Mirnal Mirnal
221
BLOG

Dobra firma, jeśli spaprze robotę, to ją niezwłocznie poprawia

Mirnal Mirnal Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

        Zagadkową postacią jest b. prezydent Mysłowic - Grzegorz Osyra. W 2003 roku upozorował zamach na samego siebie i... wygrał wybory. Ostatnio zrobiło się znowu głośno o tym panu, bowiem miał tym razem zagadkowy wypadek samochodowy - 29 listopada 2010 w jego auto uderzył inny samochód, po czym jego skoda uderzyła w drzewo. No i zaczęły się spekulacje i ekspertyzy, z których nie wynika, czy p. Osyra wymyślił sobie przebieg zdarzenia, czy wypadek faktycznie się wydarzył (wobec nieodnalezienia sprawcy umorzono śledztwo).
         W trójmieście mamy także zagadkę - pisarka dr Chomuszko uważa, że inż. Naleziński założył dodatkowe konto na portalu NaszaKlasa i na tyle dotkliwie z niego ją postponował, że w końcu udała się do dwóch sądów, aby przywołać go do porządku i aby otrzymać kasę w ramach zadośćuczynienia. Podobno - tak twierdzą media (pewnie na podstawie policyjnych danych) - przestępstwa internetowe są stosunkowo łatwe do wykrycia i łatwo namierzane są osoby nazbyt sobie folgujące na blogach, forach i wpisujące swoje niewybredne komentarze w ramach dyskusji.
         W sprawie cywilnej osiągnęła sukces - faceta skazano i zażądano skasowania omawiających nieetyczną, jego zdaniem, działalność doktoryzującej się pisarki oraz publicznych przeprosin. Problem w tym, że to pisarka... pomówiła publicznie tego pana o posiadanie aż trzech kont na tym portalu i głosi swoją wersję do dnia dzisiejszego, bowiem we wszystkich sądach, do których jest zapraszana, bezbłędnie powtarza swój starannie obmyślony dowód (zwany przez nią dedukcyjnym).
         Trudno orzec, czy Osyra jest winien w ostatniej jesiennej motoryzacyjnej sprawie, czy polski student Jakub Tomczyk popełnił zbrodnię na Angielce podczas pobytu na Wyspach, czy Naleziński miał trzy konta na NK, ale przecież cała ta trójka doskonale wie, czy podejrzenia/oskarżenia wobec nich są prawdziwe. Dziwne jest to, że takie - wydaje się, proste sprawy do rozwiązania - pozostawiają aż tyle niedomówień i niejasności. Ostatni z trójki, twierdzi, że miał i ma na NK tylko jedno konto, ale zbadanie tego przypadku przekracza jednak możliwości Temidy, natomiast uznanie przez nią tego faktu, spowodowałoby sądową katastrofę - okazałoby się, że sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku popełnił pomyłkę (tzw. sądową), że nie były przestrzegane procedury zastosowane podczas procesu, że uniemożliwiono apelację (sędzia nie poinformował pozwanego o terminie wydania wyroku i o jego wydaniu!), że Sąd Apelacyjny odrzuca kolejne próby apelacji twierdząc, że wniesiono ją po minięciu terminów (ale nie podpowiada, w jaki sposób miał być dochowany termin, skoro pozwanego nie poinformowano ani o wyroku, ani o możliwości apelacji!).
         Zatem - polska Temida nie jest zainteresowana grzebaniem się w tej oszukańczej sprawie, bowiem po sporych trudach, musiałaby przyznać rację pozwanemu, musiałaby przeprosić go za swój błąd, czyli za pomyłkę sądową oraz powinna oskarżyć znaną pisarkę (o pomówienia, kłamstwa i fałszerstwo), nakazując przeprosiny. A to wydaje się przekraczać prawne i organizacyjne możliwości polskiej Temidy i, ponadto, w tzw. przyjaznym państwie prawa, musiałyby się organa sprawiedliwości jednak psychologicznie przełamać, czyli czuć ochotę na poprawienie pomyłki (a tego przecież organicznie nie znoszą!). Mało tego - pewnie musiałyby przyznać, że istnieją błędy w procedurach dotyczących powiadamiania o wyroku w aspekcie apelacji. Teraz Temida po prostu nabrała wody w swe rozkapryszone usta, co - przy zasłoniętych oczach - nie jest sprawą prostą, niemniej dzielnie znosi pisma spływające - głównie emajlowo - do jej wyniosłego gmachu: nie odpowiada na zgłaszane pytania i propozycje, zgłaszane przy zastosowaniu tej nowoczesnej formy korespondowania. Pocieszmy się, że prawdopodobnie w całej Unii w ten sposób olewani są obywatele.
         Najprościej (dla wszystkich) byłoby nakłonić Nalezińskiego, aby przyznał się do winy, czyli do zarejestrowania się (i pisania) pod danymi AZ i JK, jednak Temida - pomna, że niedawno drobny pijaczyna próbował wyłgać się paroma złotymi przed wlepieniem mandatu przez straż miejską - nie wejdzie na ten ryzykowny poziom przekonywania, choćby i dlatego, że nie dysponuje środkami na takie nielegalne cele. To już szybciej brytyjska Temida przyzna się do błędów w sprawie Tomczaka, niż gdańska w sprawie doktorantki UG. Co do tego ostatniego aspektu - materiałów w tej sprawie jest tak wiele, że jeśli ktoś pokusiłby się o zrobienie doktoratu z prawa, to miałby materiałów aż nadto.
         Kilka dni temu dotarły do nas nieprawdopodobne wieści - azjatycki sąd uniewinnił dwóch Pakistańczyków (media podają ich nazwiska, co jest niedopuszczalne wg polskich standardów ochrony danych osobowych), którzy byli oskarżeni o porwanie i zabójstwo polskiego geologa. Nie znaleziono wystarczających dowodów łączących ich ze śmiercią Polaka w lutym 2009 roku. Tamtejszy prokurator zapowiedział złożenie w sądzie wyższej instancji odwołania od wyroku (wg niego sąd zignorował ważne fakty).
         Rzecznik naszego MSZ oznajmił - "że szanując niezawisłość władzy sądowniczej w Pakistanie, MSZ jest rozczarowane wyrokiem". Więcej (może to oburzające, a może to norma?) - tenże rzecznik zaingerował w sądową niezawisłość sądu suwerennego państwa, bowiem powiedział, że "sprawa morderstwa Piotra Stańczaka będzie poruszana w najbliższym czasie w kontaktach wysokiego szczebla ze stroną pakistańską". Szkoda, że na niższych szczeblach, interesy zwykłych polskich obywateli (i to oskarżonych nie o zabójstwo) nasze rodzime sądowe instytucje mają w głębokim* poważaniu.
         Anal/iza* podobieństw i różnic obu przypadków wskazuje, że prawne procedury polskiego sądownictwa uniemożliwiły złożenie apelacji i że Polska (porównując oba przypadki) mniej szanuje prawo swego obywatela do wydania sprawiedliwego wyroku (w centrum Europy!), niż Pakistan, bowiem Polakowi sąd udaremnił apelację, o czym jednak nie zapomniał azjatycki sąd w stosunku do swoich obywateli.
         Aby ułatwić gdańskiemu sądowi wybrnięcie z niezręcznej sytuacji, pisarka Chomuszko mogłaby publicznie przeprosić dziennikarza za doznane przykrości, za swe kłamstwa, pomówienia i fałszerstwo oraz zwrócić kwotę pobraną przez komornika, jednak - znając zawziętość nadbałtyckich Słowian - należy spodziewać się wieloletnich zmagań, niczym o fragment pola, znanych z filmu "Sami swoi", jako walka o areał na trzy palce*. Skoro pani rok temu nie skorzystała z propozycji ugody zaproponowanej przez dziennikarza w ramach mediacji, to znaczy, że jest pewna swoich racji, podobnie jak pozwany przez nią obywatel, jednak obie racje są na tyle odległe od siebie, że tylko jedna z tych osób zeznaje prawdę, druga zaś - dyplomatycznie określając - poważnie mija się z prawdą (i to pod przysięgą). Czy sądownicze władze są w stanie rozstrzygnąć to skandaliczne nieporozumienie? W końcu to one spartoliły robotę, zatem - wzorem porządnego rzemieślnika, który spaprał swoją usługę - powinny bezpłatnie, elegancko i bez ociągania się, naprawić szkodę, wszak tego należy wymagać i spodziewać się od solidnej firmy.
         * - aluzje przypadkowe

Mirnal
O mnie Mirnal

przyjazny wobec wszystkich sympatycznych ludzi, krytyczny wobec wielu zjawisk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości