HareM HareM
163
BLOG

What’s wrong with my hamsters?

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Pożyczyłem początek tytułu od klasyka, ale sytuacja chyba faktycznie jest napięta jak baranie jaja, jak to mówił jeden mój znajomy z jeszcze wtedy nieprzemalowanego ZSL.

Chodzi, jak wskazuje nagłówek, o chomiki. Moje chomiki. A w zasadzie chomiki mojego zstępnego. Dawno nie było o nich na salonie to może nie każdy pamięta, że to rodzeństwo, które nabyłem dokładnie rok temu, po kilka zeta sztuka, w celu uśmierzenia bólu rzeczonego zstępnego oraz jego osobistej matki, a małżonki mojej (szanownej zresztą), po stracie innego bydlęcia tego gatunku, któremu się nagle zeszło z powodu wylewu krwi do mózgu, jeśli go bydlę to miało. Co do czego pewności nie mam, ale w co wierzę. W końcu, jak ją porównać do paru gości codziennie goszczących w szklanym zoo, to wypada nie najgorzej. Pusia, tak bowiem zwierzę swego czasu zstępny ochrzcił, wyzionęła ducha z prozaicznego powodu przekarmienia. Znaczy wylew nastąpił z tej to przyczyny. Wyzionięcie nastąpiło nieco później i jednak raczej na skutek zastrzyku fachowca w celu oszczędzenia jej męk. Albo męki. Wszystko jedno. W szczegóły w każdym razie nie wchodząc w domu pojawiło się rzeczone rodzeństwo, które w krótkim czasie przekształciło się w małżeństwo. Naczytały się widać o Kleopatrach i Ptolemeuszach i poszły ich śladem.

Przez długi czas wszystko szło jak dobrze naoliwiona maszynka. Co jakiś czas Pusia II dopuszczała do siebie Puszka i rozmnażali się na chwałę Bożą. Tym sposobem do końca sierpnia przybyło jakie 40 nowych reprezentantów gatunku. Przychówek udało się ochronić przed utylizacją dzięki rozlicznej w rodzimym  mieście sieci sklepów z tego typu towarem. Wszyscy byli szczęśliwi. Najbardziej Puszek, który nie dość, że mógł folgować swoim, niemałym nawiasem pisząc, chuciom to jeszcze nie był przy tym, co się ponoć często zdarza, zagryziony albo przynajmniej nadgryziony przez partnerkę. Do czasu.

Od bitych czterech miesięcy Pusia II nie podnosi (w żadnych, żeby było jasne, okolicznościach) ogona. Podnoszenie tego ogona stanowi sygnał, że można bezpiecznie łączyć parę bez obaw względem nadwątlania zdrowia samca przez samicę. Kiedy pod koniec miesiąca listopada bądź na początku grudnia małżonka moja, szanowna zresztą, uparła się na otwarcie klatek mimo, że ogon Pusi w żaden sposób tego nie sugerował, mieliśmy w domu rzeź niewiniątka. A rozdzielenie potem takich, będących w furii, bydląt to tak jak wkładanie palca między drzwi. No i zstępny tak na tym wyszedł. Chomik-samiec odbił sobie na nim wszelkie straty. Fizyczne i moralne. Puszek krwawił, ale młody też.

Kobiety, oprócz tego że lubią brąz i są gorące, są też uparte. Nie inaczej jest z małżonką moją, szanowną zresztą. Nie bacząc na świeżo poniesioną w tej kwestii porażkę postawiła sobie za cel doprowadzenie jednak Pusi do kolejnej ciąży jeszcze przed zakończeniem roku. No i, pod naszą z młodym nieobecność (byliśmy w innej części domu zajęci zupełnie czym innym) tydzień przed świętami znów otwarła klatki. Dobrze, ze zstępny ma dobry słuch. Tym razem zdążyliśmy żywcem w ostatniej sekundzie. Jam ci, nie chwaląc się, sytuację uratował. Okupiłem to drobną kontuzją ale, summa summarum, satysfakcja była większa.

No, ale tak czy siak, mamy w domu problem. Gryzoń, symbol płodności, sprzeciwia się w warunkach, jakie jesteśmy mu w stanie zapewnić, naturze. To daje do myślenia. Czyżby chomiki, wzorem niegdysiejszych NRD-owców, doszły do wniosku, że wysoki socjal na dzieci to nie wszystko? Sam nie wiem, co o tym myśleć. I, de facto, nie wiem co robić. Prawdę mówiąc jestem rozbity jak armia sowiecka w sierpniu dwudziestego roku. Ktoś ma jakiś pomysł?

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości