Kiedy uznaliśmy wczoraj, wspólnie z koleżanką małżonką znaczy, że nie da się już tej sejmowej hucpy dalej oglądać, przyszło wybawienie.
Zadzwonił kolega, że ma bilety na muzycznego fenomena który, jakby wiedziony cudownym instynktem, akurat wczoraj miał dać koncert w mojej prowincjonalnej sadybie, do której takie sławy zjeżdżają niezwykle rzadko.
Oczywiście, nie pytając nawet co za fenomen, przystaliśmy z koleżanką małżonką na złożoną nam propozycję od razu. Tym bardziej, że było świeżo po bohaterskim, jak zwykle, wymachiwaniu na mównicy konstytucją Krzywonos Henryki, serdecznej przyjaciółki Jolanty Kwaśniewskiej, a poza tym motorniczej tramwaju, który w 1980 roku zatrzymał się, bo brakło prądu w sieci. Po takim bowiem wystąpieniu jak to w wykonaniu rzeczonej „ikony” można tylko zwymiotować i natychmiast wyjść na świeże powietrze. Co też uczyniłem. Przy czym roszę sobie nie myśleć. Przed wyjściem i udaniem się na wzmiankowany koncert zęby zostały wymyte.
Ja się tam, trochę, muzyką interesuję. Na paru instrumentach gram, jako taką wrażliwość mam. I powiem tak. Do raciborza przyjechał wczoraj prawdziwy artysta. Przez duże „A”. Ja wiem, że do salonowych geniuszy, z glejtem podbitym w warszawce czy krakówku, równać się oczywiście nie może ale, poważnie już pisząc, mogę śmiało stwierdzić, że byłem świadkiem Kulturalnego Wydarzenia.
Publiczności, jak to w przypadku słabo rozpropagowanych imprez bywa, za dużo nie było (100-150 osób), ale na tyle dużo, żeby zgotować Richardowi Galliano, ten bowiem wirtuoz akordeonu odwiedził wczoraj Racibórz, długotrwałą owację na stojąco. Francuz, w towarzystwie orkiestry Królewskiego Miasta Krakowa Sinfonietty Cracovia, bisował aż 5-krotnie.
Niestety. Po dwóch godzinach znów znaleźliśmy się przed z koleżanką małżonką przed domowym telewizorem, w którym na co drugim kanale częstowano nas platformianym wrzaskiem i skrajną bezczelnością.
Kupiłem se ten telewizor niedawno. Wydałem na to dobre kilka tysięcy złotych. I tak sobie myślę. Nie lepiej było, za te same pieniądze, kupić dwa dożywotnie karnety (dwa, bo jednak koleżance małżonce też się coś od życia, a może także ode mnie, należy) na wszystko, co się w placówkach kulturalnych mojego grodu odbywa i będzie przez następne kilkadziesiąt lat odbywać.
No i tak siedzę na tej kanapie i się gapię. A to na gardłującego obrońcę demokracji Neumanna, a to na sevrowski wzór uczciwości politycznej, i nie tylko, Grabarczyka Cezarego, a to wreszcie na specjalistkę od stania na sejmowych schodach Ewę Same Porażki Kopacz. No i tak się przy tym zastanawiam. Na jak długo mnie ten Galliano zdołał pozytywnie naładować?
Inne tematy w dziale Polityka