Cztery lata temu w Turynie Adam Małysz zajął siódme i czternaste miejsce. Pamiętam lamenty z tego tytułu. Moim zdaniem słuszne zresztą. Sam tez bardzo surowo oceniałem występ Polaków ze szczególnym uwzględnieniem roli ówczesnego trenera. Notabene przy obecnym trenerze kadry skoczków Kuttin jawi się niemal jak SuperDymoMan. Mimo, że zajeździł Małysza. Ale nie o skoczkach i ich słabych wynikach będzie. Bo, jak się okazuje, można jechać na igrzyska przygotowanym dużo gorzej od nich. I to jest już skandal.
Dużo się mówiło o tym, że żeby wystąpić na olimpiadzie, to ktoś musi albo reprezentować wysoki poziom, albo przynajmniej można z nim wiązać jakieś nadzieje na przyszłość.
Snowboardziści wypadli KATASTROFALNIE. I nie chodzi nawet o miejsca. To, co zaprezentowali w rynnie Ligoccy, a na torze snowcrossu jeden z nich wspólnie z Jodką, wręcz przykuło moją uwagę. I pewnie całego swiata. To była ŻENADA. Ja się nie znam na half-pipie, ale leżeć cztery razy na cztery to i ja potrafię. I nie potrzebuję do tego kilkuletnich przygotowań za grubą forsę. Ta piana, którą się przez kilka ostatnich lat biło wobec “sukcesów” polskich snowboardzistów zdaje się opadła. I wychodzi, że król jest nagi. Zupełnie.
Do cholery! Im ktoś zrobił po prostu darmową wycieczkę do Kanady! Przy takich umiejętnościach nie powinni nawet wyjeżdżać ze wsi, a co dopiero pchać się, i to taką kupą, do Vancouver. Takiej bezczelności nie wykazał nawet PZN z prezesem na czele, który tym razem wszystkich znajomków i pociotków zostawił w domu.
Nieudany i beznadziejny start zaliczają, jak na razie, panczeniści. Ale występu snowboardzistów nie można nazwać tylko beznadzieją. To jest KOMPROMITACJA POLSKIEGO SPORTU. Teraz już wiem co oznacza pojęcie “zrównoważona reprezentacja”. Z jednej strony Małysz, Kowalczyk czy Sikora, a z drugiej reprezentanci polskiego snowboardu. Żeby się kibicom we łbach nie poprzewracało i nie myśleli, że Polak potrafi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości
