BICO BICO
12
BLOG

PROFESOR GRZEGORZ KUCHARCZYK W NASZYM DZIENNIKU!

BICO BICO Polityka Obserwuj notkę 0

19 maja

Trzeba mieć świadomość, że dla obecnego układu władzy to gra o wszystko. Nie o dobry wynik, nie o ładną kampanię, tylko o przetrwanie. A kiedy ktoś walczy o polityczne być albo nie być, zaczyna być bez litości. Taka jest stawka. I nie miejmy złudzeń – w tym boju pójdą w ruch wszystkie dostępne narzędzia, również te, których nie sposób ująć w podręcznikach PR. Obóz rządzący ma do dyspozycji całą machinę propagandową III RP – od mediów, przez struktury wpływu, aż po rozmaite służby, które od lat działają w cieniu, ale w razie potrzeby potrafią bardzo skutecznie przypomnieć o swoim istnieniu – mówił prof. Grzegorz Kucharczyk, politolog, historyk, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Rafał Stefaniuk: Możemy się spodziewać, że kampania przed drugą turą wyborów stanie się jeszcze bardziej brutalna niż dotychczas?

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości: będzie ostrzej, a momentami zapewne nawet brutalnie. Trzeba mieć świadomość, że dla obecnego układu władzy to gra o wszystko. Nie o dobry wynik, nie o ładną kampanię, tylko o przetrwanie. A kiedy ktoś walczy o polityczne być albo nie być, zaczyna być bez litości. Taka jest stawka. I nie miejmy złudzeń – w tym boju pójdą w ruch wszystkie dostępne narzędzia, również te, których nie sposób ująć w podręcznikach PR. Obóz rządzący ma do dyspozycji całą machinę propagandową III RP – od mediów, przez struktury wpływu, aż po rozmaite służby, które od lat działają w cieniu, ale w razie potrzeby potrafią bardzo skutecznie przypomnieć o swoim istnieniu. A do tego dochodzi jeszcze element nieprzewidywalności – wydarzenia, które mogą pojawić się nagle i wywrócić scenariusz kampanii do góry nogami. Incydenty, przecieki, prowokacje, nagrania z teczki „znalezionej przypadkiem” – wszystko jest możliwe. Gdyby dziś ktoś kazał mi jednym słowem określić, co nas czeka – powiedziałbym: eskalacja.

Z perspektywy merytorycznej to nie było jednak czymś niezwykłym, że wszyscy kandydaci związani z obozem władzy niemal demonstracyjnie odcinali się od rządu? Nikt nawet nie próbował mówić o jego sukcesach.

Ale jak mówić o sukcesach, skoro ich po prostu nie ma? I to jest sedno. Tu nie chodzi o taktykę, tylko o brutalną rzeczywistość. Przecież każdy z tych kandydatów, nawet jeśli formalnie reprezentuje obóz władzy, doskonale zdaje sobie sprawę, że wystąpienie w roli obrońcy dorobku „koalicji 13 grudnia” to polityczne samobójstwo. Dlatego też mamy do czynienia z czymś na kształt zbiorowej amnezji – nikt nie chce pamiętać, kto naprawdę sprawuje władzę, i wszyscy udają, że to nie ich sprawa. Bo przecież nie można prowadzić kampanii w oparciu o pustkę, a tak właśnie wygląda bilans tego rządu.

I nie ma się czemu dziwić – wystarczy spojrzeć na twarde dane. Spółki Skarbu Państwa, które miały być filarami gospodarczego rozwoju, przynoszą niewyobrażalne straty, chaos legislacyjny osiągnął poziom trudny do wyobrażenia, a obietnice składane jeszcze kilka miesięcy temu dziś brzmią jak żart. To nie jest materiał na kampanię, to jest lista rzeczy, o których najlepiej milczeć.

Rafałowi Trzaskowskiemu starczy sił, by dotrwać do końca tej kampanii? Od pewnego czasu sprawia wrażenie polityka, który może mieć z tym problem.

Tak, rzeczywiście wygląda na zmęczonego, chwilami wręcz wypalonego – to widać gołym okiem. Ale nie dajmy się zwieść pozorom. W tej grze nie chodzi tylko o osobiste rezerwy energii kandydata. Za prezydentem stolicy stoi potężna maszyneria interesów – zarówno krajowych, jak i zagranicznych. I to właśnie ta maszyneria będzie go ciągnąć przez kolejne dni kampanii, nawet jeśli sam kandydat chwilami będzie miał ochotę uciec. Nie można zapominać, że Trzaskowski to dziś nie tylko twarz dużego miasta, ale przede wszystkim projekt polityczny zbudowany na przecięciu wpływów europejskich, części korporacji medialnych oraz – co szczególnie ciekawe – z pewnym, może nieoficjalnym, ale bardzo wyraźnym wsparciem poprzedniej administracji amerykańskiej. Tu chodzi o dużo więcej niż prezydenturę miasta czy stanowisko w ratuszu. Tu chodzi o symbol, o twarz Polski, jaką chciałyby oglądać pewne kręgi w Brukseli. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby za kilka dni zobaczyli Trzaskowskiego w nieco innym wydaniu – bardziej ofensywnego, może nawet agresywnego.

Co może być realnym atutem dr. Karola Nawrockiego w drugiej turze tej bezlitosnej kampanii?

Punktem zaczepienia bez wątpienia będą tzw. przepływy elektoratów – to one zdecydują, kto obejmie ster. Kluczowe pytanie brzmi: ilu wyborców Sławomira Mentzena, ilu sympatyków Grzegorza Brauna, Marka Jakubiaka czy – nie zapominajmy – Krzysztofa Stanowskiego, zdecyduje się poprzeć kandydata PiS? Ilu z nich w ogóle ruszy się z domu, a ilu, choćby z czystej przekory, odda głos na konkurenta? A to oznacza nie PR-owe zagrywki, lecz konkretne działania – wyjście poza sztampowe hasła, przedstawienie twardej oferty, która przemówi do ludzi z kręgów narodowych, konserwatywnych, ale i tych, którzy po prostu chcą państwa silnego i suwerennego.

Co właściwie stało się z Szymonem Hołownią? Cztery lata temu zajął trzecie miejsce w wyborach prezydenckich z ponad 2,6 mln głosów. Dzisiaj wynik poniżej 5 proc. jest jego faktyczną klęską.

Spójrzmy prawdzie w oczy: Hołownia przestał być „nowym Szymonem z telewizji”, a stał się marszałkiem Sejmu, czyli drugim człowiekiem w państwie – i to stanowisko, z całym bagażem odpowiedzialności, nie wybacza słabości. Po pierwsze, wyczerpał się efekt świeżości, na którym przez chwilę płynął na pierwszej fali entuzjazmu – aż do uzyskania srebrnego przycisku YouTube. Po drugie, jego polityczna kariera, choć dynamiczna, była zbudowana na skrócie – bez przejścia przez etap realnego zaangażowania obywatelskiego czy samorządowego. Przeszedł z medialnego show do państwowego rytuału zbyt szybko, z pominięciem kluczowych szczebli wtajemniczenia.

A kamera, nawet jeśli zna go od lat i lubi, nie załatwi wszystkiego. Retoryczna sprawność i chwytliwe metafory przestały wystarczać, gdy trzeba było rozwiązywać realne konflikty i podejmować twarde decyzje. Wielu wyborców oczekuje od lidera nie tylko pięknego słowa, ale przede wszystkim jasnej diagnozy i konsekwentnego działania.

Czy to objazdowa kampania Sławomira Mentzena – spotkania w każdym powiecie, tłumy ludzi, atmosfera niemal stadionowa – zapewniła mu trzecie miejsce i nową polityczną pozycję? Wynik około 14 proc. i trzecie miejsce można przecież uznać za duży sukces.

Zdecydowanie tak, choć nie chodzi tu wyłącznie o sam wynik wyborczy. Konfederacja od początku wysyłała czytelne sygnały: te wybory prezydenckie to nie cel sam w sobie, ale etap – przystanek w drodze do większej gry, czyli przyszłych wyborów parlamentarnych. To była polityczna szarża nie tyle po prezydenturę, ile po trwałą obecność w świadomości wyborców. I w tym sensie Mentzen bardzo dobrze odegrał swoją rolę. Ale, co ciekawe, widać też pewną dojrzałość strategiczną w samej Konfederacji, chociaż jej liderami są ludzie bardzo młodzi. Rośnie świadomość, że wygodny symetryzm – krytykowanie z równym zapałem PiS i Platformy – w dłuższej perspektywie może być nieopłacalne. Zwłaszcza że „koalicja 13 grudnia” coraz śmielej buduje swoją dominację, a to oznacza jedno: bez twardej gry o realny wpływ Konfederacja zostanie zepchnięta do roli wiecznej opozycji. A to rola niewdzięczna. I tu pojawia się pytanie kluczowe dla PiS – co zrobić z wyborcami Mentzena? To, że są liczni, nie znaczy, że z pewnością pójdą głosować lub że z pewnością poprą Nawrockiego. Jeśli nie zobaczą w II turze kandydata, który mówi ich językiem, mogą zwyczajnie zostać w domach. I wtedy Prawo i Sprawiedliwość będzie miało poważny problem. Piłka jest po stronie kandydata dr. Karola Nawrockiego – to on musi zaproponować coś konkretnego.

Dziękuję za rozmowę.

Rafał Stefaniuk/Nasz Dziennik

BICO
O mnie BICO

Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka