W tym artykule chcę zająć się historią mniejszych i większych błędów dowództwa Aliantów, czyli Wlk. Brytanii i USA. Omawiam tutaj wyłącznie błędy w uzbrojeniu wojska. Niektóre są dobrze znane, inne, jak sądzę, trochę mniej i dlatego mam nadzieję, że zaciekawią nawet dobrze znającego zagadnienie czytelnika. Na początek chcę jednak przypomnieć o b. istotnym fakcie, który często umyka naszej uwadze, mianowicie niezwykłej szybkości i dynamice wydarzeń dziejących się w czasie II wojny. Wystarczy przypomnieć, iż dla USA cała wojna z Niemcami trwała 3,5 roku, a z Japonią parę miesięcy dłużej. Dowództwo było wprost przywalone masą samych ważnych decyzji i problemów, wszystkich "na wczoraj", nic więc dziwnego, że w tym pośpiechu i stresie popełniano tyle błędów. Przy czym ludziom tym należy się bezwzględny podziw za niesamowitą pracę, którą wykonano dla rozbudowy armii prawie od zera i pokonania groźnych, znacznie lepiej przygotowanych do wojny wrogów.
I. BROŃ PANCERNA
Jakie działo? Zaczynam od zagadnienia dość nietypowego, ponieważ wbrew pozorom, odpowiedź wcale nie jest taka prosta. Dlaczego w czołgach alianckich nie zastosowano dział p.panc, tylko zwykłe "polowe"? W dowództwach obu armii toczyły się zacięte spory, który rodzaj uzbrojenia jest lepszy. Jak wiadomo wygrała koncepcja, iż czołgi mają za główne zadanie torowanie drogi piechocie, natomiast zwalczaniem czołgów przeciwnika zajmą się "niszczyciele czołgów" oraz lotnictwo, głównie myśliwskie. Pewien sens w tym był, ponieważ z badań statystycznych wiadomo, że ok. 70 % strzałów czołgi oddawały do innych celów, niż pojazdy opancerzone, natomiast pociski doskonałej armaty p-panc. o kalibrze 76,2 mm miały słabą siłę burzącą. Spowodowane to było koniecznością budowy pocisków z grubymi ściankami, wytrzymującymi ogromną prędkość początkową pocisku w lufie działa, dlatego zawierał on mało środka wybuchowego . Konstruktorzy znaleźli później proste rozwiązanie, po prostu znacznie zwiększyli kaliber dział czołgowych, czyli również wagę pocisków (obecnie standardem są kalibry 120-125 mm). Niemniej efektem użycia słabych dział na kiepsko opancerzonych czołgach były ogromne straty i wielkie kłopoty przy próbach zdobycia przewagi w bitwach pancernych na zachodnim froncie.
Silnik benzynowy. Jednym z najważniejszych błędów decydentów w obu armiach było zlekceważenie konieczności posiadania silników wysokoprężnych różnych wielkości, co umożliwiło by ich zastosowanie dla pojazdów, w tym czołgów. Taki silnik oprócz innych zalet ma tę ogromną, iż po trafieniu rzadko się pali w przeciwieństwie do benzynowych. Anglicy nie mając „diesla” doszli do takiej aberracji, że w swoim Cromwellu zastosowali połówkę lotniczego Rolls-Royce’a na superpalnej lotniczej benzynie!
Jednym z argumentów przeciw użyciu siników na olej napędowy był bardziej skomplikowany system zaopatrzenia w dwa rodzaje paliw. Ten oraz inne dalej podane przykłady skłaniają mnie do wniosku, że faktycznymi dowódcami u aliantów byli magazynierzy! Mając niepalny silnik inżynierowie mogli go zastosować na przodzie pojazdu, co dawało dużą przestrzeń z tyłu, łatwą do wykorzystania w szeregu zastosowań, np. w działach samobieżnych. Zamiast wciskać kolanem haubicę 105 mm do Shermana, standardowego czołgu aliantów, można ją było zainstalować wygodnie z tyłu z dużym zapasem amunicji. W pojazd pancerny z przednim napędem można było zainstalować również angielskie działa 87 i 114 mm, a nawet po przedłużeniu kadłuba działo155 mm „Long Tom”.
Także w niszczycielach czołgów było by dość miejsca na angielskie działo p.panc 76,2 mm , a nawet jeszcze cięższe, jak amerykańskie 90 mm lub angielskie działo p.plot. 94 mm. Te wszystkie dorównujące niemieckim działa nie można było zastosować w zbyt ciasnych podwoziach alianckich wozów pancernych.
Niszczyciele czołgów- przyjęta koncepcja okazała się zupełnie błędna, zastosowano lekkie, słabo opancerzone pojazdy z działami używanymi w Shermanach, czyli kiepsko przebijających pancerz niemieckich czołgów. Ich jedyną zaletą była duża szybkość oraz niska cena.
Działa przeciwlotnicze Jest to dla mnie jedną z większych zagadek wojny. Zupełnie nie umiem zrozumieć, czym właściwie można wytłumaczyć uporczywą niechęć dowództwa Aliantów do wykorzystywania własnych doskonałych dział plot do zwalczania niemieckiej broni pancernej na wzór sławnych "88". Przecież już w 41 r. Rommel w Afryce spuścił straszne baty angielskiej 7 Dyw. Pancernej, mistrzowsko wykorzystując klasyczne pelotki 88, później także na wschodnim froncie były stosowane masowo z doskonałymi rezultatami. Tym bardziej, iż działa p-lot można było w prosty sposób przebudować na wyspecjalizowane armaty p.panc. Anglicy są znani z twardej głowy i konserwatyzmu, dlatego jakoś można pojąć ich niechęć do własnej armaty plot 94 mm. Dlaczego jednak Amerykanie nie użyli własnej 90 mm, równie dobrej, co niemiecka 88? Mieli przecież masę przykładów ich skuteczności, a pierwsze egzemplarze użyto w samym końcu wojny.
Można tylko sobie wyobrazić, jak by wyglądały bitwy w Normandii, gdyby słabe alianckie czołgi były wspierane dużą liczbą ciężkich dział p.lot lub p.panc. na samobieżnych podwoziach, oczywiście większych od czołgowych, bo na nich nie było prawie miejsca. W każdym razie na pewno Anglicy nie dreptali by w miejscu 6 tygodni o 20 km od brzegów Kanału La Manche!
Niech nam żyją intendenci! Jest sprawą oczywistą, że zaplecze armii pełni równie ważną rolę, co wojska liniowe, niemniej u Aliantów racje (umownie nazwanych) intendentów często przeważały nad zdrowym rozsądkiem i interesami walczących żołnierzy. Wspomniałem już o odrzuceniu diesli dla uproszczenia dostaw paliw, także odrzuceniu dział dużych kalibrów do wyposażenia wozów pancernych. Ta pozornie dziwna polityka miała dwie ważne przyczyny. Jedną była chęć wygodnego życia intendentów i kwatermistrzów, bo po co komplikować ilość asortymentów amunicji, a druga była jeszcze ciekawsza. Otóż, gdy w latach 40-41 zaczęto konstruować prototypy czołgów i innych wozów pancernych, natknięto się na poważny problem. Istniejące mosty pontonowe były b. wąskie, a przecież one warunkowały możliwą szerokość wozów. Chociaż tych mostów, szczególnie w USA nie było zbyt dużo, magazynierom zrobiło się żal "dobra" i zmusili konstruktorów do budowy wąskich, wysokich maszyn. Były one z założenia niezdatne do dalszego rozwoju choćby z braku miejsca na większe działa. Nie można było zastosować też mocniejszego pancerza, bo na wąskim czołgu nie dało się go założyć bez przeciążenia układu pędnego. Jeśli do tego dodać słaby silnik i działo, tylko masowa produkcja uratowała alianckie siły pancerne. Ilu przy tym bez sensu i potrzeby zginęło lub zostało rannych alianckich pancerniaków, aż strach liczyć!
Inne tematy w dziale Kultura