Marek Różycki jr Marek Różycki jr
9873
BLOG

Agnieszka Osiecka - Muza, Afrodyta, Inspiracja

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Seriale Obserwuj temat Obserwuj notkę 134

Maciej Wojtyszko i Maciej Karpiński opowiadają w scenariuszu nie tylko o Agnieszce Osieckiej, ale o całej epoce PRL-u, o polskiej inteligencji tamtego czasu, o bardzo specyficznym 'klimacie', w którym przyszło nam żyć, o świecie, którego już dzisiaj nie ma. Reżyserują serial  – Michał Rosa i Robert Gliński. W rolę Agnieszki Osieckiej wcielają się Eliza Rycembel i Magdalena Popławska. Trzy pierwsze odcinki będą miały premierę w dniach 25-27 grudnia o godz. 20.15. w TVP1.

"Przyjaciele moi i przyjaciółki! Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później Miłości. Nie mówcie jej: „Przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu”. Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi: „Przepraszam, musiałam pomylić adres…” I pstryk, iskierka gaśnie." - Agnieszka Osiecka

Mogę tylko dziękować Losowi, że pozwolił mi poznać Ją poprzez Jej Twórczość. Prywatnie spotkaliśmy się zaledwie kilkakrotnie na Żoliborzu 1989 / 1990, kiedy to chodziłem do znanej prof. Szulcowej, która uczyła mnie „regresingu” a także wyciszała skołatane nerwy „literackiego dziennikarza” metodą podobną nieco do hipnozy… Czekając na swoją kolejkę – spacerowałem nieopodal w małym parku. Tam spotkałem Agnieszkę Osiecką po raz pierwszy. Z wielką nieśmiałością przedstawiłem się i poprosiłem o chwilę rozmowy. I tym sposobem – spotkaliśmy się kilkakrotnie.

Któregoś dnia, czekając na wizytę, zamiast rozwiązywania krzyżówki – siedząc na ławeczce w parku zastanawiałem się nad pomysłem, zaledwie „rybką” wiersza o Miłości, której kupić się nie da za wszystkie pieniądze świata tego… TO BYŁ JESZCZE CZAS, GDY ANI KULTURA, ANI – TYM BARDZIEJ MIŁOŚĆ – NIE BYŁY „TOWAREM NA SPRZEDAŻ”. NIKT WÓWCZAS NIE KUPCZYŁ JESZCZE SERCEM…, ANI NIE "LOKOWAŁ UCZUĆ NA WYSOKI PROCENT"... 

Chciałem rozwinąć myśl – Przekaz zawarty w Piosence Ałły Pugaczowej, że żaden Król, choć – „wszechmocny” i obrzydliwie bogaty KRÓL… - NIE MOŻE OŻENIĆ SIĘ Z MIŁOŚCI… Prosiła mnie o taki właśnie wstęp do swej kolejnej książki, moja przyszywana babcia, Michalina Wisłocka.

I wówczas to Agnieszka Osiecka przypomniała mi swój utwór : „Dajmy się zaskoczyć Miłości”, który od czterech lat śpiewała Halina Kunicka. To były TE asocjacje myślowe, które ja niezdarnie, bez precyzji, która znamionuje rękę Mistrza - zaznaczyłem w swej "rozpisce"... Ręce mi opadły, bo TO właśnie TO, chciałem wyrazić w swoim nieporadnym jeszcze wierszu i wstępie do książki „Sukces w Miłości” Michaliny Wisłockiej. 

DAJMY SIĘ ZASKOCZYĆ MIŁOŚCI…

Słowa: Agnieszka Osiecka, muzyka: Katarzyna Gaertner, wyk. Halina Kunicka

Nie kupujmy marzeń / jak mebli,

nie bądźmy zanadto /przebiegli,

nie wstydźmy się / własnej nagości,

tylko dajmy, dajmy, dajmy się / zaskoczyć miłości.

Nie paktujmy /z panem Bogiem, / z panem diabłem,

nie mówmy, że jest głupie, / to co nagłe,

zamknijmy stare życie / na klucz, na dwa,

wystarczy spuścić ze smyczy / to słowo "ja", "ja", "ja"...

Nie kupujmy nieba / na kredyt,

nie planujmy szczęścia / ni biedy,

nie grajmy w dwa życia / jak w kości,

tylko dajmy, dajmy, dajmy się / zaskoczyć miłości.

Niech przyjdzie zbyt nagle / zdyszana,

niech nie da dotrwać / do rana,

niech przyjdzie nie na czas, / nie w porę,

niech krzyknie: / "Gore... gore..., gore, gore..."

Zamknijmy stare życie / na klucz, na dwa, na trzy,

wystarczy spuścić ze smyczy / to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...

Niech przyjdzie znienacka / zdyszana,

niech nie da doczekać / do rana,

niech przyjdzie nie na czas, / nie w porę,

niech krzyknie: / "Gore, gore, gore, gore!..."

Wówczas wiele dowiedziałem się o Jej pokoleniu, pokoleniu Marka Hłaski, Krzysia Komedy i wielu innych – znanych mi z twórczości - „Pięknych Czterdziestoletnich” oraz z przekazów Zośki Komedowej, żony Krzysia Komedy, z którą przyjaźniłem się od czasów spotkań w „Hybrydach”, podczas „Dni Komedy”, które organizowane były w Klubie w czasie wielkiej imprezy jazzowej w Pałacu Kultury: Jazz Jamboree. Z Zośką Komedową spotykałem się wiele razy. Nawet kilka miesięcy spędziliśmy w jednym z szpitalu…, kiedy to opowiadała mi między innymi o karierze i życiu Marka Hłaski, młodości Tadeusza Konwickiego, wiele usłyszałem o Zbyszku Cybulskim, Adamie Pawlikowskim, Kostence, Andrzeju Kondratiuku i – oczywiście – o Agnieszce Osieckiej.

A ja w tym czasie przeredagowywałem Jej autobiograficzną książkę: „Komeda, Zośka i inni”… Później Jej syn z pierwszego małżeństwa, pasierb Krzysia Komedy, Tomek Lach – napisał na podstawie Jej wspomnień i życia, w którym przecież także uczestniczył – bestseller: „Ostatni tacy przyjaciele. Komeda. Hłasko. Niziński” 2013 r.

Zbyt jednak odbiegłem od głównego wątku tych wspomnień. Agnieszka opowiadała też o sobie, o tym „jak wpadają do Jej głowy pomysły i tematy”, kiedy i jak pisze teksty. Ja zaś czułem, że całe moje życie przeżyłem z Agnieszką. Jej piosenki, a następnie także wszelkie inne teksty stały się swoistą kanwą oraz drogowskazami na mojej drodze, no, powiedzmy, ścieżce obok Drogi, Autostrady....

Pamiętam, że zwierzyłem się Agnieszce Osieckiej ze smutnej refleksji o nielekkiej doli wybitnych Poetów, bywa, że i Wieszczów, ale także – wybitnych Tekściarzy, których nazwisk nie wymienia się podczas występów wokalistów, a słuchacze piosenek identyfikują wręcz Wybitny Przekaz Wiersza, Zapisu – z osobowością wokalisty czy wokalistki. I wymieniłem tu naszych najwybitniejszych: Marka Grechutę, Jonasza Koftę, Seweryna Krajewskiego, Ewę Demarczyk, Czesława Niemena i… innych.

image

 Agnieszkę Osiecką po raz pierwszy spotkałem jesienią 1989 roku. Ostatni raz – gdy byłem z koleżanką, także o imieniu Agnieszka, w Instytucie Onkologii w Warszawie. Agnieszka dowiedziała się bowiem, że ma chorą na raka swoją cudowną Mamę. A ja w długiej kolejce do onkologa dostrzegłem Afrodytę – Muzę Agnieszkę Osiecką… Po raz ostatni…

----------------------------------------------------------------

Urodziła się 9 października 1936 roku, czyli na trzy lata przed wojną. Wojną, której nie znała, choć ta jej dotknęła. Wychowywana była bowiem w "domu-klatce", osłoniętym od rzeczywistości. Mimo to była doskonałym obserwatorem życia codziennego.

Agnieszka Osiecka - była jedyną córką Marii i Wiktora Osieckich. Matka pracowała po wojnie jako bibliotekarka, ojciec był w owym czasie znanym pianistą. I to właśnie ojciec był jej największym autorytetem. To on planował życie małej wówczas Agnieszki – zapisał ją na lekcje języków, zatrudnił opiekunkę i nie pozwalał czytać prasy codziennej, (cóż za mądry Człowiek!), w której mogłaby znaleźć informacje niewłaściwe dla dziecka.

Matka, jak pisze Agnieszka w „Rozmowach w tańcu”, była hipochondryczką i nie wyobrażała sobie życia bez córki. Może właśnie dlatego dopasowała się do stworzonego przez męża świata idealnego i nawet zimą starała się o świeże letnie owoce. Robiła na przekór ludziom dookoła, pokazując, że możliwe jest normalne życie – sięganie po nieosiągalne: jak choćby tropikalne owoce – cóż z tego, że droższe.

Cicha i skryta (podkochująca się w sąsiadach z naprzeciwka) Agnieszka Osiecka wypłynęła na powierzchnię podczas podjętych (i ukończonych!) przez nią studiów na Wydziale Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Jest też absolwentką reżyserii łódzkiej szkoły filmowej. Mało kto wie, że Agnieszka pozostałaby zwykłym oświetleniowcem w Studenckim Teatrze Satyryków (STS), gdzie stawiała pierwsze kroki, gdyby nie nagłe zastępstwo za chorą tekściarkę.

Początkowo piosenki Osieckiej były tylko przerywnikami w całym programie, z czasem stały się jego osią. To właśnie dla STS-u powstały pierwsze wielkie przeboje Agnieszki: „Okularnicy”, „Kochankowie z ulicy Kamiennej”, „Sztuczny miód”, „Miasteczko cud”. Jej piosenki były komentarzami do rzeczywistości, obecnej sytuacji społecznej i politycznej. Idealnie współgrały z nastrojami widowni. Agnieszka pisała prosto, treściwie i zrozumiale. Napisała dla STS-u 166 tekstów - znakomitych, podbijających serca i dusze , znakomicie oddających cała gamę przeżyć wewnętrznych Artystki, będących wręcz hymnami młodej polskiej inteligencji, jak chociażby utwór "Okularnicy".

image

Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie zawsze jest to poezja najwyższych lotów, jednak miała swoje żelazne (choć czasem łamane) reguły: nie lubiła przymiotników. Być może dlatego, że upraszczały one widzenie świata do ściśle określonych barw, nastrojów. Ona wolała opisywać, pozostawiać swoim czytelnikom (słuchaczom) ostateczne decyzje dotyczące kolorów.

STS był tylko krótkim przystankiem na jej drodze ku szczytowi. Spotkanie to miało jednak odcisnąć się głęboko na jej dalszym losie. To dzięki STS-owi Agnieszka poznała nie tylko moc swoich piosenek, satyry, ale także kulisy teatru, którym zafascynowana była do samego końca, co potwierdziła swoją ostatnią współpracą – z sopockim Teatrem Atelier.

PO LATACH MOICH STUDIÓW I ROZMÓW Z JEJ PRZYJACIÓŁMI I BLISKIMI OD SERCA - o Agnieszce O. można mówić wiele, bardzo wiele. O jej życiu, próbach założenia rodziny – tak zwanej. „małej stabilizacji”, której podobno się obawiała, alkoholizmie, znajomych, spotkaniach i pracy. Nie sposób jednak powiedzieć jak piękną i urzekającą osobą była Agnieszka.

Szczupła, długowłosa i długonoga dziewczyna uwiodła niejednego i niejednemu złamała serce. Agnieszka rozkochała w sobie i mnie. Trzydziesto-letniego chłopaka, który – dopiero co – wkraczał w „życie literackie” dzięki prof. Rochowi Sulimie, naczelnemu „Tygodnika Kulturalnego” – Staszkowi Adamczykowi i memu Mentorowi – Przyjacielowi wybitnym pisarzu i poecie – Tadeuszowi Nowakowi. Rozkochała mnie do tego stopnia, że pisząc ten wspominkowy tekst mówię o Niej po imieniu – stwarzając pozory „per ty” i wyobrażając sobie wypity z Nią bruderszaft… Do tego stopnia, że mógłbym zaśpiewać (a może lepiej wyrecytować): „Na całych jeziorach Ty [...] na serio i w żartach Ty”. I w końcu do tego stopnia, że czytam Ją, o Niej, a nawet to, co Ona. Mam swoją „Obsesję”…

              image

Agnieszka uwodziła nie tylko urodą, ale przede wszystkim – intelektem, asocjacją myśli i pomysłów i… ogromnym darem gawędziarstwa. Cała Jej postać w zestawieniu z mężczyzną stawała się czymś nazbyt świetlistym, mądrym i wspaniałym, by zatrzymać się na dłużej w jednym tylko „porcie”. W przeciwieństwie do typowej uwodzicielki, Agnieszka także zakochiwała się w wielu mężczyznach. Bardzo często łamała serca, ale i ona miała je niejednokrotnie złamane. Ale to było niejako „wpisane” w konwencję Jej życia i niezwykłej OSOBOWOŚCI.

Z wyglądu Afrodyta, wewnątrz była Ateną i Artemidą, a nawet wieloma innymi boginiami. Jedyną, którą niezmiernie trudno byłoby odnaleźć w osobie Agnieszki jest Hestia – bogini domowego ogniska. O Agnieszce trudno mówić, że była domatorką. Przeczytałem ostatnio, że Agnieszka bardzo często wyjeżdżała, a bardzo rzadko wracała. Tym właśnie różniły się jej podróże od wszelkich innych – stereotypowych.

Agnieszka szukała swego miejsca na ziemi: w STS-ie, łódzkiej Filmówce, Gdańsku, Krakowie, kabarecie „Bim-bom”, „Piwnicy pod Baranami”, w ramionach Witka Dąbrowskiego i Daniela Passenta – ojca swej jedynej córki: Agaty, a w końcu w Sopocie – przy Teatrze „Atelier”, u boku Andre Ochodla. „Atelier” pozwolił jej na powrót do przeszłości (do lat STS-u) w jej ostatnich miesiącach życia. Był to powrót, o którym marzy każdy – z możliwością poprawienia swoich błędów. Agnieszka z mocą mówiła, że nigdy nie wzniosła się na takie wyżyny, jak właśnie w czasie współpracy z „Atelier”.

*   *    *

Życiowa droga Agnieszki była niezmiernie długa, kręta i trudna, ale czy ona nie chciała właśnie tego? Prosiła Boga w „Wielkiej wodzie”, by poprowadził ją ścieżką, „gdzie śmieją się śmiechy w ciemności i gdzie muzyka gra”. Muzyka grała przez całe jej życie, bo to ona była muzyką. W swoim życiu dotknęła i śmiechu, i ciemności, i płaczu. Tak też dotykała różnych gatunków literackich: epiki, liryki i dramatu. Angażowała się nawet w reżyserię i spektakle telewizyjne („Listy śpiewające”, „Niech no tylko zakwitną jabłonie”).

Spotykała ludzi bardziej i mniej życzliwych. Z wieloma weszła w bliższe, przyjacielskie relacje. Choć w przypadku Agnieszki – podróżniczki pomiędzy różnymi portami, trudno mówić o przyjaźniach – szczególnie tych głębszych i dłuższych. Tylko Ci najwierniejsi potrafili wytrzymać próbę czasu, odległości i milczenia.

Mówiąc o znajomych Agnieszki, warto wspomnieć o Ani Szałapak, Zygmuncie Koniecznym, Andre Ochodlo, Zuzi Łapickiej-Olbrychskiej, Krystynie Jandzie, Magdzie Umer, Maryli Rodowicz, Katarzynie Gaertner... Mam świadomość, jak wiele mówią te nazwiska, lecz tekst ten stałby się niezmiernie długi, gdybym starał się opisać relacje z poszczególnymi osobami (tym bardziej, że wielu równie ważnych nie wymieniłem – wszak to Agnieszka wiedziała najlepiej kto i dlaczego był dla niej ważny). 

image

Wobec tego, wszystkich zainteresowanych odsyłam do książek autorstwa Agnieszki („Szpetni czterdziestoletni”, „Galeria Potworów”, „Na wolności”, „Rozmowy w tańcu”), a także o niej (doskonała książka-wspomnienie Bartosza Michalaka pt. „Na zakręcie” oraz Zofii Turowskiej „Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką”). Książki te nie poruszają wszystkich ścieżek Agnieszki, lecz przynajmniej dają, ukazują zalążki wielu z nich. Aby poznać je lepiej należy wyruszyć w podróż samodzielnie. Zalecane jest uprzednie uzbrojenie się w tomiki poetyckie Agnieszki („Sztuczny miód”, „Wada serca”, „Sentymenty”, „Za chwilę”) oraz jej powieści, opowiadania i dramaty. Wszędzie tam jest Agnieszka, bo jak mawiała: „u [niej] strasznie blisko od serca do papieru”. I właśnie to jej serce, otwarte na świat, przyciągnęło do siebie i swoich dzieł niezliczoną rzeszę fanów.

Pamiętam okres, kiedy bardzo często widziało się (w różnych miejscach) napisy: „Elvis żyje”, choć było to już długo po jego śmierci. Elvis Presley – król rock’n’rolla żyje w muzyce – piosenkach, które obecnie doczekały się wielu coverów. Słuchając nowej aranżacji, fani rozpoznają utwór Elvisa. Jednak równie wielu, nieznających „króla”, uzna utwór za pierwsze i jedyne wykonanie, zapominając o Elvisie. Zupełnie inaczej jest z tekstami Agnieszki, które zawsze, niezależnie od wykonania pozostaną Jej autorstwa. Dzięki temu Agnieszka, ukryta między wierszami swoich utworów, pozostaje wiecznie żywa.

To przedłużone, bo tak należy je nazwać, życie Agnieszki rozciąga się także na płaszczyznę życia codziennego. Niejedno powiedzonko czy wers z tekstów Osieckiej trafił do języka potocznego, zadomawiając się w nim wręcz idealnie: "Apetyt na czereśnie", "Czy te oczy mogą kłamać", "Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma", "Niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale" i wiele, wiele innych.

Ziemskie życie Agnieszki trwało 61 lat. Odeszła w momencie najmniej odpowiednim (ale czy w ogóle istnieje odpowiedni czas…?) i choć nie od niej to zależało, pragnęła mieć jakiś wpływ na ten ostatni moment. „Tak nagle ustać w niedzielę wieczór. Nie czuć, nie poczuć, nie przeczuć. Wśród jasnych buków zasnąć jak skała. Sama chciała, sama chciała...”.

Nie spodziewała się swojej śmierci – przynajmniej „nie teraz”. Jeszcze w „Rozmowach o zmierzchu i świcie” – cyklu programów (wywiad rzeka), realizowanym niewiele przed jej śmiercią, żartowała, że będzie żyła długo jak słoń. Mimo to, zakładała, gdzieś podświadomie, możliwość wcześniejszego odejścia i starała się przygotować na taką okoliczność swoich przyjaciół.

              image

„Kiedy mnie już nie będzie siądź z tamtym mężczyzną/tamtą kobietą twarzą w twarz. Spalcie w kominie moje buty i płaszcz. Zróbcie sobie miejsce...” – radziła tym, którzy pozostaną. Nie chciała rozpaczy i smutku: ani nad sobą i swoją chorobą, ani po śmierci, dlatego też w konwencji spotkania przyjaciół odbył się koncert „Zielono mi” (Opole 1997). Agnieszka była tam obecna. Poruszała się pomiędzy artystami popijając kruszon, przygotowany specjalnie na tę okazję przez Magdę Umer. Koncert poprowadziła jego inicjatorka (Magda U.) oraz najbliższa i najbardziej podobna do Agnieszki, choć tak bardzo różna – Agata Passent, córka.

„Wielbiciele Agnieszki dzielą się, w przybliżeniu na dwie kategorie: zafascynowanych jej życiem i osobowością oraz tych, zafascynowanych jej twórczością” – pisze Agata Passent we wstępie do „Zabaw poufnych” Agnieszki. Jeżeli rzeczywiście takowy podział istnieje, to mogę śmiało powiedzieć, że zaliczam się do obu tych kategorii jednocześnie.

