W poprzednim tekście omówiłem problemy alianckich sił lądowych, w tym chcę poświęcić uwagę pozostałym rodzajom sił zbrojnych, a mianowicie lotnictwu i marynarce wojennej.
LOTNICTWO
Trzeba przyznać, iż waleczni przywódcy alianckiego lotnictwa od samego początku wojny, postanowili nie dać się wyprzedzić pancerniakom w ilości popełnionych błędów. Choć i na tym polu, obie nacje dzielnie ze sobą rywalizowały, to jednak nieznacznie szale zwycięstwa nad Amerykanami przechylili na swoją stronę Anglicy.
Spitfire. Na pewno wygląda to dziwnie, gdy jeden z najpiękniejszych i najsławniejszych myśliwców uznaję za pomyłkę. Trzeba jednak zadać podstawowe pytanie, jakie cele i w jakim okresie wojny miały wypełniać alianckie myśliwce oraz jaka była przydatność poszczególnych maszyn do wypełniania postawionych przed nimi zadań. Spitfire był klasycznym myśliwcem przewagi powietrznej i na początku wojny doskonale się w tej roli spisywał.. Jednak od 1942 r. zadania lotnictwa aliantów zmieniły się całkowicie na ofensywne i podstawowym celem myśliwców stała eskorta bombowców. Ze względu na mały zasięg, przydatność Spitfir’ów, jako samolotów eskortujących, gwałtownie zmalała. Doskonale to widać, gdy sprawdzi się wyniki polskich dywizjonów, które od 1942 r. osiągają coraz mniej zestrzeleń. Od tego roku lotnictwo niemieckie unikało spotkań, a do obszarów jego operacji było po prostu za daleko.
Jest to też jeden z podstawowych powodów, dla którego bombowce angielskie wyspecjalizowały się w nocnych lotach, skoro w dzień nie miał ich kto ochraniać! Jeśli do tego dodać coraz słabsze osiągi słynnego myśliwca w latach 1944 – 1945 w porównaniu do innych maszyn, to nic dziwnego, że więcej wtedy wykonywano lotów szturmowych, niż klasycznie myśliwskich. Zresztą szturmowcem Spitfire też był kiepskim, ale o tym potem. W gruncie rzeczy w 1944 roku, a szczególnie w 1945 r. setki, jeśli nie tysiące Spitfire’ów zbudowano zupełnie niepotrzebnie, marnując tak potrzebne materiały, który z powodzeniem można było wykorzystać do budowy innych, bardziej potrzebnych maszyn.
Karabiny maszynowe. Zaciekły opór RAF-u przed unowocześnieniem broni pokładowej można porównać tylko z odmową użycia dział p.lot do walki z niemieckimi czołgami. Aż do końca wojny z uporem maniaka Anglicy uzbrajali swe bombowce i myśliwce w zwykłe karabiny maszynowe kal. 7,7 mm pomimo, że najpóźniej w 1941 r. było dla wszystkich jasne, że ten kaliber jest nieskuteczny i zastąpiony w innych siłach powietrznych przez karabiny maszynowe kal. 12,7 mm, 15 mm oraz działka 20,30 i 37 mm. Oczywiście bombowce uzbrojone tylko w takie „sikawki” były w dzień zupełnie bezradne i musiały ograniczyć swe działania tylko do misji nocnych. Dodam tu, że i Spitfire nawet w 1945 r. miał oprócz 2 działek, 4 zupełnie nieskuteczne km.
Lancaster. Z jednej strony jeden z najlepszych bombowców nocnych był również przykładem oślego uporu i głupoty odpowiedzialnych dowództw. W czasie nocnych nalotów niemieckie myśliwce szybko nauczyły się atakować Lancastery od strony niechronionego brzucha, tym bardziej, że płomienie wylotowe silników lepiej było widać na tle nocnego nieba. Później Niemcy zaczęli nawet wyposażać swe myśliwce w tak zwaną „nocną muzykę”, czyli działka wbudowane za kabiną pilotów skierowane po kątem 60 stopni w górę. Umożliwiały one podlecenie od dołu i ostrzelanie bombowca przez dłuższy czas w locie równoległym. Efektem były masowe zestrzelenia i ogromne straty wśród eskadr bombowych. Mimo tego nie wyposażono nigdy Lancastera w stanowisko dolnego strzelca, choć Latające Fortece miały nawet 2 takie stanowiska. Jak już pisałem, nie uzbrojono go także w bardziej skuteczne km większego kalibru.
Szturmowce. W trakcie walk na zachodnim froncie Alianci masowo używali myśliwców do atakowania celów naziemnych. W tego typu akacjach, uczestniczyło nawet tysiące maszyn dziennie. Mimo to, praktycznie żadna aliancka maszyna nie została zaprojektowana jako klasyczny szturmowiec, a przez cały okres wojny w walkach uczestniczyły tylko samoloty z pośpiesznie zaimprowizowanym uzbrojeniem i wyposażeniem. Na szczęście zdążono zbudować i zastosować lotnicze rakiety niekierowane z głowicą kumulatywną, wystarczającą do zniszczenia każdego niemieckiego czołgu. Podwieszono je po 8 szt. pod skrzydła myśliwców i to rozwiązało sytuację.
Była to jednak jedna wielka improwizacja, która zastąpiła mądre planowanie. Efektem były ogromne straty wśród niezabezpieczonych od ognia maszyn i ich pechowych pilotów. Pokrótce opiszę możliwy wówczas do zbudowania szturmowiec, bazujący na amerykańskim Thunderbolcie. Wystarczyło dół maszyny wraz osłoną zbiorników w skrzydłach zbudować z blachy pancernej 10-15 mm (jak rosyjski Ił-2), przedłużyć kadłub o 1 m, dobudować za kabiną pilota stanowisko strzelca ogonowego oraz uzbroić go w 2 działka kal. 30-37 mm. Zamki działek wraz z amunicją powinny być zabudowane z tyłu kadłuba za kabiną załogi. Uzyskano by w ten sposób przedłużone lufy, znakomicie zwiększające prędkość początkową pocisków p.panc. Konieczność strzelania przez śmigło nie stanowiła problemu już w poprzedniej wojnie. Oczywiście samolot byłby cięższy i wolniejszy, o mniejszym zasięgu, ale w akcjach szturmowych na zapleczu frontu nie miałoby to znaczenia.
Według podanego wzoru można było również przebudować angielski Typhoon lub amerykański Lightning. Samoloty te różniły się od Thunderbolta zastosowaniem silników rzędowych, znacznie bardziej wrażliwych na uszkodzenia od gwiazdowego, dlatego właśnie u nich pancerna osłona była jeszcze ważniejsza. Natomiast przebudowa lekkich myśliwców typu Spritfira lub Mustanga nie miała sensu, ponieważ używanie ich jako szturmowców było niecelowe i doprowadziło do wielkich strat wśród ich pilotów.
Mustang a duma narodowa. Historia Mustanga jest dość dobrze znana, stanowi jednak dobry przykład silnej niechęci do korzystania z osiągnięć drugiego państwa dla rozwoju własnych maszyn. Mustang został zbudowany już w 1941 r. ale mając amerykański silnik Allison nie zachwycał swymi osiągami. Dopiero zainstalowanie w nim licencyjnego silnika Rolls-Royce’a uczyniło go najlepszym eskortowym myśliwcem II wojny światowej. Kosztowało to jednak 2 lata ciężkich bojów administracyjnych i ambicjonalnych, nim w końcu zastosowano „obcy” silnik. W rezultacie do końca 1943 r. zginęły tysiące członków załóg Latających Fortec B-17, które musiały latać bez eskorty Mustangów.
Faktem jest że Amerykanie korzystali z konstrukcji angielskich rzadko i niechętnie, natomiast Anglicy faktycznie w ogóle nie uwzględniali amerykańskich rozwiązań w swoich maszynach, nie tylko lotniczych, ale lądowych oraz morskich. Oczywiście masowo używali sprzętu amerykańskiego, sprowadzanego przez ocean, natomiast strzegli własnych rozwiązań przed „obcym” wpływem.
MARYNARKA WOJENNA
Trzeba przyznać, że dzielni marynarze popełnili znacznie mniej rażących błędów w budowie i konstrukcji broni od swoich lądowych kolegów. Od 1943 r. przewaga w jakości uzbrojenia Aliantów powiększała się z każdym miesiącem zarówno na Atlantyku, jak i na Pacyfiku. Właściwie znamy jeden naprawdę skandaliczny przypadek, zresztą szeroko omówiony w morskiej literaturze. Była to fatalna jakość zapalników magnetycznych w amerykańskich torpedach, wzorowanych zresztą na niemieckich i „heroiczna” walka Dowództwa Broni Torpedowych o zwalenie winy na używających je marynarzy. To akurat jest zresztą zrozumiałe, podobne zachowania są powszechne, dlatego cała wina leży po stronie amerykańskich admirałów, którzy nie potrafili rozwiązać tej afery przez półtora roku! Jest to tym gorsze, że mieli do dyspozycji bardzo dobrej jakości kontaktowy zapalnik angielski, no ale to nie był honor brać od obcych. Również i w tym wypadku ambicja wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Mniej natomiast jest znany identyczny przypadek we flocie niemieckiej.
W początkach 1940 r. zapalniki magnetyczne zawodziły w kilkudziesięciu procentach strzałów, kontaktowe też nie były niezawodne. Oczywiście specjaliści od torped także zwalili winę na użytkowników, natomiast zupełnie inna była reakcja admirała Dönitza, dowodzącego flotą U-bootów. Zlecił przeprowadzenie śledztwa cywilnym, obiektywnym specjalistom, a następnie rozkazał zmianę konstrukcji zapalników. Całość działań zajęła jeden miesiąc, choć dopracowanie nowych zapalników potrwało jeszcze trochę. Efektem były niezawodne zapalniki i ogromne sukcesy U-bootów w następnych latach wojny.
Ciekawym przykładem oślego uporu odpornego na wszelkie argumenty był przypadek samego prezydenta Roosevelta, który ukochał małe ścigacze okrętów podwodnych i przez długie miesiące nie chciał przyjąć do wiadomości, że zupełnie nie nadają się one do dalekomorskich rejsów w obronie konwojów. Stracono masę czasu, materiałów i zatopionych statków, nim wybito mu z głowy tę spóźnioną miłość. Dopiero wtedy Marynarka mogła rozwinąć program budowy eskortowców wzorowanych na angielskich fregatach eskortowych. Sądzę, że dobrym wytłumaczeniem większej kompetencji admirałów i konstruktorów jest znacznie bardziej rozwinięta tradycja i ogromne doświadczenie nabyte przez obie floty w ciągu wieków ich historii. Także programy rozbudowy floty były wdrażane już na wiele lat przed wybuchem wojny, a przez to podejmowane działania nie nosiły cech rozpaczliwej improwizacji, prowadzonej często zupełnie po omacku.
Inne tematy w dziale Kultura