Kamil Majchrzak przeszedł wczoraj drugą rundę całkiem suchą stopą. Zmiótł z kortu klasyfikowanego przez ATP o 20 pozycji wyżej rywala. Wygrał do ucha, zaliczył awans do czołowej setki rankingu. Jest w siódmym niebie i nie ma mu się co dziwić. Awansując do trzeciej rundy turnieju Wielkiego Szlema wyrównał życiówkę.
Gorzej z Igą. Grała z numerem 208 na świecie. McNally znalazła się w Londynie tylko dzięki zamrożonemu rankingowi. I ten numer 208 wygrał ze Świątek pierwszego seta przegrywając go już 1:4. To nie jest dobry prognostyk. Nawet jeśli przypomnę, że następne sety Polka wygrała do dwóch i do jednego.
Oczywiście Iga ma olbrzymi potencjał. Potencjał, który w tym roku wykorzystuje, niestety, rzadziej niż w latach poprzednich. Jak pojutrze będzie grała z Collins tak jak dziś z Caty McNally, to przerżnie z kretesem. Collins w ostatnim czasie, po długiej przerwie, wygrała z Igą. Jest nastawiona na Igę niczym pocisk w moździerzu. Nie odpuści za Chiny Ludowe. W Londynie zagrała dwa mecze. Oba naprawdę nieźle. Rywalki za mocne może nie były, ale wygrane od początku do końca bezdyskusyjne. W każdym razie taka ilość wielbłądów jak dziś, taka ilość przestrzeleń kiedy cały kort jest pusty, taka liczba niewykorzystanych przewag sytuacyjnych, skończy się dla Igi w meczu z nią pożegnaniem z turniejem.
Dziś dokonałem nie tyle odkrycia, co raczej doszedłem do pewnej smutnej konstatacji. Otóż.
Te nagłe, przechodzące w długotrwałe, zastoje w grze, to nie tylko sprawy „głowy” w sensie nerwowości i pojawiających się zahamowań psychicznych. To również sprawa stosunkowo kiepskiej, jak na zawodniczkę z najwyższej półki oczywiście, inteligencji. Oczywiście nie tej ogólnej, ale stricte tenisowej. Wypada to sobie uświadomić i o tym napisać. Iga jawi mi się w tym aspekcie jako przeciwieństwo, na przykład, Deyny czy Lewandowskiego. Oni, generalnie, za lotni nigdy nie byli, ale ich inteligencja boiskowa zachwyca. Iga zupełnie inaczej. Jest oczytana, mówi często bardzo mądre, świadczące o niej jak najlepiej, rzeczy. A na boisku zachowuje się momentami jak… Henryk Średnicki przed kamerą. Nie wiem kogo za to winić. To znaczy czy tylko ją. Myślę, że lansowane namiętnie przez Wiktorowskiego „oduczanie” zagrań nie bazujących na sile, mogło zrobić swoje. Zupełne odejście od startów w deblu też.
O Majchrzaka w tej trzeciej rundzie jakby mniej się martwię. To znaczy bardziej jestem o niego spokojny. On już w tym turnieju zrobił swoje. Niczego nie musi, za to wszystko może. Jak przegra, nic się nie stanie. Jak wygra – sława i chwała. A też nie gra z nie wiadomo jakim asem. Rinderknech, bo to z nim zagra, jest co prawda dzisiaj w rankingu prawie 40 pozycji wyżej i w dodatku ograł Zwieriewa, ale nie takie rzeczy się w tegorocznym Wimbledonie oglądało. Tak więc spoko. Co ma być, to będzie.
O Igę martwię się znacznie bardziej. Tym bardziej, że po ewentualnej wygranej z Collins trafia na Rybakinę. A Rybakina gra tu bardzo pewnie. A już na pewno znacznie pewniej niż Iga dzisiaj. Przy czym jak tak mnie ogarnia zwątpienie, to od razu przypominają mi się spotkania Igi w Paryżu. Z Żeng w roku 2022 i z Osaką dwa lata później. Po tych meczach też się wydawało, że nic dobrego jej spotkać na dalszym etapie turnieju nie może. No tyle, że to była mączka.
Jest sposób na to, żeby nie było tak minorowo. Dość prosty. Trzeba wygrać z Collins, a potem z Rybakiną. No ba jak to tak? Lipiec, a tu żaden rekord wielkoszlemowy nawet nie wyrównany. No to wio!
Inne tematy w dziale Sport