Kim była Agnieszka Osiecka? Wspaniałą, piękną kobietą, pełną inteligencji, wewnętrznego ciepła i uroku osobistego, pisarką, poetką, dramaturgiem, a nade wszystko tekściarką – jak zwykła się sama nazywać. Pozostawiła po sobie ponad 2000 piosenek – każdą z częścią swojego ducha… Żyjąc w kompanii, tworzyła swoje piękne i mądre teksty w samotności...

Obecnie propagowaniem Twórczości Agnieszki Osieckiej zajmuje się Fundacja Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej.

-----------------------------------------------------------

Agnieszka Osiecka (1936-1997), poetka, prozaik, autorka spektakli teatralnych i telewizyjnych, reżyser filmowy, dziennikarka, przede wszystkim jednak autorka ponad dwóch tysięcy tekstów piosenek. Urodzona w Warszawie i jak już wspomniałem: córka pianisty i kompozytora Wiktora Osieckiego oraz polonistki Marii Osieckiej. Pierwsze lata dzieciństwa spędziła w „moim” Zakopanem, gdzie w popularnej restauracji "Watra" koncertował ojciec. Ja miałem się urodzić pod Giewontem 20. lat później... I także - "przemierzałem Tatry, między stolikami "Watry"...

Po wojnie rodzina Osieckich zamieszkała na Saskiej Kępie w prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy. Mieszkanie to stało się dla Poetki ulubionym miejscem pracy na całe życie. Choć mieszkała okresami we własnym domu w Falenicy, w willi przy ulicy Jankiela na Żoliborzu (w pobliżu tej willi Ją spotykałem) czy na Manhattanie, to jednak najważniejsze utwory powstawały przy biurku w rodzinnym mieszkaniu. Stąd przeprawiała się kajakiem przez Wisłę, aby trenować pływanie na basenie Legii i tu wracała po nieudanych związkach małżeńskich.

Niezwykle uzdolniona, zaliczając program dwóch lat w jeden rok, ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Marii Curie-Skłodowskiej w 1952 roku. Studia wyższe odbyła na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Dziennikarskim (1952-1956) oraz w Wyższej Szkole Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1957-1961), uzyskując dyplom reżysera etiudą filmową „Słoń”. Jednak nie odnalazła się w tej roli, dlatego porzuciła reżyserię i zajęła się pisaniem.

W okresie studiów rozpoczęła współpracę z prasą literacką i młodzieżową, publikując reportaże i eseje. W roku 1954 roku związała się ze Studenckim Teatrem Satyryków (STS), pisząc dlań teksty piosenek o tematyce lirycznej, nie pozbawione jednak akcentów społecznych ("Piosenka o okularnikach", "Widzisz mała", "Kochankowie z ulicy Kamiennej", "Zabawa w Sielance", "Wysoki Sądzie" i inne).


image

Zwykła mawiać: "JESTEM DZIENNIKARKĄ. Dlatego wiele moich piosenek to po prostu rymowane reportaże". W Polskim Radiu zadebiutowała w 1962 roku piosenką "Mój pierwszy bal" w wykonaniu Kaliny Jędrusik. Wcześniej Jej teksty wykorzystywano w radiowym Teatrzyku Małych Form "Zwierciadło". Na pierwszym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w 1963 roku odniosła wielki sukces, otrzymując nagrodę indywidualną za "Piosenkę o okularnikach" oraz sześć wyróżnień za piosenki: "Białe małżeństwo", "Czerwony Kapturek", "Gdzie jest szlagier", "Kochankowie z ulicy Kamiennej", "Solo na kontrabasie", "Ulice wielkich miast".

Pod koniec życia związana z maleńkim teatrzykiem Atelier na plaży w Sopocie. Spędzała tam wiele czasu. Pisała dla niego sztuki i piosenki. Kiedy odeszła, teatrzyk przybrał Jej imię.

Trawiona chorobą nowotworową zmarła 7 marca 1997 roku. Co ja tu wypisuję...! Przecież Ona nadal jest z nami…!

Marr jr




Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura