Przyznam, że już bardzo dawno nie widziałem tak emocjonującego spotkania w damskim tenisie. I wcale nie dlatego, że grała w nim Polka. Ostatnio podobnego było w meczu między Williams a Davenport, a może i jeszcze wcześniej. Ze 20-cia lat temu był taki trzysetowy finał w Wimbledonie Graff-Sabatini. Chyba wtedy.
Agnieszka Radwańska gra ostatnio wspaniale. Zdecydowanie najlepiej w karierze. Nie wiem czy jedyna, ale jedną z przyczyn jest na pewno zmiana trenera. Wyszło jej to niewątpliwie na dobre i świadczą o tym bezprzecznie fakty. Polka od dwóch miesięcy jest w świetnej formie, wygrywa turniej za turniejem.
Ale dziś krakowianka przeszła samą siebie. Wygrała mecz, w którym zgodnie z wszelkimi regułami powinna polec. Mimo dobrej, na początku spotkania nawet bardzo dobrej gry, w większości setów była jednak od rywalki słabsza. Szczególnie fizycznie. Ta fizyczna siła jugosłowiańskiej Niemki (ci to też zawsze wiedzą kogo innym podkraść) była widoczna niemal jak u Sereny Williams. Dobrze, ze Petkovic jest biała, bo bym nie rozróżnił. Trzydzieści trzy lata temu, po zwycięskim i szczęśliwym remisie na Śląskim z Portugalia w eliminacjach do MŚ w Argentynie Boniek powiedział, coś tak mniej więcej, że nie sztuka jest wygrać kiedy jest się wyraźnie lepszym, ale wtedy gdy przeciwnik stawia piekielnie twarde warunki gry. Jugosłowianka je dzisiaj Radwańskiej postawiła. Tym większe brawa dla Polki.
Nasza zawodniczka praktycznie zapewniła sobie dziś awans do światowego finału Masters, gdzie wystąpi najlepsza w tym roku ósemka zawodniczek na świecie. Wcale nie jestem przekonany, że nie sprawi nam tam jeszcze większej wspaniałej niespodzianki. Jest to o tyle mocno prawdopodobne, że w Stambule nie wystapią obaj bracia Williams i inne „siłowniki”. Bo z nimi, jak pokazał dzisiejszy mecz, Agnieszce idzie najtrudniej.
Ładny był dla Polski ten początek dnia. Ciekawym jego końca.
PS
Odniosłem wrażenie, że „kontuzja” Petkovic to coś strasznie naciąganego było. I co ciekawe. Dostała od pani dochtór zastrzyk i nagle ani śladu kontuzji, a siły jak koń pociągowy. No, ale w końcu Niemka. Rodaczka ichnich kulomiotek, dyskobolek, młociarek i oszczepniczek. To się może specjalnie co dziwić nie ma.
Inne tematy w dziale Polityka