Na S24 nie ustają próby reanimacji tezy o wybuchowym zamachu smoleńskim.
Po kolei, w świetle najnowszych okoliczności, postaram się wyjaśnić różne aspekty tego wydarzenia zdając sobie równocześnie sprawę z tego, iż jako pochodzące od najbardziej kompetentnej osoby przez mało kogo zostaną potraktowane z należytą atencją.
Aspekt "rekrutacyjny" to cecha tego przypadku w innych nie występująca. Zwykle ekspertów szuka się wśród osób mających dorobek w dziedzinach związanych z zagadnieniem. W przypadku podkomisji odpowiednio ukierunkowana aktywność internetowa zastępowała kompetencje.
Jestem "biologicznym" ojcem "dwóch wstrząsów", "przelotu nad brzozą" oraz, co w "krzywdzący" mnie sposób się pomija - "ukrytej pół sekundy"* i choć dzisiaj widzę się raczej w roli doradcy, jak się z tego nieuczciwego przedsięwzięcia wycofać niż jak w nie wejść, niewątpliwie posiadam wysokie kompetencje pozwalające oceniać kompetencje i rozpoznawać metody oraz intencje moich byłych znajomych.
Zaś najaktualniejszych rad, jak stać się ekspertem Macierewicza mogą - jakże by inaczej - znowu udzielać blogerzy S24 - Fotoamator i Geoal, być może również Martynka, bo to chyba ona została rzeczniczką podkomisji.
Podsumowując ten wątek - pomysł wirtualnego badania katastrofy lotniczej przez osoby o wirtualnych kompetencjach ale nader rzeczywistych ambicjach i apetytach choć przez lata funkcjonował całkiem sprawnie, nie wydaje się już przynosić PiSowi korzyści, ale droga do nadania powagi działalności podkomisji Macierewicza została bezpowrotnie zamknięta.
Aspekt polityczny jest taki, że w środowisku PiS wprawdzie tylko Duda śmiał otwarcie postawić się Macierewiczowi ale po cichu dojrzewa świadomość, iż nie ma tematu, w którym AM powiedziałby chociaż słowo prawdy i wykonał chociaż jedno sensowne dzieło, więc przy rekonstrukcji jego osoba jako uznanego producenta filmowego i wydawcy nie może być pomijana jako kandydatura na ministra kultury.
Aspekt merytoryczny sprowadza się jak zawsze do tego, że podkomisja wyciąga daleko idące wnioski z czegoś, co niby pokazała, ale nie wie co pokazała. Dwa rosyjskie źródła - wskazane przeze mnie i przez Manka podają, że zakres rejestrowanej temperatury od - 60 do +60. Taki też zakres odpowiada wykresowi pokazanemu przez podkomisję.

Wartość temperatury w "A" to dolny zakres, czyli - 60 st - wynika to ze sposobu kończenia pojedynczego wykresu przez program rysujący. Spósób jest opisany w ekspertyzie ATM, można to sprawdzić na wykresach w raporcie KBWL i potwierdzić powyżej na wykresie przeciążenia pionowego - kończy się wartościami -2g czyli dolnym zakresem.
Wartość temperatury w "B" można przyjąć ze stenogramu +2st albo z Rysunku 23 w raporcie MAK i wtedy jest to +1,2 st.
Odległość od "A" do "B" jest taka sama jak od "B" do "C" czyli w "C" wartość temperatury wynosiłaby około 60 st. ale nigdy nie 76,9 st, jak podkomisja wpisała w okienku.
Jeżeli jakaś dana ma prowadzić do daleko idących wniosków, to musi to być dana nie budząca wątpliwości, tymczasem mamy do czynienia z pojedynczym odczytem, którego pochodzenie może być takie jak całkiem świeże 5,5 st. kąta natarcia, których poza wyobraźnią Dąbrowskiego i Nowaczyka którego ani nie było ani nie mogło być.
Górna granica 80 st. podana jest w raporcie KBWL. Być może jest to pomyłka, być może nie ale nie ma to znaczenia ponieważ nie są z tego wyciągane żadne wnioski.
W raporcie MAK wykres zawierający temperaturę (Figure 23) obejmuje cały lot więc jest małej rozdzielczości czasowej.

Jedna podziałka na osi czasu to jedna minuta. Wykres temperatury(górny) pokazuję w zestawieniu z prędkością przyrządową i wysokościami barometryczną oraz radiową. Wykres temperatury kończy się szarą strefą z końcem ostatniej całej minuty, więc nie obejmuje "wybuchu" podkomisji. Część wykresów kończy się podobnie, ale nie wszystkie.
Choć niektóre poszlaki wskazują, że skok temperatury jest wytworem tego samego organu** podkomisjantów, co 5,5 st kąt natarcia, to jednoznacznego dowodu na to, że faktycznie taki "skok" w zapisie QAR ATM nie występuje.
_____________________________
* 24.01.2013 konspekt referatu przewidzianego do wygłoszenia na "debacie smoleńskiej" przekazałem AM - fizycznie mu wręczyłem i krótko omówiłem. Po tygodniu Nowaczyk sobie wziął, namieszał, żeby było bardziej sensacyjnie i wygłosił. Dzień przedtem w rozmowie telefonicznej usiłował mnie zmusić do tego abym to ja wygłaszał to co miał przewidziane w rozpowszechnionym już programie M.Czachor. Jak się skończyło - bywalcy salonowi wiedzą. Decyzję ułatwiły mi "skorodowane" dźwigary Biniendy i jego dialog z Rońdą: "musi zaraz spaść" vs. "poleci dalej"
** Jak napisałem, część hipotezy pochodzi z pamięci Nowaczyka i Dąbrowskiego o zawartości referatu, który kiedyś miałem wygłosić ale już niewiele później bym nie wygłosił. Sensacyjna reszta pochodzi z bujnej wyobraźni tych panów wspieranej nieodpowiedzialnością za słowa i niekompetencją - ci panowie mając kilka lat czasu nie potrafili pojąć, że badanie wszystkich zjawisk ostatnich sekund nabiera sensu tylko wtedy, kiedy można je powiązać ze zjawiskami z chwil poprzedzających. Żadnych niezrozumiałych czy niepokojąco wyglądających zjawisk z ostatnich sekund nie udało się powiązać z niezależnymi od działań załogi zjawiskami poprzedzającymi.
Bardzo były fizyk teoretyk, do 1982 pracownik naukowy. Autor referatu na I Konferencji Smoleńskiej. Dzisiaj sam zdziwiony, skąd w tym temacie i miejscu się znalazł. Archiwalne notki: http://mjaworski50.blogspot.com/ Odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności ale też podejrzany o przynależność do niedorżniętej watahy współpracowników gestapo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka