Ostatniego dnia 2007 roku, w porannym omówieniu prasy w TVPinfo, sympatyczna komentatorka omówiła sylwestrowe zarobki naszych gwiazd powołując się na gazetę "Fakt". Pani rozpoczęła omawiać stawki od Edyty Górniak, która "zgarnie za to aż 100 tys. zł" (wg gazety) i stosownie podgrzewała nastroje (chyba sylwestrowo-kulinarne, w ramach równych żołądków) - "dla przeciętnego Polaka to niewyobrażalne pieniądze". Owszem, większość z rodaków nie przepada za bogaczami i pewnie irytuje się na doniesienia, że ktoś w parę godzin weźmie kasę równą paroletniej pracy przeciętnego Polaka, czyli... "przeciętniaka".
Co do niewyobrażalnych kwot, to wypadałoby przypomnieć, że za komuny, przy naszych średnich miesięcznych zarobkach rzędu 20-30 dolarów, nasze araby kupowali głównie Arabi (najczęściej z Arabii) za kwoty rzędu miliona dolarów i podobne pieniądze były przeznaczane na światowe gwiazdy zapraszane na sopockie festiwale. To były astronomiczne wynagrodzenia - zwykły rodak musiałby pracować ponad 3 tysiące lat na takiego konika albo na gażę dla nietuzinkowego śpiewaka. Z jednej strony mizerna moc pieniądza socjalistycznego nauczyciela czy lekarza, z drugiej strony zachciewajki burżuazyjnych (tak przecież ich w doktrynie przedstawiano) wyzyskiwaczy i kombinatorów.
Jednak skąd dzisiaj bierze się ta niechęć i zawiść do utalentowanych ludzi (polskiego) sukcesu? I dlaczego media, miast zwalczać tę kilkudziesięcioletnią niechęć, podgrzewają antypatyczne nastroje? Dlaczego w równym stopniu (i w proporcji!) nie czepiają się złodziejstwa i oszustwa na wielką skalę? Właśnie zwolniono za kaucją faceta z firmy o nazwie nawiązującej do rzymskiej kolosalnej budowli, który okradł nas na kolosalne miliony i cóż to jest wobec talentu p. Edyty? Dzieci (wnuki, prawnuki...) tego cwaniaka mogą już nigdy nie pracować, bo mają byt zapewniony do końca świata, jeśli tylko nie będzie wojny, rewolucji albo rodzina nie przegra w kasynie. Ilu mamy takich "zaradnych" współobywateli śmiejących się tłuszczy w nos?
Może media opiszą swą dziennikarkę, która w więzieniu zrobiła wywiad z jednym supercwanych rodaków, który w konia (polskiego, nie arabskiego!) zrobił lud wolnej RP w bodaj największej aferze (ArtB), a którą to panią tak zauroczył osobistym wdziękiem i zawoalowaną kasą (miliony baksików), że wyszła zań za mąż dając przykład ubogim, skromnym i ładnym dziennikarkom (z grzywkami i bez nich), w jaki sposób można urządzić się w życiu, zaś ich rozwód jedynie potwierdza, że kasa jest w życiu najważniejsza (poza zdrowiem, oczywiście).
Nie tylko politycy są umoczeni w brudne biznesowe interesa, ale media wolą obsmarowywać polityków...
"Fakt" w tymże numerze (jednak dopiero na 20. stronie) opisuje w dyskretniejszej formie podobna kwotę, ale... utraconą. Balangę z udziałem stu dziewczyn urządzili piłkarze Manchesteru United a ich selekcjoner "walnął ostro po kieszeniach" (tak to ujęto) - 30 piłkarzy straci łącznie milion funtów, w tym nasz polski bramkarz właśnie wypominane p. Edycie 100 tys. zł... Na pocieszenie można dodać, że to tylko jego tygodniówka (wg dziennika), zatem rodak szybko się pozbiera, najwyżej z panienkami będzie umawiał się dyskretniej i w mniejszym zestawie...
Przy okazji teoria bilansowania znalazła swoje potwierdzenie - co Polka w kraju zarobi, to Polak za granicą utraci i "bilans wychodzi na zero"...
Na ostatniej stronie "Faktu" zamieszczono notkę - niejakiemu Knutowi*, jedna z amerykańskich wytwórni zaproponowała (tak to ujęto...) 100 tys. dolarów.
A na koniec miałbym sugestię - niech podadzą swe zarobki naczelni redaktorzy, którzy zaglądają w kieszenie uczciwie zarabiających artystów, aby podpuszczany lud miał szersze porównanie i nawet, jeśli gwiazda zarabia więcej niż naczelny, to w jakim stopniu obie porównywane osoby przejdą do encyklopedii...
Media zresztą podają niecałą prawdę - powinny dodać, że część wróci do nas w postaci podatków; ile? - a to niech postarają się dowiedzieć...
Każdy z nas może być sławny i bogaty. Ma do dyspozycji dwie najpopularniejsze drogi - może okraść współplemieńców albo zachwycić ich swym talentem. Wybierzmy właściwą drogę, aby nie przynieść wstydu swemu Narodowi. A pismacy z kolorowych gazet - zawsze będą plotkować, bo na tym zarabiają...
* - ów Knut to... biały niedźwiedź z berlińskiego zoo (ciekawe - która łapą podpisał kontrakt?)
A do tych stu tysięcy dolarów potem dojdą milionowe tantiemy (informuje "Fakt"), zatem w rynkowym świecie nie tylko ludzie, ale nawet zwierzaki tłuką kasę na występach, na które składają się zwykle same niedojdy narzekające na swe zarobki (w tym niżej podpisany). No bo przecież na gwiazdy estrady, na majątki biznesmenów, na gaże sportowców, a nawet na sławne zwierzęta, składają się najczęściej zwykli obywatele - wszak płacą podatki i kupują bilety oraz towary i część z tych wpływów przeznaczana jest właśnie na omawiane kontrakty.