Chwała Urbanowi, ale bez przesady z tymi peanami.
Ochy i achy zostawmy na później
Po kadencjach Michniewicza i Probierza nastała wreszcie normalność. To znaczy od dwóch spotkań reprezentanci Polski w piłce nożnej starają się grać w piłkę. „Starają się” to jest dobre słowo, bo nie zawsze im to jeszcze wychodzi. Napisałbym nawet, że często im to jeszcze, szczególnie w czwartek, ale i w niedzielę, nie wychodziło. Natomiast ich starania były widoczne i czasem przynosiły efekty.
Po meczu z Finami długo rozmyślałem nad jednym. Jak można było w czerwcu z nimi przegrać? Michał Probierz osiągnął w piłce reprezentacyjnej coś, co wydawało się, przynajmniej od „ery Apostela” (kiedy to prezentowaliśmy się chyba podobnie, jeśli nie równie wujowo), nieosiągalne. Jego drużyna grała na poziomie i w stylu gorszym niż zespół Michniewicza. Za tego ostatniego bowiem też graliśmy bez jakiejkolwiek klasy, też wszyscy się z nas śmiali, ale przynajmniej na MŚ wyszliśmy z grupy. Za Probierza mieliśmy wyniki adekwatne do gry, czyli żadne.
Jan Urban, jako się rzekło, przywrócił normalność. Tylko tyle i aż tyle. Powołał tych, którzy aktualnie są najlepsi. Raz. Nie powołał tych, którzy na tę chwilę się do reprezentacji nie nadają. Dwa. Wystawił do pierwszego składu tych, którzy do tej pory w tym roku najrzadziej zawodzili bądź w ostatnim czasie osiągnęli pułap dla innych za wysoki. Trzy. Mówi, zarówno do mediów jak i do graczy, językiem dla wszystkich zrozumiałym. Nie jakąś piłkarską nowomową. Cztery. Potrafi stworzyć w zespole dobrą atmosferę. Pięć. Ma jakąś, lepszą lub gorszą (miejmy nadzieję, że lepszą) koncepcję i wokół niej buduje drużynę i jej grę, a nie miota się, jak ślepiec bez swojej białej laski, od ściany do ściany, bijąc co chwila z całej siły głową w mur. Sześć. Wystarczy.
To wszystko co wyżej, nie świadczy oczywiście wcale o geniuszu Jana Urbana. Świadczy o tym, że stanowisko selekcjonera naszej kadry przejął po prostu człowiek, który do niego dorósł. Takiego człowieka, uważam, co najmniej od czasu słynnej dezercji Paulo Sousy, nikt na tym stolcu nie widział. I to by było na tyle o Urbana dotychczasowych w nowej roli zasługach. Natomiast.
Jan Urban, de facto, żadnej wielkiej rewolucji na razie nie zrobił. Polska dalej nie olśniewa nikogo swą grą. Polska dalej potrafi mieć zastanawiające przestoje, gdzie byle rywal kręci nami przez kilka minut niby kołowrotkiem. To co to będzie jak trafimy na rywala klasowego albo nie nastawioną do nas i nie patrzącą na nas przed meczem z totalnym politowaniem Holandię, trenowaną w dodatku przez kogoś innego niż Koeman?
Przed Urbanem wiele pracy. Praktycznie we wszystkich formacjach jest sporo do zrobienia.
Bramkarz. Podobno Szczęsny był zawsze nie najlepszy na przedpolu. To co, po meczu w Rotterdamie, napisać o Skorupskim? Należy jak najprędzej sprawdzić Grabarę. Dość się już naczekał.
Świetni w ataku boczni obrońcy są znacznie słabsi w defensywie. Tak Zalewski jak i Cash. Bardzo dobry debiut Wiśniewskiego, ale drugi mecz wykazał jego liczne braki. Zmudą to na razie jednak nie jest. Kiwior nie ograny. Dobrze, że opuścił Arsenal. Byle tylko w Porto grał w pierwszym składzie. Bednarkowi, chwilowo, nie mam nic do zarzucenia, co mnie zresztą, i pewnie nie tylko mnie, strasznie dziwi. Byłoby świetnie, gdyby tak zostało. Pomoc. Szymański, choć z Finlandią ewidentnie się poprawił, z mocniejszymi rywalami zupełnie wymięka. Slisz jest jak Góralski. Pewnego poziomu przekroczyć nie jest w stanie. Zieliński. Po niektórych zagraniach widać, że to cały czas kandydat na gracza światowego formatu, ale on ma już 30 lat, a takim graczem w reprezentacji dalej nie jest. Choć bez niego nie wiem jakby wyglądała. Prawe skrzydło. Kamiński zaprezentował się bardzo dobrze w obu meczach. Łącznie, biorąc pod uwagę dwumecz, był chyba najlepszy. Przy czym on to trochę taki rycerz bez głowy. Trzeba mu życzyć, żeby przy tych swoich rajdach jeszcze więcej umiał dostrzec. Ale, w porównaniu z poprzednimi spotkaniami w kadrze, postęp w tej mierze i tak jest znaczny. Został nam Dziadek Lewandowski. Myślę, że w kadrze, na razie, grać musi, ale zadaniem Urbana musi być wymyślenie stylu i sposobu gry, kiedy kadra i my kibice, będziemy go mogli, rzęsistymi oklaskami rzecz jasna, ale jednak pożegnać.
Zmiennicy. Przyzwoicie wyglądali z Holandią, znacznie marniej w niedzielę. Nie wiem dlaczego trener upiera się przy Kapustce i co w nim takiego widzi. Wejścia Grosickiego już nie takie jak kiedyś. Pesel robi chyba swoje. Kędziora to nie jest chyba jednak alternatywa dla Wiśniewskiego. Wygląda przy nim jak Stecyk przy Sandurskim. Wreszcie Wszołek. Człowiek orkiestra. Potrafi grać na każdej pozycji. Dlatego dobrze, że wrócił. Klasa może mniejsza, nawet sporo, od tej z roku 2016, gdzie tylko przez kontuzję nie pojechał na EURO, ale lepszego zapchajdziury Urban nie znajdzie. Jako zmiennik będzie bardzo pożyteczny, myślę. Ale jako gracz podstawowy nie.
W pewnym momencie w niedzielę wydawało się, że możemy nawet powalczyć o zwycięstwo w grupie. Holendrzy remisowali bowiem w Wilnie po 75. minutach 2:2. Sytuację jednak opanowali i teraz, żeby ich wyprzedzić, nie wystarczy nawet, że w rewanżu pokonamy nie tylko ich, ale całą resztę konkurentów. Pomijając fakt, że wygrać mecz na Narodowym będzie zadaniem ekstremalnie trudnym, to dodatkowo trzeba będzie liczyć, że Pomarańczowi stracą punkt albo z Finlandią lub Litwą u siebie, albo z Maltą na wyjeździe. To ja bym na miejscu naszych jednak spokojnie zaczął się przygotowywać do baraży nie licząc na „bonusowe” wspomożenie ze strony grupowych rywali.
Jest dobrze? Ja bym powiedział, że jest obiecująco. Dobrze jeszcze na pewno nie jest. Za to na pewno jest zupełnie inaczej niż za Probierza. To widać, słychać i czuć. A jak jest inaczej, to znaczy, że idzie w dobrą stronę. I tak trzymać!
PS
Rękę na pulsie też.
Inne tematy w dziale Sport