marek.w marek.w
804
BLOG

Polityka Piastowska i Jagiellońska C.D

marek.w marek.w Polityka Obserwuj notkę 26
 W marcu b.r napisałem I część dotyczącą tego tematu z zamiarem szybkiego dokończenia, niestety Putin zapewnił nam ciekawe czasy i tak mi zeszło...dlatego proszę czytelników nie znających lub już nie pamiętających tamtego tekstu o zapoznanie się z nim. Wystarczy wpisać jego tytuł w tagach...
 
W czasie upadku Polski i rozbiorów oczywiście nie było mowy o żadnej państwowej polityce, dopiero odzyskanie Niepodległości w 1918 r. od razu rzuciło Nas na głębokie wody. Zdecydowanie najlepiej naszą sytuację rozumiał Piłsudski, dla niego jasne było, że samotna Polska zawsze będzie za słaba, aby skutecznie rywalizować z Imperium Moskiewskim, niezależnie od tego, kto będzie nim rządził. W tym celu zaplanował odbudowę I Rzeczpospolitej, tylko w nowoczesnej postaci, jako FEDERACJĘ niepodległych państw- Litwy, Polski, Białorusi i Ukrainy. Niestety, właśnie wtedy w powojennej Europie szaleli nacjonaliści, dla których każdy sąsiad był śmiertelnym wrogiem i genialna idea Naczelnika została zniszczona ich zbiorowym wysiłkiem. Przy czym nasza  Endecja wielce się zasłużyła w zwalczaniu "antypolskich" zamiarów Piłsudskiego.
Reszta była tylko nieuniknionym rezultatem tamtej klęski- osamotniona II RP padła pod uderzeniami dwóch największych zbrodniarzy w dziejach Ludzkości, a nasza państwowa polityka znów przestała istnieć na pół wieku.
 
W naszych dziejach były właściwie tylko dwa okresy, gdy polskie władze tak zdecydowanie dążyły do wejścia w europejskie struktury, dobrze znając nasze opóźnienie wobec Zachodniej Europy. Pierwszym było panowanie Mieszka i Bolesława Chrobrego, czyli czas wprowadzania nowej, znacznie wyższej Cywilizacji Chrześcijańskiej, drugim okres po ponownym wywalczeniu Niepodległości po upadku Imperium Sowieckiego w 1989 r.
Po upływie całego millenium znów Polska dążyła za wszelką cenę do powrotu do Zachodu, do jego instytucji, jak Unia i NATO, znów w pospiechu próbując dogonić lepiej rozwinięte kraje. Było to prawie dosłowne powtórzenie Polityki Piastowskiej w jej najczystszym wydaniu, przy czym mamy uzasadnioną nadzieję, że tym razem nasze cywilizacyjne zapóźnienie zostanie odrobione znacznie szybciej.
Znów, tak jak wtedy, Niemcy są największym państwem Zachodniej Europy i wszelkie nasze posunięcia muszą uwzględniać ich pozycję. Inaczej mówiąc starać się działać w ścisłym sojuszu, ale nie pozwolić na zdominowanie naszych polskich interesów. W nawiasie mówiąc, przy okazji bardzo łatwo oskarżać  polskie władze o "zaprzaństwo", zdradę Narodu itp, w czym specjalizują się "niepokorni dziennikarze".
 
Nasza obecna "piastowska polityka " oczywiście odbywa się w innych warunkach, niż tysiąc lat temu, najważniejszą różnicą jest obecność drugiego Centrum Zachodu obok Zachodniej Europy . Są nim kraje Anglosaskie, aktualnie największa potęga na planecie. Umiejętna dyplomacja uwzględniająca te dwie potęgi jest podstawą naszych sukcesów w narodowej polityce.
 
W naszym Ćwierćwieczu istnienia niepodległej III RP była właściwie tylko jedna próba do powrotu do klasycznej polityki Jagiellońskiej ( za to dokonana z wielkim rozmachem). Był to projekt stworzenia "trzeciej siły", niezależnej od Rosji oraz w dużej mierze od Zachodu, podjęty przez prez. Kaczyńskiego, polegający na utworzenia Sojuszu państw , dawnych Demoludów wraz z byłymi Republikami ZSRR, jak Litwa, Ukraina, Gruzja czy Mołdawia. W zamyśle Prezydenta kraje te wspólnie utworzyłyby siłę dostatecznie wielką, aby musieli się z nią liczyć pozostali gracze w Europie, a ich zwornikiem i naturalnym liderem byłaby Polska. Zamysł był chyba większy nawet od próby Piłsudskiego, Prezydent przeprowadzał go właściwie bez dużych błędów, a chwilą największego triumfu była wizyta Prezydentów w Tbilisi na ratunek Gruzji napadniętej przez Rosję.
Mimo to cała akcja zakończyła się porażką- właściwie ani jedno zainteresowane państwo nie chciało przyłączyć się do pozornie bardzo obiecującego projektu.
Okazało się, że prez. Kaczyński nie uwzględnił jednej podstawowej okoliczności- aby Polska mogła być gwarantem tego Sojuszu ( federacji), musiała by zagwarantować jego bezpieczeństwo wobec Rosji, głównego przeciwnika! A Polska oczywiście nie ma takich możliwości, cała siła NATO czasem wydaje się za słaba wobec determinacji Putina i jego społeczeństwa, opętanego histerycznym nacjonalizmem.
 
Po porażce wielkiej koncepcji Prezydenta konkurencyjny ośrodek władzy , kierowany przez Tuska podjął się osiągnięcia podobnego rezultatu inną drogą, była to tzw. polityka wschodnia, polegająca w gruncie rzeczy na wciągnięciu do naszej odwiecznej rywalizacji z Moskwą całej mocy Zachodu ( przy jego zdecydowanej niechęci, nawiasem mówiąc:-)).
Była to więc koncepcja powrotu na jagiellońskie obszary nie obok, ale wraz z Unią , a nawet Anglosasami, choć dla nich był to już zupełnie egzotyczny temat. Właściwie jedynym ważnym argumentem po naszej stronie była obawa dawnych zwycięzców Sowieckiego Imperium przed próbą jego odbudowy przez Putina, z który to zamiarem nawet się nie krył. Najważniejszym obiektem tej wschodniej polityki była od początku Ukraina, której potencjał był większy od reszty ewentualnych "nabytków". Pierwsza próba, związana z "pomarańczową rewolucją" poniosła porażkę z winy samych Ukraińców ( ściślej ich władz) i Moskwa sadzając na stołek Janukowycza odzyskała swoje wpływy.
Wszyscy oglądamy następną rundę naszej rywalizacji, gdy na Majdanie Ukraińcy pogonili Janukowycza, przez co do władzy doszły znów proeuropejskie siły, tym razem miejmy nadzieję znacznie rozsądniejsze od "pomarańczowych".
 
Wściekła kontrakcja Putina i cała związana z nią Zimna Wojna 2.0 z Zachodem była wprost popisem polskiej dyplomacji. Dzięki wyzyskaniu obaw Decydentów na Zachodzie przed utratą reputacji wobec bezpośredniego wyzwania rzuconego przez Putina właściwie cały Zachód poszedł na konfrontację z Putinem i wprowadzenie Ukrainy w swoje struktury. Z tej akcji bezpośrednie korzyści odniesie Polska, jako najważniejszy sąsiad Ukrainy i bezpośredni rywal Moskwy w Wielkiej Grze o Europę Wschodnią.
Przy okazji chyba najważniejszym bezpośrednim rezultatem tej nowej Zimnej Wojny będzie ogromne osłabienie samej Rosji, a być może całkowite bankructwo na wzór słusznie minionego Sojuza.
 
Przy okazji, muszę wytłumaczyć ponownie sprawę, wokół której nadal leją się potoki łez Prawdziwych Patriotów, czyli nieobecność polskiej dyplomacji w ostatnich spotkaniach w sprawie wojny na Ukrainie. Nikt z tych płaczków, ba, chyba żaden z komentatorów nie zauważył, że nie biora w nich udziału również Anglosasi, zadowalając się stopniowym zaciskaniem garoty na gardle Putina. Po prostu nasza rola na razie polega na przyglądaniu się z boku, jak Europa baruje się z Putinem i wspiera przemiany na Ukrainie. Ponieważ ich sukces w pewnym stopniu stał się czynnikiem reputacji Zachodu, możemy być spokojni, że przyłożą się do zadania z odpowiednim zaangażowaniem.
W tej sytuacji nasz bezpośredni udział stał się mniej ważny, choć i tak nasza racja stanu wymaga maksymalnej wszechstronnej pomocy Ukrainie i  to w tym kierunku powinniśmy naciskac nasze  władze ( jak czyni to Kowal, za co mu chwała).
 
--
 
marek.w
O mnie marek.w

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka