Marit Bjoergen ładuje swój akumulator gdzieś we wszechświecie (gdzie – nie wiadomo, tajemnica astmatyczki). Okazuje się zresztą, że już nie tylko ona. Również druga Norweżka, Steira, zdecydowała się pójść tą drogą.
Tymczasem kończą się święta co oznacza, że za chwilę rozpoczyna się biegowy odpowiednik Turnieju 4 Skoczni czyli Tour de Ski. Inaczej pisząc Mistrzostwa Świata narciarzy klasycznych w niewielkim stopniu albo wcale nie chorujących na astmę. Taki ersatz Oslo. Ale tylko ersatz bo tam zobaczymy również wszystkich chorowitych. Chociaż może lepszym słowem od również byłoby „głównie”.
Proponuję jednak skupić się na najbliższych wydarzeniach. Po pierwsze będą bliższe czystemu sportowi. Po drugie można się spodziewać mocnych polskich akcentów. TdS składa się z 8-miu etapów, części, odcinków czy jak je tam zwał. Pierwsze dwa wyścigi na przełomie roku w Oberhofie, następne dwa w Oberstdorfie. Potem dzień przerwy i przeprowadzka z Niemiec do Włoch. A tam kolejno ściganie w Toblach, Cortinie i dwa razy w Val di Fiemme. Zakończenie zawodów 9-go stycznia. Do zdobycia, jeśliby kto zwyciężył we wszystkich zawodach, 800 pkt. Obecna strata punktowa Polki do Norweżki to 221 oczek. Ja oczywiście nie zakładam, że Polka jest w stanie zgarnąć w TdS całą pulę możliwą do zdobycia, ale już na to, że będzie to znacząca część tej kwoty – liczę mocno. Bo kiedy wygrywać jak nie teraz, w konkurencji ziemian? Później do rywalizacji wracają kosmici Nie mówię, że się ich nie da zwyciężyć, ale będzie nieporównanie ciężej. Na bank. Szczególnie, że mistrzostwa świata odbędą się w Norwegii co oznacza, że jeszcze więcej chwytów niż dziś będzie dozwolone. Reprezentantkom tego kraju, rzecz jasna. A przyjdzie walczyć nie tylko z nimi, ale i z całą hordą skandynawskich sędziów. Coraz bardziej bezczelnych w swoich decyzjach. Więc bierzmy co swoje, a potem jak Bóg da.
Mimo wszystko nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak da.
Inne tematy w dziale Rozmaitości