowej rundy z pozycji wielce uprzywilejowanej. Cóż. Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby Kamil Stoch po raz trzeci nie wygrał Turnieju. A byłbym wręcz w szoku, gdyby Turnieju nie wygrał Polak. Ale margines na błąd, mimo wszystko, trzeba sobie zostawić. Granerud nie bez kozery powiedział, co powiedział. Chce wywrzeć na naszych presję. I na Sedlaku. Tego z kolei stać na wszystko. A wystarczy, ze przy bardzo nierównych warunkach pogodowych (akurat nie patrzyłem na prognozę, więc zupełnie nie wiem jak będzie) doda trochę od siebie. I po herbacie.
Tymczasem proponuję się skupić na faktach. A fakty po Innsbrucku są, jak następuje. Podział na podrozdziały taki jak zawsze.


•    Klasyczna punktowa klasyfikacja wszech czasów
1.    „Nasze Słońce, nasz Kamil” dalej jest w tym rankingu szósty, ale po niedzielnym zwycięstwie jego strata do piątego Ammanna wynosi ledwie 97 punktów. Przekładając na zaprezentowaną w Innsbrucku formę Polaka – niecałe cztery konkursy:).
2.    Stefan Kraft, choć dalej tylko szuka formy z poprzedniego sezonu, właśnie awansował do czołowej 10-tki przedmiotowej klasyfikacji. Wyprzedził, o jeden punkt, Weissfloga (2105:2104). Długo na tym 10-tym miejscu nie posiedzi, bo do 9-go Nykaenena on z kolei ma tylko oczko straty. W końcu 15-ta czy 14-ta (bo, żeby Fina wyprzedzić, musi mieć od niego więcej punktów, przy jednakowej ich liczbie wyżej będzie Matti) pozycja w konkursie to nie powinien być dla Austriaka specjalny problem w żadnym konkursie. No chyba, że skaczą w Ga-Pa. Ale to już było. I wróci dopiero za rok:).
3.    Tak na marginesie, bo nie sa z tym związane żadne okrągłości. Ale pozostali dwaj nasi muszkieterowie też w natarciu. Żyła wyprzedził Soininena i Koudelkę i nie tylko wiekiem zbliża się coraz bardziej do 40-tki, a Kubacki wykorzystał przeciętną dyspozycję Geigera i jest w tej chwili parę punktów przed nim. Ale żeby znaleźć się po T4S w top-55, każdy z nich musiałby w Bischofshofen wygrać.
4.    Martin Hammann dołączył do 410-ciu innych skoczków, których klasyczny dorobek punktowy jest równy przynajmniej 20-tu oczkom. Nie jest to może news nadający się na pierwsze strony gazet, ale, po pierwsze, jest, jak widać dopiero na pozycji nr 4, a po drugie jakoś trzeba ten post wypełnić:).


•    Obecnie stosowana punktowa klasyfikacja wszech czasów
1.    Johann Andre Tande przekroczył barierę 4200 pkt. Ma ich aktualnie o 5 więcej. Na 6 punktów zbliżył się do niego Daniel Andre Tande, którego Forfang wyprzedził po konkursie w Ga-Pa. Ta dwójka tasuje się tak od dłuższego czasu. W tym sezonie na zasadzie żurawia i czapli z wiersza Brzechwy. „Chodzą wciąż tą samą drogą, ale spotkać się nie mogą”. Jak pierwszy dobrze, to drugi źle. Jak drugi lepiej, to pierwszy gorzej. I tak w kółko Macieju.
2.     Można to było obstawiać w ciemno, ale teraz jest to już faktem. Marcus Eisenbichler zniwelował niewielką stratę punktową do Andreasa Wellingera i  wyprzedził w klasyfikacji wszech czasów młodszego kolegę. Teraz to on jest w czołowej 55-tce tego rankingu. Strata do 54-go Hilde, jak na Niemca, nieduża. 30 punktów.
3.    Konkurs w Innsbrucku to dla Graneruda to same straty. Raz, ze stracił praktycznie szanse na wygranie Turnieju. Dwa, że naplótł po zawodach do kamery tyle bzdur, ze obrócił przeciw sobie prawie wszystkich. Ale jednego udało mu się w Innsbrucku dokonać, choć pewnie nawet o tym jeszcze nie wie. Został 133-cim skoczkiem w historii, który wyskakał w ciągu kariery przynajmniej 1500 pucharowych punktów. Jest w gazie, więc myślę, że w bardzo szybkim tempie będzie w tej hierarchii w najbliższym czasie awansował. Jak to zrobi w jakiś tam okrągły sposób, to nie omieszkam poinformować.
4.    Granicę 1400 punktów w karierze przekroczył na Bergisel Anze Lanisek. Jednocześnie od razu wyprzedzając paru emerytów, którzy też mogą się pochwalić ponad 1400-punktowym dorobkiem. Słoweniec wskoczył do top-140 tej klasyfikacji. Od razu na miejsce 137-me. W Bischofshofen powtórzy wynik z Innsbrucka i, podobnie jak Granerud, znajdzie się w „klubie-1500”. Ale chyba nie powtórzy. No bo jak trzech Polaków ma być na podium, to jak? :).
5.    Nasz weteran, Stefan Hula, wypadł z top-160 omawianego rankingu. Jego kosztem wskoczył tam Jukia Sato, który dzięki bardzo dobrej postawie na Bergisel jest nawet w top-155. Na miejscu 153-cim dokładnie. Samurajowi wystarczy zająć w Bischofshofen ósme miejsce i znajdzie się w „klubie-1200”. Tylko punkt do tej granicy brakuje Jewgienijowi Klimowowi, ale ten skacze aktualnie tak, że trudno się po nim spodziewać czegokolwiek, a już na pewno jakichkolwiek punktów. Jeśli Rosjanin zanotuje w Bischofshofen jakąkolwiek zdobycz punktową, to będzie można go spokojnie mianować do nagrody kameleona sezonu. A ja, w ramach pokuty za niewiarę w jego obecne możliwości, zobowiązuję się do zjedzenia, zaraz po zawodach, jajecznicy z siedmiu jaj. Szczególnie, że coś takiego nie sprawia mi żadnego kłopotu:).
6.    Niasamowity w tym sezonie (szczegóły dla niezorientowanych podam w ciekawostkach) Gregor Deschwanden właśnie był wszedł do czołowej dwusetki rozpatrywanej klasyfikacji. Wyrzucił z niej na dzisiaj Piusa Paschke, który w Innsbrucku żadnych zdobyczy punktowych nie odnotował. Ale jak w Trzech Króli Niemiec wywalczy 23-cie miejsce, to z powrotem będzie w top-200. Wyprzedzi bowiem najlepszego Kazacha w historii – Andrieja Wiewiejkina. Najlepszego Kazacha – skoczka. W innych obszarach, co do Kazachów, się nie wypowiadam.
7.    Andrzej Stękała, mimo uzyskania trzeciego najsłabszego wyniku w sezonie, w punktowym rankingu wszech czasów awansował o kolejne 5 pozycji i jest w nim teraz już 335-ty. Jedno miejsce za Cene Prevcem, do którego traci już tylko 5 oczek (268:273). 
8.    Powody do zadowolenia mógł mieć w niedzielę również Aleksander Zniszczoł. Punkty zdobyte w Innsbrucku pozwoliły mu bowiem wejść do grona 350-ciu najlepszych punkciarzy wszech czasów. Jest dokładnie 347-my i ma równe 240 punktów. Z czynnych skoczków Olek wyprzedził w klasyfikacji Norwega Pedersena i Fina Maeaettae (ależ pisownia!).
9.    Najniżej klasyfikowanym z tych, którzy po Bergisel przesunęli się w górę punktowej tabeli wszech czasów, jest Maximilian Steiner. Austriak, choć zdobył tylko 7 oczek, awansował aż o prawie 90 pozycji i jest teraz dokładnie na 760-tym miejscu rankingu. Tuż przed nim Juken Iłasa, którego Japończycy, nie wiedzieć czemu, znów nie dopuszczają do startów w I lidze. A trzeba wiedzieć, że te swoje 15 pucharowych punktów wywalczył w ledwie ośmiu podejściach. Aż 5 z nich to były podejścia punktowe! Liche, bo liche, ale punktowe. To nie jest to samo, tak jak Ito w tym sezonie, trafić raz czy dwa na dobry wiatr w pierwszej serii, i chwalić się potem 12-ma punktami. W reszcie podejść nie mając żadnych szans na punkty. Natomiast zapunktować pięć razy na osiem podejść, to jednak jest jakiś wynik. Tym bardziej, że to nie było w jednym sezonie, tylko w trzech. Więc przez trzy sezony potrafił dostawać się do finału. A nawet kiedy go w nim zabrakło, to też nie był od punktów aż tak specjalnie daleko. Ale beton japoński woli, żeby Iłasa się marnował. To niech się marnuje. Nie moje zoo i małpy.

•    Podiumowicze PŚ
1.    Kamil Stoch znów należy do tych nielicznych, którzy mają na koncie przynajmniej tyle wygranych, ile pozostałych podiów. Czyli do tzw. killerów. To bardzo, ale to bardzo, elitarne grono. Z tych, którzy wygrali przynajmniej 5 konkursów, jest ich wszystkiego dwunastu. Schlierenzauer (53:35), Nykaenen (46:30), właśnie Kamil (37:37), Schmitt (28:24), Kobajaszi Młodszy (16:13), R.Ruud (9:7), Nieminen (9:3), Rathmayr (6:6), Pettersen (6:5), Bremseth (6:6), D.Prevc (5:5) i Granerud (5:1). Przy czym co innego mieć taki stosunek przy 53-ch czy 46-ciu wygranych, a co innego przy 6-ciu czy 5-ciu. Więc killer killerowi nierówny. Chyba, żeby przyjąć, że równoległym, dość zasadnym w moim mniemaniu, warunkiem jest wygranie 10-ciu konkursów. Wtedy to grono będzie dużo bardziej elitarne i będzie liczyć osób pięć. Tyle, że obecność w jakiejś elicie np. Schmitta i Kobajasziego, przy braku w niej, na przykład, Ahonena czy Małysza powoduje, ze człowiek na tę „elitę” patrzy z lekkim dystansem. No, ale skoro takie, a nie inne warunki bycia w tym gronie są… A Stoch, dzięki wygranej na Bergisel, został czwartym najlepszym skoczkiem-zwycięzcą w historii Pucharu Świata. Do niedzieli ustępował Ahonenowi ze względu na to, że przy tej samej liczbie zwycięstw miał od Fina gorszy bilans miejsc drugich. Trzecich zresztą też. Teraz, ponieważ ma od Mruka więcej wygranych, liczba pudeł nie gra roli. Do trzeciego Małysza ledwie dwa konkursowe triumfy.
2.    Dawid Kubacki został, na ten moment, 40-tym najlepszym pudlem w historii. Ma tych pudeł tyle samo co innych pięciu skoczków, ale ma z nich najgorszy bilans zwycięstw. Wystarczy jednak, że w Bischofshofen stanie na jakimkolwiek podium i od razu awansuje w rankingu na miejsce 35-te. Aha, bo zapomniałem. Tych podiów wyskakał dotąd 23.
3.    Do pięciu wzrosła liczba skoczków, którzy wygrali pucharowe zawody w tym sezonie. Liczba tegorocznych pudli jest od pewnego czasu stała i cały czas wynosi 10.
4.    W Ga-Pa nasi świętowali 90-te pucharowe zwycięstwo dla Polski. W Innsbrucku z kolei 75-te trzecie miejsce i 225-te pudło. To ostatnie zresztą tylko przez chwilę, bo na koniec zawodów Kamil zburzył zarówno tę babkę jak i tę przedwczorajszą, którą też zrobił Dawid. Co Dawid zbuduje, to Kamil zburzy.


•    Inne ciekawostki
1.    Pisałem w poprzednim odcinku, że z punktu widzenia interesów słoweńskich najwłaściwszym ruchem byłoby wycofanie z zawodów przeżywającego ewidentnie bardzo poważny kryzys Bora Pavlovcica i zastąpienie go kimś innym, na przykład Tilenem Bartolem. Słoweński sztab Salonu24 nie czyta i dlatego efekt mieli w sobotę, jaki mieli. Pavlovcic się w kryzysie tylko pogrążył i nie wiadomo jak i czy się z tego w ogóle wykaraska. Miejmy nadzieję, że nikt w słoweńskim sztabie nie wpadnie na pomysł, żeby dalej przezwyciężać kryzys przez dobijanie swojego skoczka startem w Bischofshofen.
2.    To już trzecie zawalone kwalifikacje Naoki Nakamury w tym sezonie. Ale pierwsze na Turnieju. Wobec tego, jak znam Japończyków, do Bischofshofen jeszcze go wyślą. Chyba, że Daiki Ito nie wrócił do Japonii tylko siedzi dalej w Europie. Wszystko się okaże we wtorek.
3.    Opuścił cyrk Roman Koudelka. Ja mu się nie dziwię. Trzeba się trochę szanować. A nie błaznować jak niegdyś Funaki czy Ahonen, a ostatnio Kasai czy Ammann. Nie wiem czy Czech jeszcze w ogóle wróci do I-ligowego skakania. Widać, że zależy mu nie na samym powrocie, a na powrocie z klasą. Starczyły mu dwa konkursy, żeby zrozumieć, że musi najpierw  na boku potrenować. Takiemu Ammannowi nie wystarczyło na to nawet półtora miesiąca. Drugi Kasai się znalazł.
4.    Stefan Rainer był w Innsbrucku jedynym Austriakiem, który zadebiutował w tegorocznej edycji PŚ. I również jako jedyny z Austriaków do konkursu nie wszedł. Ma po Innsbrucku na koncie trzy pucharowe podejścia. Wszystkie spalił w pierwszej próbie. W kwalifikacjach znaczy.
5.    Dość niespodziewanie zostaliśmy po Innsbrucku liderami Pucharu Narodów. To taka klasyfikacja nie wiadomo po co (w zasadzie wiadomo – dla trenerów, żeby się wykazali), ale fakt jest faktem. Mamy 32 punkty więcej od Norwegów i 82 od Niemców. Reszta daleko z tyłu. Być może nikogo to nie zainteresuje, ale ze statystycznego obowiązku piszę.
6.    Wspomniany dwa tytuły wyżej Maximilian Steiner ma za sobą dopiero cztery pucharowe starty, ale jak na tak mało doświadczonego przez I ligę skoczka, rewelacyjne statystyki. Na cztery podejścia dwukrotnie punktował. Lepiej. Na dwa udziały w konkursach, oba były owocne! Jak ktoś uważa, ze to nic takiego, to niech to porówna z czterema pierwszymi pucharowymi podejściami niektórych dzisiejszych mistrzów. Np. Eisenbichlera. A jeszcze lepiej Kubackiego. Dawid pierwsze pucharowe punkty zdobył w szóstym sezonie startów i, jeśli dobrze liczę, w swoim 30-tym kontakcie z PŚ. Po wcześniejszym odpadnięciu w 13-tu kwalifikacjach oraz nie przebrnięciu 16-tu pierwszych serii zawodów głównych. No tyle, że Steinera nie trenował Kruczek. A to wiele zmienia.
7.    Po raz 30-ty Gregor Schlierenzauer nie przebił się przez sito I-ligowej konkursowej I serii. Przy czym przed końcem sezonu 2014/15 miały miejsce tylko 4 takie przypadki. A między 6 stycznia 2008 i 15 stycznia 2015 tylko dwa. W te dwa dni właśnie. Oba wynikały oczywiście z paskudnych warunków, na jakie Gregor trafił. Od kilku lat jest odwrotnie. Żeby Austriak zdobył punkty, musi nastąpić splot kilku szczęśliwych wydarzeń.
8.    Inny z Austriaków, Marcus Schiffner, też zaokrąglił liczbę swoich nieudanych, czytaj bezpunktowych, konkursów. Do 35-ciu. Przy czym startował w nich ponad 5 razy rzadziej od Schlierenzauera (52:273). Co daje wyobrażenie (choć niepełne, oczywiście) o różnicy klas, jaka ich dzieli. Na żadnej innej skoczni Schiffner nie ma tak beznadziejnego bilansu jak na Bergisel. Podchodził tu do Pucharu 9-krotnie. 3 razy nie przeszedł kwalifikacji, 2 razy częściej odpadał w pierwszej serii konkursu. Nie przypominam sobie drugiego Austriaka, który by aż tak źle wypadał w Innsbrucku.
9.    Naprawdę udany sezon niemłodego już przecież Thomasa Lacknera, który praktycznie debiutuje tej zimy w PŚ (wcześniej tylko jeden I-ligowy, nieudany zresztą i notabene w Innsbrucku, epizod w sezonie 2017/18). Piąte punkty w szóstym starcie w tym sezonie. A mówią, że koronawirusowi nikt niczego nie zawdzięcza. A Lackner? Przecież gdyby nie COVID, to pewnie zobaczylibyśmy go najwcześniej w Pucharze właśnie w Innsbrucku. W śladowych ilościach. To znaczy, jak zwykle, auch viedersehen po Bischofshofen. A tymczasem mógł wcześniej w Tagile, przez przypadek, pokazać co potrafi, nabrał psychicznej krzepy i jest pewnym punktem teamu. W hierarchii zdecydowanie przed takim tuzem jak Schlierenzauer, przed Hoerlem, że o Schiffnerze, Leitnerze, a Fettnerze to już w ogóle, nie wspomnę. Praktycznie piąta austriacka szabla w tej chwili. Bez dwóch zdań.
10.    Po kolejnej wpadce (czwarty rok z rzędu) w Garmisch, Stefan Kraft znów wrócił do konkursowej czołowej 10-tki. I dobrze, bo bez niego z przodu to nie jest jakby to samo. Austriak zaliczył w niedzielę swój dwusetny konkurs. Po raz 170-ty ukończył go w czołowej 20-tce. Na ósmym miejscu wylądował, żeby było smieszniej, po raz ósmy w karierze.
11.    Najlepszy wynik w sezonie, w swoim 225-tym kontakcie z Pucharem, wyskakał na Bergisel Michael Hayboeck. On z kolei, żeby było równie śmiesznie, po raz 9-ty w karierze ukończył zawody na miejscu 9-tym.
12.    Nic ciekawego w swoim 40-tym konkursowym występie w akrierze nie zapreentowął jan Hoerl. A wydawało się przez chwilę, że po wpadkach dyskwalifikacyjnych na początku sezonu, wszystko co kiepskie ma już za sobą. Chwilowo, jak się okazuje, nie ma.
13.    90-te pucharowe podejście w karierze i 80-ty w niej konkurs Daniel Huber uświetnił… najsłabszym występem w sezonie. Oczywiście wielu chciałoby mieć taki najlepszy występ, jak on miał najsłabszy. Nie będzie im dane. Co nie znaczy, że Huber może być z siebie zadowolony. I pewnie nie jest. Z pewnością liczył na więcej. A tu tylko, piąty raz w sezonie, miejsce w drugiej 10-tce.
14.    To, że Viktor Polasek jest najlepszym z Czechów, nie oznacza, ze nie jest w formie beznadziejnej. Szczerze pisząc jest. Odkąd Janda przejął stery nad czeskim związkiem narciarskim, to co roku jest gorzej. A mnie się wydawało, że nie może być nic gorszego niż Tajner. Zjeżdżają Czesi po równi pochyłej. W tempie Formuły 1. A wracając do Polaska. Zaliczył już 40-ty konkurs w karierze, kiedy nie dostał się do serii finałowej. Na 56, w których brał udział. Wychodzi, ze w ponad 71% zawodów tych punktów nie zdobywał. Ale to i tak, nie licząc oczywiście Koudelki, zdecydowanie najlepszy wynik w obecnej czeskiej pierwszej kadrze. Dla porównania: Stursa – ponad 77%,  Kozisek – 78,5%, Sakala – 100%. Nie pisząc już o tym, że wszyscy trzej mają jeszcze za uszami więcej od Polaska nie przebrniętych kwalifikacji. Stursa i Kozisek znacznie. Sakala nieznacznie, ale dlatego, że niewiele skacze.
15.    Trzecie punktowanie w życiu zaliczył Fin Nico Kytoesaho. Jak przeanalizowć całą jego karierę to punktuje w co piątym konkursie, w którym startuje. Ale jak się weźmie pod uwagę tylko ostatnie cztery konkursy, to już jego skuteczność wynosi 50%. Jeszcze jedno. Od soboty reprezentant Suomi może się pochwalić tym, że ma na liczniku więcej przebrniętych niż nieprzebrniętych kwalifikacji (15:14). Oczywiście przyjmując, że każdy udział w konkursie uważamy za przebrnięte kwalifikacje. Co, rzecz jasna, nie jest prawdą, bo czasem konkurs jest przeprowadzany bez eliminacji. Ze względu na pogodę głównie.
16.     30-ty konkurs w pucharowej karierze Kejczi Sato i, jak zdecydowana większość, zakończony punktami. Po raz piąty znalazł się w drugiej 10-tce konkursowego rozdania. Tylko 5 razy osiągał w karierze lepszy rezultat. Przy czym tej zimy czterokrotnie.
17.    Już po raz 9-ty w karierze Kobajaszi Młodszy wylądował w konkursie na 7-mym miejscu. Powtórzył wynik z Ga-Pa, co jest jego, ex equo, najlepszym rezultatem tej zimy. Na żadnej Japończyk nie kończy zawodów tak często. Oprócz jednej. Pierwszej. Ale na niej nie lądował już od ponad roku. I na razie (choć niewątpliwie widać, w porównaniu z początkiem sezonu, znaczny wzrost formy Samuraja) na to się nie zanosi. Ale za kilka tygodni? Kto wie. Żeby nie było, ze nie ma nic stricte okrągłego: po raz 70-ty Rioju zaliczył lokatę w czołowej 20-tce.
18.    Sato Mniejszy natomiast ukończył Innsbruck na miejscu piątym i to jest też jego piąty, ex aequo, najlepszy wynik w karierze. Gość jest w tym sezonie labilny jak małe dziecko, ale tylko w zakresie 4-31. Stałt w uczuciach był tylko na początku sezonu. Potem jego stan się gwałtownie pogorszył do tego stopnia, że wypadł z 10-tki PŚ. W T4S też skacze strasznie nierówno. 30-ty, 18-ty, teraz 5-ty. To co on chce? W Bischofshofen wygrać? Stać go. A jak mu podwieje, to może skocznie przeskoczyć. Tylko ci Polacy…
19.    Cały czas słabo skaczą Niemcy. Połowa Niemców dokładnie. Pius Paschke, w swoim jubileuszowym 70-tym, konkursie w karierze, po raz 25-ty nie zdobył punktów. Dla Severina Freunda to  już czwarty start, na ostatnie pięć, kiedy kończy z ręką w nocniku. Jakieś tam nadzieje na powrót do dawnej formy, które pojawiły się, nieśmiało, z początkiem sezonu, prysły niczym mydlana bańka. Constantin Schmid, miast trenować w pocie czoła na boku po zupełnie nieudanej niemieckiej części Turnieju, wpada w coraz większe turbulencje, blokując jednocześnie możliwość startu w Austrii lepszemu w tym momencie Freitagowi. No, ale wszystkiego mieć nie można. Horngacher przygotował skoczków na MŚwL i pewnie szykuje ich na MŚ w Oberstdorfie. Natomiast ta jego maniera realizowania pierwotnego planu bez jakiejkolwiek jego zmiany bez względu na okoliczności, jest niewątpliwie irytująca. Robił to w Polsce, dalej brnie w to w Niemczech. Aha. Schmid zaliczył w Innsbrucku 65-te pucharowe podejście.
20.    Martin Hamann od początku sezonu nie może się zebrać do skutecznego ataku na pierwszą konkursową 10-tkę. W niedzielę po pierwszej serii wydawało się, że może mu się wreszcie udać, bo był ósmy. Ale znów się nie udało. Tym razem nie był nawet 11-ty, jak to już wcześniej trzy razy bywało, ale „dopiero” 13-ty. To już jego piąta obecność w tym sezonie w czołowej 15-tce konkursu, ale zawsze kończy między 11-tym i 15-tym miejscem. Przy czym myślę, że to akurat nie jest w tej chwili największy problem Horngachera. Są, jak się wydaje, znacznie poważniejsze.
21.    Ustatkował się podczas T4S, jak to mówi red. Szczęsny, Ajzenbiśla. To znaczy skacze równo i cały czas kręci się koło szóstego miejsca. W Innsbrucku był nawet dokładnie szósty. Niemiec już od Oberstdorfu sprawia wrażenie, jakby ktoś dał mu trochę środków uspokajających i teraz jakby trochę mniej agresywny przez to jest. Taki mniej hannawaldopodobny. No i dobrze, bo sympatyczniejszy się od razu wydaje. Niedzielny konkurs był jego 130-tym punktowaniem w karierze.
22.    Za to Karl Geiger to się w Innsbrucku po pierwszym skoku nieźle zjeżył. Moim zdaniem nie miał powodu, bo cała wina jakby po jego stronie była. Taki Granerud, Eisenbichler czy Kraft skakali, wg protokołu, w znacznie gorszych warunkach. Nie mówiąc już o warunkach, w jakich w drugiej próbie skakał Żyła. Kraft ma swoje piekiełko w postaci Garmisch, Geiger w postaci Innsbrucka. Drugi raz z rzędu uniemozliwia tu sobie skuteczną walkę o zwycięstwo w całym Turnieju. Tym bardziej dziwne, że niecałe dwa lata temu został na tej skoczni wicemistrzem świata. Na Bergisel Niemiec podszedł po raz 170-ty do Pucharu.
23.    O Norwegach trochę. Ale niewiele. Daniel Andre Tande wyrównał swój najlepszy tegosezonowy rezultat. Tak jak w jednym z konkursów w Kuusamo, tak i na Bergisel skończył 14-ty. To był jego dokładnie setny konkurs, w którym zmieścił się wśród 20-tu najlepszych skoczków dnia.
24.    10-te pucharowe podejście i jednocześnie 10-ty konkurs w karierze Sandera Vossana Eriksona. Zaczął tę pierwszą 10-tkę pięknie. Od 13-go miejsca w Wiśle. Potem było naprzemiennie (przy czym w Rosji rewelka), ale w T4S jest rzeczywiście słabiutko. Coś czuję, ze po Turnieju Eriksen może dostać od pierwszej kadry chwilę wolnego. Przy czym niekoniecznie jest go kim zastąpić, o czym świadczą wyniki grudniowych konkursów Pucharu Kontynentalnego.
25.    Rok temu szczególnie, ale w każdym innym sezonie również, Halvor Granerud byłby przeszczęśliwy zajmując w Innsbrucku 15-te miejsce. Do tej pory tylko raz, trzy lata temu, Norweg punktowął na Bergisel. I to kończąc zawody na 21-szym miejscu. Jeszcze raz okazuje się, że punkt widzenia zależy od miejsca, na którym się siedzi. Oczywiście rozumiem jego zdenerwowanie i złość. Tylko dlaczego rzucił się akurat na Stocha? Nie wypada, Golas, no nie wypada. Miałeś, chamie, złoty róg. Dodam, że rzeczony cham podchodził w niedzielę do Pucharu po raz 85-ty.
26.    35-ty już bezpunktowy konkurs w karierze Jewgienija Klimowa. Coś mi się widzi, że ten sezon to taki bardzo średni dla niego będzie. Na T4S spotkał go dodatkowy, bardzo bolesny cios. Przestał być liderem drużyny. Bardzo słabej drużyny, dodajmy.
27.    Już czwarte w tym sezonie, a piąte w ogóle w karierze, punktowanie Michaiła Nazarowa, który chwilowo nadaje ton dwuosobowej, bo przetrzebionej przez wirusa, rosyjskiej reprezentacji. Sam jestem ciekaw jak to się dalej potoczy. Walkę o palmę pierwszeństwa między skoczkami, nie walkę Rosjan z COVID-em, mam na myśli.
28.    Dziwny nawrót niemocy u Zigi Jelara. Tak źle jak w Ga-Pa czy Innsbrucku, to skakał ostatnio prawie dwa lata temu w marcu. Po świetnym konkursie w Oberstdorfie, w dwóch kolejnych total-lipa. A przecież na początku sezonu nic tego nie zapowiadało. Wyglądało wręcz, że to, co pokazywał w marcu będzie kontynuowane. Słoweniec zaliczył w niedzielę 15-ty konkurs, w którym punkty przeszły obok niego.
29.    Nie jest może świetnie, ale jest coraz lepiej. Peter Prevc nie wskoczył jeszcze do czołowej 10-tki konkursu, ale się w końcu o nią przynajmniej otarł. A wszystko to w 240-tym konkursie w życiu. 1/3 tych konkursów to, tak jak w niedzielę, miejsca w drugiej 10-tce. A na jedenastej pozycji Pero lądował równo 10 razy.
30.    Coraz bardziej rozpędza się Anze Lanisek. Oprócz Graneruda to on wygląda w tej chwili na najgroźniejszego z naszych rywali. W niedzielę, oprócz tego, że wyrównał swoje najlepsze osiągnięcie w karierze, to po raz 70-ty zapunktował i po raz 20-ty znalazł się w czołowej 10-tce. W generalce T4S byłby znacznie groźniejszy, gdyby się był w Ga-Pa nie podparł. A tak? Jako konkurent do głównej wygranej na pewno odpada.
31.    Skromny, chocnie taki najskromniejszy, jubileusz obchodził w Innsbrucku średni Prevc. Wywalczył punkty po raz 25-ty. Nie najgorzej, zważywszy, że miał dotąd 48 pucharowych podejść.
32.    Jak Gregor Deschwanden zachowa ten progres, jaki wystąpił u niego między Oberstdorfem i Ga-Pa, a potem między Ga-Pa i Innsbruckiem, to w Bischofshofen weźmie i wygra. A tak na trzeźwo, to Szwajcar po raz trzeci w karierze zakończył konkurs na miejscu 10-tym. W 10-tce znalazł się w karierze po raz siódmy, ale nigdy też wyżej jak siódmy nie był. Dwa razy lądował siódmy, raz ósmy, raz dziewiąty i trzykrotnie kończył 10-ty. Po Innsbrucku ma też na liczniku okrągłą ilość lądowań w czołowej 20-tce zawodów. Zrobił to dotąd 30-krotnie. 3 razy rzadziej niż odpadał w pierwszej serii konkursowej. To tak, żeby za słodko nie było.
33.    Kamil. O zwycięstwach i podiach było wyżej. To teraz może w ten deseń. To był jego 350-ty konkurs w karierze. Dobił tym samym do Adama Małysza, który na tej liczbie konkursowych występów zakończył karierę. Pucharowych punktów, jakby co, ma mniej 1420 różnicy). Pucharowych zwycięstw mniej (o dwa), pucharowych podiów też mniej (o 18). I Kryształowych Kul (o dwie). Czy to znaczy, że jest gorszy, jako uczestnik PŚ? Trudna materia. Na pierwszy rzut oka tak, ale trzeba zrobić solidniejszy materiał porównawczy. To, wbrew pozorom, nie są wystarczające dane. Będzie czas, to się zrobi. Na koniec jeszcze jedna rzecz robiąca mocne wrażenie. Polak zaokrąglił liczbę swoich bytności wśród najlepszych 10-ciu skoczków poszczególnych zawodów do 175-ciu.
34.    Krótko o Kubackim jeszcze. Po raz 150-ty zdobył punkty. Po raz 55-ty wylądował w 10-tce.
35.    No to o Żyle. Też krótko. Nasz dyżurny wesołek zrobił w Innsbrucku, podobnie jak w Ga-Pa zresztą, swoją życiówkę. Wcześniej nigdy nie zajął tu w PŚ miejsca wyższego jak siódme. Żadnych statystycznych okrągłości u niego tym razem nie wykryłem. Wstyd, Pieter!
36.    Klemens Murańka. Dyspensa z okazji urodzin syna. W końcu Dawid w Oberstdorfie też gorzej skakał. Ale to, że 50-ty raz skrewił w konkursie i punktów nie zdobył, napisać muszę.
37.    Andrzej Stękała to tak w drugiej serii skoczył jakby jemu też się miało coś za chwilę urodzić. Wiem. Każdemu się może zdarzyć. I dobrze, ze ma ten słabszy skok w końcu już za sobą. Źle na tym nie wyszedł, bo w końcu i tak osiągnął w Innsbrucku ósmy najlepszy wynik w karierze. To było jego 20-te punktowanie w życiu. Po raz piąty zakończył zawody w drugiej 10-tce.
38.    Odnalazł się wreszcie w turniejowych klimatach Olek Zniszczoł. To jego zaledwie drugie punktowanie w t4S w całej karierze. Po 6-ciu latach przerwy! Co ciekawe, też w Innsbrucku. Tyle, ze zdobył 4 razy więcej punktów niż wtedy. Niech tak jeszcze dołoży do pieca w Bischofshofen, to będziemy mieli fajny jubileuszek. Można to będzie nawet nazwać jubileuszem. Jak się kto uprze.
39.    Maciek Kot robi podczas T4S wszystko, żebym nie mógł o nim pisać od strony statystycznej. Ale na dłuższą metę taka, nazwijmy to po imieniu, destrukcyjna działalność musi się skończyć. I, ogłaszam to z całą mocą, ona się w Bischofshofen skończy! Kot nie będzie miał ucieczki! Odpadnie w przedbiegach – okrągłość. Wystartuje w konkursie – okrągłość. Odpadnie w I serii – okrągłość.  Zajmie miejsce w drugiej 10-tce – okrągłość. Mam Cię, Kocie. Tą razą mi się nie wymkniesz! A co do występu w Innsbrucku? Nie wiem jak trenerzy, ale ja odniosłem wrażenie, że lekka poprawa jest.

Koniec. Kropka.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport