Trzeci dzień się zmagam ze sobą zastanawiając się czy warto w tej sprawie cokolwiek pisać. Wydawałoby się, że rzeczy są tak ewidentne, ze tylko czekać jak pan Braun wywali ikonę dziennikarskiej walki o nieprawość, kłamstwo i grzech na zbity pysk. I tak sobie czekam. Jak na razie trzeci dzień. I już wiem, że zupełnie niepotrzebnie.
W normalnym kraju, po takim występie, Lis byłby trupem. Nie, żeby ktoś typa zaszlachtował (choc mu się zasadniczo, od dawna, przynajmniej solidny wpierdol, należy), ale trupem politycznym, zawodowym, wreszcie towarzyskim. Rozciągał by się wokół niego zasłużony parasol milczenia. Byłby objęty całkowitym zakazem wpuszczania gdziekolwiek oprócz własnego wychodka. Taki total ostracyzm.
W Polsce Tuska i Komorowskiego, kraju wysokich standardów etycznych, Lis za tydzień, zgodnie z obowiązującą braunową ramówką, jak gdyby nigdy nic, zasiądzie w tym samym fotelu i z troską, rzetelnością i uczciwością równym tym zademonstrowanym przedwczoraj, będzie pochylał się nad dramatem Polski (jeśli w niedzielę zwyciężą złe moce w postaci PIS-u) lub wychwalał zdrowy rozsądek obywateli tejże (jeśli w wyborach zwycięży partia miłości). W sposób jakże charakterystyczny.
To tyle, w zasadzie, chciałem. Na więcej nie mam siły.
PS
Aha. W pracy jedna taka w pokoju obok stwierdziła, że Lis nie mógł się inaczej zachowac wobec tak ewidentnych prowokacji Kaczora. Więc ona się nie dziwi. Temu mianowicie, że cała rozumna i wykształcona Polska wodza moherów i wszelkiego wszeteczeństwa potępia. Jednoznacznie, rzecz jasna.
Miłego dnia wszystkim.
Inne tematy w dziale Polityka