HareM HareM
185
BLOG

To ci finał!!!

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 2
Obstawienie przed turniejem takiego składu finału dałoby delikwentowi chyba mieszkanie w Warszawie

Najpierw wypada posypać głowę popiołem.

Przed tym turniejem napisałem (drugi raz to podkreślam, ale jak się kajać, to głośno i porządnie), że nikt spoza dotychczasowych zwyciężczyń tegorocznych WS-ów i tysięczników nie ma szans wygrać żadnego turnieju takiej rangi do końca roku. No i wyszło co? „Nigdy nie mów nigdy”. I to jest jedno.

Natomiast, że skład finału w Montrealu będzie taki jaki jest, to już jest zupełnie „insza inszość” i chyba można mówić o (bez względu na to zresztą, jak to się skończy) najbardziej niespodziewanym rozstrzygnięciu tego sezonu.. No bo proszę Szanownego Czytelnika.

19-letnia reprezentantka Kanady, Victoria Mboko, córka kongijskich uchodźców, którzy na skutek, nazwijmy to łagodnie, rozruchów politycznych zmuszeni byli opuścić swój kraj, dokonała kolejnego niesamowitego wyczynu. Ograła w nocy w półfinale (przegrywając, żeby było dramatyczniej, pierwszego seta do jednego) kazachską Rosjankę Rybakinę. Wyczynu kolejnego, bo przypomnę, że w czwartej rundzie zawodów ciemnoskóra Kanadyjka, znacznie wyraźniej niż to zrobiła tej nocy, pokonała rozstawioną z jedynką Corie Gauff. Jeszcze wcześniej równie gładko rozprawiając się z Kenin i mniej gładko z niedawną triumfatorką turnieju w Pradze, Czeszką Bouzkovą. I żeby domknąć temat. Między Gauff a Rybakiną smak gorzkiej i bezdyskusyjnej porażki z Mboko poznała jeszcze, trzydzieści kilka pozycji wyżej klasyfikowana od niej w rankingu, Hiszpanka Bouzas-Mineiro.

Druga finalistka jest, na drugi rzut oka, równie sensacyjna. Na drugi, bo w pierwszej chwili każdy kto się trochę tenisem interesuje, przypomni sobie, że Naomi Osaka to czterokrotna zwyciężczyni turniejów Wielkiego Szlema. Tylko, że to może i prawda, ale bardzo dawno temu to było. Od kilku sezonów, a praktycznie od finałowej porażki z Igą w Miami prawie 3,5 roku temu, Japonka nie popełniła praktycznie żadnego znaczącego wyniku. Chyba, że za takie uznamy wygranie w tym roku w maju turnieju WTA125 w Saint Malo albo dojście w styczniu do finału turnieju WTA 250 w Auckland, co jednak, w zestawieniu z wspomnianymi czterema tytułami WS i całą wcześniejszą karierą do czasu zajścia w ciążę, byłoby chyba lekkim nadużyciem.

Tutaj Osaka przeszła chrzest bojowy w meczu z Samsonową, gdzie, m.in., skutecznie broniła dwóch meczboli. A potem było, nie wiem czy miło, łatwo i przyjemnie, ale wygląda, że z górki. Tylko sześć gemów straconych z Ostapenko, zaledwie jeden z Sewastową, która przecież wcześniej dała radę Peguli (o Linette nie wspomnę), tylko cztery ze Switoliną i w półfinale zacięte w końcówce, ale również zakończone w dwóch setach, spotkanie z Tauson, która w końcu miała za sobą przekonywujące zwycięstwa ze Świątek i z Keys.

Osaka przed tym turniejem zmieniła trenera. Został nim bezrobotny, od września chyba, Tomasz Wiktorowski. No i rodzi się pytanie. Czy to tylko efekt „nowej miotły”, czy też, podobnie jak w wypadku Igi w Dosze ponad 3,5 roku temu, zapowiedź wielkiego marszu w górę. Się okaże. Przy okazji jeszcze raz okazuje się, jak wiele w tenisie zależy od jednej czy dwóch piłek. No bo gdyby w meczu z Samsonową Japonka tę, jedną czy drugą, piłkę meczową przegrała, to dziś „kwestia Wiktorowskiego” byłaby pewnie opisywana, przez tych samych ludzi zresztą, z zupełnie innej perspektywy. Tak czy inaczej były szkoleniowiec dwóch najlepszych polskich tenisistek w historii, zaliczył w Montrealu prawdziwe wejście smoka. A jak to się wszystko dla niego dalej ułoży?

Ja mu życzę, żeby Naomi w każdym turnieju dochodziła do finału. A potem to niech się już wszystkie kończą dokładnie tak, jak ten 3,5 roku temu w Miami. Z tą samą rywalką, rzecz jasna.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Sport