Marek Różycki jr Marek Różycki jr
691
BLOG

Odyseusz z kompasem, czyli marzenia najlepiej malują Człowieka

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 44

Umiejętnie użyte Klucze do Wyobraźni otwierają nam cudowną, magiczną Krainę Szczęśliwych Łowów… Marzenie jest terapią zmęczonej duszy, uspokaja i doprowadza do równowagi psychicznej. Intuicja zaś i głos serca pomaga w spełnieniu marzeń! 'Marzenia najlepiej malują Człowieka.' -- Ludwik Sztyrmer.     

      Wielokrotnie w felietonach - impresjach zajmowałem się kondycją ludzi /nad/wrażliwych, którzy - gdy rzeczywistość mocno skrzeczy - sztukują życie barwnym letargiem. Uciekają w świat urojony - w marzenia; na wyspy szczęśliwości. Jest to forma samoobrony, ale także - moim zdaniem nałóg, sens, styl, konieczność. Fantasmagoryczna piękna choroba. Funkcja nieświadoma. Przecież w środku mitu człowiek nie wie, że jest nim ogarnięty, jego postępowanie przypomina często krok ślepca. Nie wykluczam, że postępujemy intuicyjnie - broniąc swej kondycji. To bynajmniej nie 'pięknoduchostwo' a jeno Wrażliwy Zapiśnik duszy podróżującej w świecie iluzji, fantazji, ułudy; błądzącej (Odyseusz z kompasem...) na nieboskłonie marzeń. No cóż, odkrywam się, bowiem piszę, mówię to jako chłop Antyk a jeszcze Romantyk... ;))

      Moje Filuterne Alter Ego zaś - pisze o świadomym postępowaniu, o planowanych ucieczkach w fantasmagorię, o przyjemności, rutynie, żarcie; o flircie z rzeczywistością... W konsekwencji rodzi się egoizm, albo - nie daj Bóg - cynizm, okrucieństwo psychiczne w stosunku do otaczających ludzi. Dla mnie fantasmagorie to nie gra, nie spektakl, nie chwilowa narkoza - to życie. Mit i wiara, praktyka zrosła się z teorią. Inna inność niewinnego czarodzieja, który rządzi samowolnie w raju własnych szaleńczych marzeń. Taki model...

      Zbudować z życia fantasmagorię to wesoły zabieg. Jakby stawiać sobie za życia grobowiec, bogato przystrojony, monumentalny, a jakże, ozdobiony rozkosznymi i miluchnymi „figlaskami”? A potem patrzeć, i jak się wali w gruzy i śmiać się do rozpuku. Bo wtedy ma się „schadenfreude” w stosunku do siebie samego - a to już, przyznacie, jest wyższa szkoła żartu. Więc się pobawmy!.... To nic nie kosztuje, a takie przyjemne (jak u staruszka  Boy`a: „nikt na palcach nie policzy, ile miała z tym słodyczy”).

      Technika budowania fantasmagorii - zwłaszcza przy pewnej wprawie - jest bardzo prosta: wszystko co masz i czujesz w sobie, wkładasz w coś (w kogoś), czego (kogo) nie ma - i cała sztuka. Tylko doprawić - koniecznie i obficie doprawić „sosem wishfull thinking” tę polewkę - ot co! I hajda!

     Konstruujemy - żmudnie, precyzyjnie, a jednocześnie z polotem i w uniesieniu. Ale ostrożnie, ale uważnie: fantasmagorie mają służyć naszej przyjemności - pamiętajmy! Dzieci, które bawią się w „podróż”, na tyle wierzą w jej prawdziwość, aby wyczerpać maksimum miłych doznań. Więc wierzymy, z całą niewiarą świadomej wiedzy, że ktoś - to jest Ktoś, że coś - to jest Coś. Więc wiemy, z całą niewiarą w tę świadomą wiedzę, że to przecież — FANTASMAGORIA. A w jakiż piękny sztafaż, do woli - romantyczny bądź dramatyczny, można ją przystroić i jak na puchowej poduszce układać się na tym do marzeń! Na pohybel prawdzie, którą i tak znamy!

      Z pełnym poczuciem odpowiedzialności tworzymy mit i świat urojony, by nim przeżywać świat prawdziwy. I mały dodatek: rozgrywając Wielką Własną Fantasmagorię baczmy „trzecim okiem”, co i jak wolno nam z siebie ukazać, by przystawało do zamierzeń spektaklu, bo za najmniejszy błąd....

      No, ale my też przecież potrafimy strzelać, i to celnie. Zresztą wystarczy tu przenikliwość Metternicha i pomysłowość Mefistofelesa, a rutyna doda nam koniecznej brawury. Jednak nie zaglądajmy za drugą stronę lustra, do rozległej „zagranicy” fantasmagorycznych krain!

      Cóż, mówicie? „Autentyzm uczucia, szczerość miłości...?” A tak, słyszałem, krążyły na temat ich istnienia jakieś pogłoski... Nie sprawdzone. Więc zajmijmy się w dalszym ciągu, tym, co realne, czyli... fantasmagorią.

      Przychodzi moment kulminacyjny (klasyk Boy: „łóżko wpadło w urynał”). Fantasmagoria - biedna, najczęściej przypomina już tarczę strzelniczą - pęka. Masz więc i gruzy. Marzeń czy życia - jak wolisz. Możesz na nich - jak Skrzetuski na ruinach Rozłogów - usiąść. Aby nie za długo - radzę. I miejsce nie najwygodniejsze, i - jakby rzekł pan Zagłoba: „uważaj Waść, by pewna niepolityczna część ciała na stałe do ruin nie przyrosła”. A też koszty zabawy w fantasmagorię będą większe - pójdą w miesiące, nawet lata całe...

      Lubimy użalić się analizując: Dlaczegoż to znów fantasmagoria, którą sami wymyśliliśmy, okazała się tylko fantasmagorią?... Pomyłki bywają: smutno-śmieszne, ironiczno-pouczające, nigdy tragiczne. Na pociechę zostaje większa od uczucia zawodu - bo obrzydliwsza w psychicznym smaku - pustka. Takie „śmietnikowe nieszczęście”. Nie umiera się od niego!

      Tylko czasem, gdy uznasz, że doświadczenie ciebie przerosło, że jesteś nieskończenie  mądry, stwierdzasz z mocą: „nigdy więcej!”  Z wykrzyknikiem, oczywiście. Stwierdzać - możesz. Bo zaprzestać budowania fantasmagorii - nie!

*  *  * 

      Ot i problem. W uzasadnieniu wywodu trudno pominąć Wieszcza:

Tymczasem, bracie, z Hrabią trzeba przyjść do zgody;
Jest to dziwak, fantastyk trochę, ale młody.
Poczciwy, dobry Polak; potrzebny nam taki,
W rewolucyjach bardzo potrzebne są dziwaki.
Wiem z doświadczenia: nawet głupi się przydadzą,
Byle tylko poczciwi i pod mądrych władzą (...)

MARZENIA NAJLEPIEJ MALUJĄ CZŁOWIEKA... ;))

Marr jr.

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura