Jan Herman Jan Herman
90
BLOG

Ludzie się zrobią pogodniejsi

Jan Herman Jan Herman Święta, rocznice Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Bo to taki rytuał okołoświąteczny. Wszyscy wszystkim ślą co trzeba, gęby szczerzą do siebie, popadają w rozrzewnienia. Oszukują sumienia wykosztowując się ponad stan, udając że wciąż od nowa myślą serdecznie o bliźnich i może nawet o tych pozostałych. Jak kraj długi i szeroki rozkwitają przebiśniegi „zakładowych” zebrań przy kielichu, darowanych pospólstwu (a może tylko menedżmentowi drobniejszemu) przez prezesów i dyrektorów. Zdrowych, wesołych, ciepłych, rodzinnych – życzą „odgórni” tym, wobec których na co dzień robią wszystko, by nie mieli zbytnio czasu dla rodzin, by nadwerężali zdrowie, by żarli się między sobą o wszystko, by ich wesołość odesłać jak najdalej poza obowiązki.  

Firmy bardziej lub mniej markowe liczą mamonę równie skrzętnie jak pokątni sprzedawcy wszelkiego badziewia. W wielkopowierzchniowych stodołach z dobrem wszelkim pojawia się odchudzająca zaskórniaki muzyka, zapachy, błyskające zachęty, wyszczerzony jak nigdy personel. Jakieś badania mówią, że w okresie przedświątecznym-przednoworocznym – który zaczyna się w połowie listopada – niektóre punkty sprzedaży i całe sieci realizują nawet 1/3 swoich obrotów, nawet wliczając późniejsze zwroty prezentów nietrafionych. Nie, no to jest nie do wyobrażenia, aby zupełnie bezkarnie wkopiowywał się w naszą rzeczywistość nieludzki zamorski obyczaj wręczania prezentów z paragonem, aby niezadowolony beneficjent oddalił niezadowolenie przytulając gotówkę pocieszenia. Czy na tym polega fenomen prezentu…?

Jedna redakcja radiowa ma swojego domorosłego układacza tysiąca zwrotek nowo-kolędy „krok po kroczku”, co oznacza, że powtarza się tam doroczny rytuał poezji (he-he, poezji) śpiewanej przez każdego, kogo dopadnie firmowy taśmociąg, i zmusi do choćby wyrecytowania kilku słów wierszydełka. Nawet mnie to bawiło jakiś czas, ale nawet ja mam obniżoną tolerancję na kicz, żerująco i żenująco obliczony na łże-uśmiechniętą wyrozumiałość radiosłuczaczy.

Potem wszyscy któregoś popołudnia – jak na komendę – pójdą po zmierzchu – zamiast do stajenki – wypatrywać „pierwszej gwiazdki”, która okaże się – nawet jeśli spoza smogu i rozbłyskanych latarni skutecznie się maskuje – hasłem do ochów i achów w kierunku faceta z Laponii polatującego na odrzutowych saniach za pomocą Rudolfa Czerwononosego z kolesiami: ochy i achy nam dadzą do zrozumienia, że liczni otrzymywacze skarpetek, wód zapachowych, piżam, koronkowej bielizny, słodyczy i książek (tak tak, książek) – są pod wrażeniem celności tych prezentów, na które przecież czekali, o których marzyli, młodsi pisali listy do czerwonego grubasa, starsi dawali się „podpytać”, jeszcze inni zostawili tę sprawę żywiołowi i opatrznościom różnym.

Raz w roku gminy i pozarządówki wykażą się – tym razem nie egzaltowaną zapewne – wielkostołówkową miłością bliźniego. Parafie odprawią co trzeba. Świat okaże się pobożny, miłosierny, cichy, święty, do zniesienia. I nieco nietrzeźwy, ale to przecież nie grzech…

No, i teraz jeszcze tylko pasterka, czyli obowiązkowa przerwa w konsumpcji. I letarg do Sylwestra. Najlepiej na wielkim wiecu pod chmurką, pozornie bezpłatnym, choć akurat artyści sceniczni nie narzekają na niskie gaże z naszych podatków. Po chwili, kiedy już ból głowy przestanie męczyć, a pustki portfelowe zaleczy pracodawca doroczną lub jakakolwiek łaskawością – ruszają do boju odsysacze, czyli kolędnicy, owsiakownie, karnawałownie. Byle do wiosny.

W tym roku niespodzianka: jedna gasnąca partia polityczna dostała w prezencie pod choinkę całkiem żywego, choć równie gasnącego polityka, taki zasiłek przedwyborczy. Takie prosię na stół wigilijny. Pierożek. Tym samym rodzi się nowa tradycja: jakakolwiek formacja zacznie słabować, inne ją podeprą swoimi kadrami, chwilowo bezrobotnymi. No, kurczę, podobno partie dlatego są różne, że rywalizują, nieprawdaż? Już nie wystarczy prozelityzm polityczny, teraz partie okazują sobie przedświąteczne miłosierdzie oddając sobie rezerwy osobowe…?

Patrzą na to innowiercy i niektórym nerw puszcza, jak w parlamentarnej stolicy Europy. No, to go ustrzelili i można wrócić do komercyjno-nabożnej celebry. Patrzą na to plemiona orientalne, którym rozmaite święta i „nowe roki” wypadają zupełnie kiedy indziej. Ustrzeli się…?

Wesołych…! Do Siego…! Że co, za wcześnie wychyliłem się z życzeniami?

Człowieku, rozejrzyj się dookoła!

Mateuszowi Piskorskiemu, który z bliżej nieznanych powodów spędzi kolejne święta za kratami (co kraj to obyczaj) – składam życzenia szczególne. W prezencie – następne dwie kampanie wyborcze, tym razem może weselsze…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura