Narzuca się naturalna intuicja, że treść notki będzie kolejną wypowiedzią, której celem jest ośmieszanie problematyki lub dezawuowanie osób, które tą problematyką się zajmują. Wręcz przeciwnie, założenie istnienia Marsjan jest bardzo poważnym założeniem metodologicznym. Powaga przyjęcia takiego założenia wynika z kilku aspektów.
Po pierwsze chciałbym zwrócić uwagę na rangę samego założenia w problematyce sprawy i w ogóle w problematyce badań naukowych lub badań quasi - naukowych.
W wymiarze publicznym problematyka katastrofy smoleńskiej sprowadza się do kwestii wyjaśniania przyczyn tej katastrofy. Tego typu ukierunkowanie przedmiotu badania, uzasadnia konieczność ujawnienia warunków, które poprzedzają sposoby podejmowanych czynności, określają powstałe sensy i wyznaczają wyprodukowane fakty i znaczenia. Warunki o których mowa mają charakter kontrfaktyczny, co oznacza, że zakres tych warunków jest określony granicami możliwości. Otwarcie przestrzeni możliwości otwiera szerokie wrota światów możliwych, zarówno rzeczywistych jak i nierzeczywistych a ponadto olbrzymią przestrzeń dla modalności konceptualnych.
Takie a nie inne ukształtowanie sposobu prowadzenia dyskursu w tym temacie, stwarza możliwości dla funkcjonowania w debacie publicznej tego, co uzasadnione bez względu na to, czy to co uzasadnione jest prawdziwe - mam na myśli różnicę pomiędzy warunkami stwierdzalności a warunkami prawdziwości.
Problemem dla ujawnienia na jednej płaszczyźnie przedmiotowej zarówno warunku jak i tego co uwarunkowane, jest sposób przeprowadzenia tej czynności. Skoro jednak debata publiczna w danej problematyce jest uwarunkowana z jednej strony bezkresem modalności a z drugiej strony pragmatycznym celem, to założenie istnienia Marsjan jest równie prawomocne, o ile równie dobrze zostanie uzasadnione.
Po drugie, perspektywa marsjańska uwalnia od ewentualnych ziemskich oskarżeń o relatywizm, dogmatyzm, absolutyzm, instrumentalizm, konstruktywizm, idealizm, solipsyzm itd. Wynika to min. z tego, że nauka marsjańska znosi synchroniczność pomiędzy teoriami wpół-istniejącymi a także diachroniczność pomiędzy teoriami następującymi po sobie. Tego typu alienacja koreluje z odrzuceniem zróżnicowania typów postaw metodologicznych w ramach towarzyszących im dziedzin meta-teoretycznych. Ze względu na powyższe nie istnieje podstawa dla usytuowania moich poglądów w ramach jakimkolwiek ideologii, tym bardziej, że właściwie jedynym uzasadnieniem dla każdej aktualnie istniejącej i funkcjonującej ideologii, jest ideologia jej przeciwna.
W efekcie perspektywa marsjańska pozwala na uzyskanie metodologicznego roszczenia do adekwacji i referencji wypowiadanych sądów - wynika to z faktu zniesienia dualizmu na który skazani są Ziemianie. O ile bowiem punktu widzenia człowieka, uniwersum ziemskiej rzeczywistości można podzielić na kulturę a więc byty, które w sposób pośredni lub bezpośredni związane są z ludzką wytwórczością oraz z drugiej strony byty naturalne tj. będące wytworem natury, to z punktu widzenia Marsjan cała ziemska rzeczywistość ma charakter naturalny - wszelkie różnice więc będą mieć charakter naturalny i realny. Założenie istnienia Marsjan oraz perspektywa Marsjan znosi dualizm świata kultury i świata natury, czy też ludzkiej intencjonalności lub też raczej syntaktycznej przeliczalności oraz rzeczy samej w sobie. Sposób dokonania tej operacji jest inny, niż czyni to pragmatyzm, gdzie zniesienie dualizmu o którym mowa, wiąże się z redukcjonizmem, minimalizmem, nihilizmem deflacją itd. Wręcz przeciwnie Marsjanie choćby ze względu na to, że podejmując badania katastrofy smoleńskiej, mają dostęp poznawczy do ziemi, są na wyższym poziomie naukowym oraz technologicznym przez co ich badania cechuje maksymalizm i rozmach oraz optymizm poznaczy.
Co więcej, wiedza Marsjan zawiera najlepsze osiągnięcia nauki ziemian. Tym samym Marsjanom znane są min. osiągnięcia polskiej nauki. Mam na myśli naukę przed modernistyczną oraz przed ponowoczesną, gdyż współcześnie polska nauka, przynajmniej ta, która jest reprezentowana przez poszczególne wystąpienia w telewizorze, o ile nie jest gadżetologią, to raczej spełnia warunki quasi nauki - co zresztą pokazuje przebieg i sposób badania katastrofy smoleńskiej oraz publiczny dyskurs temu towarzyszący - choć trzeba przyznać, że istnieje dość pokaźna liczba osób z tytułami naukowymi, którzy nie pozwolili zrobić z siebie konformistów i należy im oddać szacunek.
Warto więc powrócić do znanej również Marsjanom Szkoły Lwowsko- Warszawskiej oraz takim postaciom jak Leśniewski, Tarski oraz do polskiej szkoły fenomenologii i postaci R. Ingardena. Dzięki Leśniewskiemu Marsjanie uzyskali niepragmatyczny nawyk mnożenia bytów w uniwersum problematyki - mowa o mereologii. Dzięki min. Tarskiemu uzyskują instrument oraz nawyk poruszania się po meta-poziomach oraz analogicznie instrument i nawyk odkrywania presupozycji.
Dzięki min. Ingardenowi i tradycji szkoły kantowskiej Marsjanie nie pozwolili zrobić z siebie zgromadzonych w określonych skupiskach zbiorów encyklopedycznych zombi oraz zgromadzonych przed telewizorami zbiorów schematycznych postaci, replik i w perspektywie rozwoju sił postępowych duplikatów tych replik.
Marsjanie znają więc Kanta i Husserla, dzięki czemu nabrali habitus podmiotowości a tym samym zostali wyposażeni w instrument oraz nawyk postrzegania zjawisk przy jednoczesnym kierowaniu intencji ku rzeczy. Jak uczył Kant, człowiek będąc konformistą, encyklopedycznym zombi lub też repliką, jest naturalnie ślepy na istniejące rzeczy i zjawiska, a jak uczył Husserl, tego typu postacie nie mają zdolności ich postrzegania, bez względu na to, jaki posiadają poziom inteligencji i wykształcenia.
Przy okazji, w tym kontekście warto przytoczyć morał z przygód Kubusia Puchatka, który w pewnym sensie obrazuje aktualną relację pomiędzy światem polskiej nauki a katastrofą smoleńską. Mianowicie Prosiaczek w pewnym momencie z niepokojem pomyślał: "to Słoń" ale nie rozglądał się przy tym dookoła, bo jeśli ktoś rozgląda się dookoła i zobaczy nagle Groźnego Słonia patrzącego z góry, to może czasami zapomnieć, co miał do powiedzenia. Prosiaczek, podobnie jak Struś, którego przypadek wszyscy znają, "wolą obywać się bez przekonania, że P, nawet jeśli P jest prawdziwe, gdyż prawdziwość P jest faktem nie do zniesienia".
Ponadto zwrócenie się ku perspektywie Marsjan rozwiązuje problem prawdziwości myśli na temat prawdziwości treści poszczególnych myśli. Inaczej mówiąc, perspektywa Marsjan po pierwsze stawia problematykę przed trybunałem prawdy a po drugie rozwiązuje problem na który zwrócił uwagę Kartezjusz, poszukując gwarancji dla prawdziwości naszej wiedzy. Kartezjusz jak widomo problem ten powierzył transcendencji i dobroci Boga. Jednak międzyczasie pod koniec XIX wieku Nietzsche ogłasza śmierć Boga na ziemi, następnie, co jest tego konsekwencją Marks ogłasza emancypację człowieka a Foucault z kolei postuluje jego śmierć. Śmierć człowieka należy rozumieć jako śmierć indywiduum wraz z którym upada intencjonalność a tym samym zdolność do podejmowania czynności poznawczych. Indywiduum, subiectum wraz z towarzyszącą mu ontologią pierwszoosobową, czyli ja jestem i ja myślę, ja poznaję, w ramach procesów rozwojowych i postępowych zostaje wyparte przez systemy i struktury, które redukują wszelką oryginalność do pewnej funkcji na wzór syntaktycznego kalkulatora w ramach procesów komunikacyjnych - gdzie tak jak kalkulator zawsze pokazuje obiektywny, prawdziwie koherentny ale zarazem analityczny i konieczny wynik, tak współczesna jednostka nie jest w stanie wyjść poza to, do czego jest zaprogramowana. Tym samym gwarancją uniknięcia skutków błędów w oprogramowaniu o czym nowoczesna jednostka nie może wiedzieć (słynny przykład mózgu w naczyniu) jest zwrócenie się ku metafizyce i metapoziomom - wymaga tego prawda oraz odpowiedzialność.
Poziom naukowy Marsjan poniekąd uwalnia ich od pewnego typu trudności, na które wskazują twierdzenia Löwenheima-Skolema związane z twierdzeniami Tarskiego, czy też Gödla, twierdzenia związane z ograniczeniami operacyjnymi w ramach relacji modele - rzeczywistość, gdzie prawdziwość w ramach danego modelu zamierzonego, w ramach zamierzonej interpretacji nie może oznaczać jeszcze prawdziwości w sensie, który nie zakłada tego rodzaju ograniczeń - całe możliwe do uzyskania świadectwo może sprowadzać się do co najwyżej przeliczalnej liczby faktów w związku z ograniczeniami określonymi ramami lub też strukturalną budową danego modelu lub też sposobem ustalania faktów będących tego efektem. Generalnie to, co nie można poznać lub zinterpretować jako prawdy, może okazać się prawdą i z drugiej strony to, co może być w sposób bezsprzecznie uzasadnione jako prawdziwe w ramach danego modelu, może okazać się fałszem.
Gödel wskazuje i udawania, że w ramach dostatecznie bogatej finistystycznej i sformalizowanej teorii w celu uniknięcia problemów z zupełnością i niesprzecznością lub też odwrotnie, musimy sięgnąć po zdanie prawdziwe będące zarazem pewnym abstraktem, gdzie prawdziwe nie jest tożsame z procedurą rozstrzygania. Jak wskazuje z ziemskiej perspektywy Gödel, jak zresztą również wielu innych, istnieje zasadność zwrócenia się ku transcendencji.
Już N. Goodman zwraca uwagę na zasadność porzucenia pojęcia "jednego świata" ponieważ w świecie ziemiańskim słuszność jest skazana na relatywizacje do określonego środka przekazu lub komunikatu, gdzie reguły wynikające z norm funkcjonowania tego środka przekazu z góry określają, co jest słuszne a co błędne.
D.Lewis podchodzi to powyższego problemu poprzez postulowanie rzeczywistego istnienia "innych możliwych światów", dzięki czemu możliwe jest sformułowanie warunków prawdziwości dla nierzeczywistych okresów warunkowych, czyli warunków kontrfaktycznych. Lewis wprowadza metrykę podobieństwa, która określa na ile dwa dowolnie wybrane możliwe światy są bliskie sobie lub podobne do siebie. Jak opisuje H. Putnam "nierzeczywisty okres warunkowy: "gdyby X się zdarzyło, zdarzyłoby się Y" jest prawdziwy w przypadku, gdy Y jest rzeczywiście prawdziwe we wszystkich "światach równoległych" najbliższych światu rzeczywistemu, w których X jest rzeczywiście prawdziwe."
Zresztą odkrywanie istnienia innych światów, jest naturalną konsekwencją postępu nauki ziemian. Mianowicie istnieje dość poważne uzasadnienie, że wszystkie osiągnięcia i fakty naukowe to artefakty, czyli sztuczne produkty poszczególnych subkultur uczonych Jeżeli więc założyć, że poza rzeczywistością skonstruowaną w ramach danej kultury nie istnieje nic więcej, to w ramach pluralizmu, ewentualnie anarchizmu metodologicznego można sobie wyobrazić uczonych, którzy odkrywają istnienie Marsjan na tej samej ogólnej zasadzie jak odkrywa się np. pierwiastki chemiczne. Stawianie w takiej sytuacji pytań, który świat jest bardziej rzeczywisty po prostu nie ma sensu. Zresztą jak zauważa Sellars lista przedmiotów, których rzeczywiste istnienie nie zostało ustalone przez "twardą naukę", jest naprawdę imponująca i figurują na niej nawet kostki lodu. "Prawdę mówiąc, o wiele łatwiej zrozumieć, co nauka mówi o zachowaniu się kostek lodu, niż to, czy nauka stwierdza, że one naprawdę istnieją".
Istnienie Marsjan jest więc immanentnie wpisane w strukturę nauki ziemian, co implicite wywodzą choćby zwolennicy semantyki przyczynowej - o której mowa będzie w dalszej części tekstu.
Tego typu konstrukcje naukowe są dopuszczalne, aczkolwiek nie praktykowane, choćby z tego względu na to, że postępy nauki stanowią element mechanizmów społecznych, gdzie istotną rolę odgrywa system wynagradzania oraz system nagradzania określonymi stanowiskami, stopniami i tytułami. Jak mawia Foucault nauka jest produktem i narzędziem władzy w ramach określonego systemu i ideologii
Perspektywa marsjańska pozwala także na odważne wyrażanie krytyki poszczególnych zjawisk - wynika to z nieco innej konstrukcji władz umysłowych i związanych z tym, możliwych praw rozumu. Kultura ziemian wraz z ukształtowaną kulturą rozumu i towarzyszącej jej psychologiczno- behawioralną redukcją indywiduum, skazuje ich na mniejszy lub większy konformizm, co pozwala na skuteczne domykanie ram czy też zakresu systemu w ramach procesu implementacji poszczególnych podsystemów i ich struktur w ponowoczesną Jednię.
Dzisiejsza ziemska rzeczywistość oraz towarzyszący jej postęp ideologiczny wyrażający się min. w rożnego typu dogmatach, domaga się refleksji oraz krytyki. Poszukiwanie pewności będącej jednym z przejawów wspomnianego dogmatyzmu, która każdorazowo domaga się zadawalającego wyjaśnienia w świetle racji dostatecznej, narażone jest, jak zauważa H.Albert na regres w nieskończoność, logiczne błędne koło, lub też odrzucenie metody. Sytuację ta doskonale obrazuje trylemant oraz postawa barona Munchhausena, który próbuje wydobyć się z tego bagna przy pomocy własnych rąk.
Kultura Marsjan jest kultura otwartą nie tylko na uniwersum możliwości, poszczególne rzeczy i intencjonalne indywidua i ale również na przestrzenie możliwości w ramach światów możliwych, metafizykę i na byty, które wymykają sie racjonalnym kategoriom. Ponadto kultura ta oparta jest na pełnokrwistym liberalizmie w znaczeniu nieznanym ziemianom, co pozwala na rozwój różnego rodzaju metod poznawczych np. w ramach fenomenologii. Jak doskonale opisuje Depraz, fenomenologia ugruntowana jest w indywidualnej zdolności do epoche, czyli naturalnej zdolności do pewnego rodzaju świeżego oglądu rzeczywistości z pewnej nowej, oryginalnej perspektywy, do czego niezbędna jest pewnego rodzaju odwaga.
Szeroko rozumiana katastrofa smoleńska jest tematem, który będzie towarzyszył dyskursowi publicznemu i politycznemu niezależnie od tego, czy jest to w czyimkolwiek interesie czy nie. W szerokim rozumieniu tej problematyki, wydarzenie jest immanentnie wpisane w polską politykę jako przygodne następstwo, możliwej konieczności związanej ze sposobem w jaki w naszym kraju uprawia się politykę. Problematyce tej poświęciłem jedną z notek, w której odniosłem się do tego, co niejawne, czyli do możliwości udziału w uniwersum wydarzenia rosyjskich służb specjalnych. W notce tej wyraziłem swoje stanowisko w kwestii ewentualnego zamachu, które przy dotychczasowym stanie wiedzy oraz narzucającej się intuicji, było sceptyczne - jednakże perspektywa tego stanowiska była perspektywą ziemiańską.
Jednakże moja intuicja i mój osobisty sceptycyzm w tej kwestii nie mają i nie miały nic wspólnego z szerokorozumianym podłożem opartym o możliwości, gdzie możliwy zamach jest integralną częścią wydarzenia bez względu na to, czy się to komuś podoba, czy nie podoba. Przy czym należy odróżnić samo pojęcie zamachu, które jako takie jest przedmiotem abstrakcyjnym i jako takie nie mogło realnie zaistnieć od reprezentacji tego pojęcia, która znajduje realizację w ramach wybranej semantyki np. przyczynowej i wreszcie od zespołu kontrfaktycznych warunków np. zawartych w intencjach i towarzyszącym im czynnościach lub też ich braku, które mogły doprowadzić do sytuacji, na którą składał się zbiór następujących po sobie zdarzeń z wiadomym skutkiem. Przy czym uniwersum wydarzenia traktuję w sposób maksymalnie szeroki i zrazem holistyczny i obejmuję nim wszystkie wątki sprawy tj. zarówno te przed samą katastrofą, w trakcie jak i te, które miały miejsce po katastrofie, zarówno w wymiarze diachronicznym jak i synchronicznym. Co więcej ugruntowany w mereologii przywołanego Leśniewskiego, metodologiczny maksymalizm pozwala na zobiektywizowanie, tego, co do tej pory było intencjonalnie zakryte lub w ogóle nie odkryte tj. struktura wydarzenia, sposoby przebiegu wydarzenia, meta-poziomy problematyki, presupozycje oraz nieprzeliczalna - w tym przypadku przeliczalna mnogość relacji.
Przyjęcie założeń opartych o możliwości otwiera szerokie wrota światów możliwych wraz ze sposobem poza jakościowego poruszania się niejako w poprzek tych światów Nawiązuje do znanych ziemianom koncepcji Kripkego, Putnama czy też Lewisa i innych. Na gruncie ontologii światów możliwych w ramach semantyki przyczynowej, gdzie przyczynowość zawsze ma charakter ogólny, znajduje uzasadnienie dla umieszczenia w problematyce i w wydarzeniu wyobrażeń i możliwych egzemplifikacji. Istnienie Marsjan, czyli możliwej egzemplifikacji o których mowa, jest w sposób konieczny immanentnie wpisane w problematykę i w wydarzenie, czego uzasadnienie przedstawię w dalszej części tekstu i jeżeli zaistnieje taka potrzeba, rozwinę w specjalnej notce poświeconej temu zagadnieniu.
Zarówno komisja Laska jak i zespół Maciarewicza konstruują zdania, sensy znaczenia - możliwe fakty, w perspektywie wyjaśniania przyczyn katastrofy. W swoim założeniu te zdania i ich zbiory tj. teorie odnoszą się do zdarzenia.
Z jednej strony redukcja problematyki sprawy do wydarzeń bezpośrednio związanych z lotem samolotu tworzy dość ograniczony rachunek zdań a zarazem znacząco zubaża przedmiot sprawy i względem szeroko rozumianego uniwersum wydarzenia, można wręcz powiedzieć, że fałszuje wyprodukowane znaczenia.
To co dla dwóch zdań w ramach koniunkcji może być prawdą, nie koniecznie musi być prawdą, gdy rachunek logiczny poszerzymy o trzecie zdanie a tym bardziej o czwarte, piąte itd. Doskonale przecież wiemy, że zdarzenie poprzedzone było takim a nie innym sposobem uprawiania polityki w ramach procesu dochodzenia poszczególnych osób do władzy oraz jej utrwalania. Tym samym ukrycie innych zdań w możliwym uniwersum w ramach logiki koherencji w rachunku koniunkcji, na stale nie tylko zubaża ten rachunek ale czyni go nieokreślonym lub fałszywym. Analogiczny problem ma związek z zastosowanym przyczynowym wyjaśnianiem przedmiotu wydarzenia - ta kwestię omówię niżej.
Zupełnie inaczej problematyka sprawy wygląda z punktu widzenia holizmu znaczeniowego, który jak wskazuje Quine jest bardzo restrykcyjny dla jakiegokolwiek pominięcia lub zapomnienia. To całość determinuje znaczenie poszczególnych części. Wraz z wyjęciem jednej części całość ulega zasadniczej zmianie w stosunku do oryginału lub też lub też w niczym nie przypomina oryginału i związanej z nim prawdy. W ramach całości każda poszczególna rzecz będąca częścią tej całości ma inne znaczenie, niż znaczenie będące efektem odseparowania tej części od całości.
Z drugiej strony wydawanie sądów przez zespół Maciarewicza, bez ujawnienia założeń metodologicznych pracy tego gremium wydaje się być nieporozumieniem. Aczkolwiek można w pracy tego gremium dostrzec elementy anarchizmu metodologicznego, na który wskazywał Feyerabend
Inaczej mówiąc nie można tym i samymi kategoriami oceniać pracy tych dwóch zespołów - ponieważ w tym aspekcie mamy do czynienia z różnicami paradygmatycznymi. i posługując się terminologią wymienionego Feyerabenda oraz Kuhna są one niewspółmierne względem siebie.
Porównywanie pracy tych dwóch gremiów, tymi samymi kategoriami jest narażone na błąd ekwiwokacji. Inaczej mówiąc wszelkie wyrażone zdania krytyczne w odniesieniu do pracy zespołu Maciarewicza, formułowane przez szeroko rozumianą myśl maistreamu, są warunkowane błędem formalnym.
Pomiędzy skonstruowanymi zdaniami zarówno przez komisję Laska jak i zespół Maciarewicza a zdarzeniem mieści się niejawna relacja. Relacja analogiczna do relacji język - rzeczywistość. Opis tej relacji ma charakter meta-przedmiotowy. Ujawnia się kolejny cel treści poruszanej problematyki, którym będzie ujawnienie zarysu tej relacji z punktu widzenia meta - przedmiotowego. Chodzi więc o poszerzenie obrazu problematyki i ujawnienie w nim tego, co dotychczas niejawne na tym samym poziomie przedmiotowym. Przedmiotem notki jest metodologia, kwestia odniesienia przedmiotowego, prawdy, kontrfaktycznych warunków, pojęć takich jak przyczyna, paradygmatów itp.
Według mojej oceny ujawnienie założeń metaprzedmiotowych stanowiących treść relacji względem obu członów relacji tj. zdań i zdarzenia jest znacznie bliższe istocie przedmiotu problematyki o ile oczywiście przedmiotem problematyki nie są konkrety i konkretne zdarzenie z 10 04 2010 r.
Powyższe zdanie brzmi dość zagadkowo - jednakże jeżeli skonfrontujemy je z warunkami, które poprzedzają wyprodukowane w tej sprawie sensy i znaczenia, to sprawa stanie się jasna. Mianowice kontrfaktyczne warunki badania katastrofy smoleńskiej określone są potrzebą lub też instrumentem "wyjaśniania przyczyn" tej katastrofy. Jak już wspomniałem przyczyna ma zawsze charakter ogólny -jeżeli ktoś ma wątpliwości, proponuję aby spróbował ująć zmysłowo i wskazał ostensywnie samą przyczynę.
Brzoza która jest podstawowym argumentem zarówno jednej jak i drugiej strony ma charakter konkretny.
Powstaje pytanie czy coś konkretnego, czyli brzoza lub też zderzenie skrzydła samolotu z brzozą, może być zarazem czymś ogólnym: przyczyną?
Odpowiedź pozytywna wiązała by się z pomyleniem porządków tj. ratio cognescendi i ratio essendi z tym, że w tym przypadku mielibyśmy do czynienia z pomyleniem porządku bytu lub też porządku rzeczy z porządkiem semantycznym w ramach semantyki przyczynowej, informacyjnej lub denotacyjnej.
Zdanie: konkretna brzoza w Smoleńsku lub też zderzenie skrzydła samolotu z brzozą było przyczyną konkretnego skutku w postaci katastrofy jest zdaniem absolutnie niedopuszczalnym zarówno w porządku bytu wraz z towarzyszącym mu ewentualnym opisem jak i z drugiej strony w porządku wyjaśniania.
W porządku wyjaśniania tego typu zdanie byłoby dopuszczalne przy przyjęciu założenia determinizmu oraz sformułowaniu odpowiednich ogólnych praw. Praw, które są ustalane odpowiednią metodą naukową czyli praw, których konstrukcja wymaga odpowiednich świadectw empirycznych. Inaczej mówiąc w omawianym przypadku, ustalenie prawa, wymaga co najmniej kilku świadectw empirycznych uderzenia samolotu w drzewo. Co więcej, biorąc pod uwagę warunki cateris paribus oraz inne idealizacje, tym drzewem powinna być brzoza, samolotem Tupolew a okoliczności powstałych świadectw empirycznych powinny być zbliżone do okoliczności katastrofy. Jak wiadomo nie ma żadnych świadectw empirycznych w tym aspekcie i w związku z tym nie istnieje żadne prawo naukowe o przykładowej postaci: skrzydło samolotu uderzając w brzozę ulega destrukcji.
W związku z tym proces wyjaśniania przyczyn katastrofy w ramach metodologii opartej o przyczynowość z założeniem determinizmu, jest kompletnym nieporozumieniem i nie ma sensu. Zresztą to, że nie ma sensu jest trywializmem, gdyż w tej sprawie nikt nie mówi o opisach, które determinują powstawanie sensów a jedynie o osobistych i instrumentalnych intuicjach ubranych w szaty wyjaśnień.
Mało tego, nawet gdyby istniały świadectwa empiryczne, które byłyby podstawą dla sformułowania odpowiednich praw naukowych, to powstaje problem metody zbierania danych oraz określania tych praw. Jeżeli miałaby to być metoda indukcyjna, to powstaje regres różnego typu problemów. Do metody indukcyjnej odniosę się w dalszej części tekstu.
Z drugiej strony brzoza może być przyczyną katastrofy smoleńskiej, jeżeli brzoza wyczerpuje się w pojęciu naturalno rodzajowym a katastrofa smoleńska jest typem katastrofy. Wówczas w ramach porządku formułowania zdań, w ramach analityki pojęć i przyczynowego wyjaśniania, możliwa jest konstrukcja tego typu związków przyczynowych i koniecznościowych, jeżeli tylko odpowiednia grupa powołanych ekspertów nie stwierdzi żadnych sprzeczności i uzna tego typu konstrukcję za spójną i dopuszczalną. Celowo pominąłem typ samego zderzenia skrzydła samolotu z brzozą, gdyż nie istnieje zbiór świadectw, które pozwalają w ogóle na skonstruowanie takiego typu (chyba, że jest to typ określony w ramach konstruktywizmu i instrumentalizmu).
Powstaje wniosek, że zdanie: brzoza może być przyczyną katastrofy, jest dopuszczalne na gruncie wyjaśniania przyczyn i w aktualnym stanie wiedzy, jeżeli tylko nie doszło do zderzenia skrzydła samolotu z brzozą.
Brzmi to paradoksalnie ale takie są ustalenia poszczególnych komisji tj. Anodiny, Millera i Laska - mamy typ brzozy, typ samolotu, typ lotu, typ lądowania itd. a nie mamy typu zderzenia skrzydła samolotu z brzozą.
Ten paradoks pokazuje jakość "eksperckości" poszczególnych ekspertów tych komisji oraz samych komisji.
W dyskursie publicznym była mowa o osobach, których związek z katastrofą lotniczą wiązał się z epizodycznym tworzeniem modeli... Powyżej przedstawiłem konstrukcję modelu w ramach którego osoby, które określa się jako eksperci od wypadków lotniczych, wytwarzają zdania o wypadku lotniczym. Jak widać model ma dość specyficzną konstrukcję, co oznacza wręcz konieczność odwołania się np. do przywołanej już koncepcji Löwenheima-Skolema. Reasumując, eksperckość ekspertów jest wyjątkowo problematyczna - na usprawiedliwienie mogę jednak dodać, że w ogóle w samo założenie eksperckości wpisane jest brak potencjału dla adekwacji i prawdy, co nie należy mylić z potencjałem do wyjaśniania, czyli wymyślania.
Sprawa stanie się jaśniejsza jeżeli w rozumieniu tego zagadnienia uwzględnimy problematykę indukcji.
Trzeba pamiętać, że wydarzenie związane z katastrofą smoleńską jest niepowtarzalne tj. jest zdarzeniem egzemplarzem, przynajmniej w części dotyczącej samej dynamiki przebiegu katastrofy - można wyobrazić sobie powtórkę wydarzeń sprzed katastrofy przynajmniej w odniesieniu do ogólnych cech - chodzi o wymiar społeczny i polityczny w ramach medialnego nakręcania spirali nienawiści.
Nauka ziemian zajmuje się tylko tym, co ma charakter powtarzalny ewentualnie zajmuje się wyjaśnianiem tego, co ma charakter niepowtarzalny, gdzie wyjaśnianie to narzucanie na oryginalne zdarzenia - egzemplarze pewnych ogólnych praw. Ziemianie na obecnym poziomie technologicznym nie są w stanie uchwycić naukowo jakiejkolwiek oryginalności, co najwyżej są w stanie ją wyjaśnić pod względem jakiegoś np. ideologicznego podobieństwa do innej oryginalności w ramach wybranej teorii, jakiegoś typu lub modelu. Wszystko to sprawia, że właściwie z naszej perspektywy należy ją traktować jako quasi-naukę. Można sobie wyobrazić istnienie nieskończonej ilości bytów, których dynamika jest źródłem powstania nieskończonej ilości możliwych zjawisk, które są nieuchwytne dla nauki ziemian, tylko dlatego, że są niepowtarzalne i co więcej ich kontrfaktyczne warunki zakładają niepowtarzalność zarówno co do wystąpienia jak i struktury - w takiej sytuacji uposażenie zmysłowo - intelektualne człowieka uniemożliwia na podstawie ich wystąpienia zbudowanie klas podobieństwa i zaklasyfikowanie ich do określonych typów. Intuicję tą można wesprzeć konsekwencjami odkrycia geometrii nieeuklidesowych dla koncepcji apriorycznych form naoczności u Kanta. Co więcej, poza nieskończoną ilością zjawisk niepowtarzalnych, można wyobrazić sobie zjawiska powtarzalne lecz w odstępstwach np. 1000 letnich, co wystarczy dla niemożliwości ich naukowej identyfikacji. Zresztą trzeba dodać, że już w samym pojęciu zjawiska zakłada się możliwe jego ujęcie, wedle kategorii stanowiących podstawę ludzkiej wiedzy lub też uposażenia poznawczego. W związku z tym można sobie wyobrazić nieskończoną ilość czegoś, co z samej natury tego czegoś, trudno oświetlić aparatem poznawczym człowieka, by w ogóle miało formę zjawiska, tym bardziej, że aparat poznawczy człowieka jest ograniczony - brak możliwości dla ujęcia możliwego czegoś uniemożliwia kategoryzację. Co więcej na tyle ograniczony, że współczesny ponowoczesny pragmatyzm, znosi w ogóle problem poznania. Zresztą tematykę można rozwinąć w perspektywie średniowiecznego sporu o uniwersalia - z pytaniem czy w świecie ziemskich zjawisk w ogóle istnieją konkrety i oryginały. Można wręcz powiedzieć, że Średniowiecze raz na zawsze ustaliło kontrfaktyczne warunki dla wszelkich nauk, nie ujmując przy tym Starożytności, bo przecież wciąż panująca logika dwuwartościowa ma taką genezę.
Można przywołać tutaj Poppera, który słusznie zauważa, że to, czy jutro ponownie nastąpi wschód słońca, jest niczym więcej, niż psychologicznym nawykiem i przyzwyczajeniem. W każdej chwili może zaistnieć coś - jakaś nieokreślona, oryginalna struktura, która może definitywnie zniszczyć ziemski świat i w efekcie ostatecznie sfalsyfikować cały potencjał ziemskiej nauki. Ziemianie potrzebują złudzeń aby w ogóle żyć - oryginalność i prawda byłaby nie do zniesienia, o czym zresztą przypomina Prosiaczek w przypowieści, o której wspomniałem wyżej.
Powyższy wątek oparty jest na metodologicznym rozróżnieniu porządku wyjaśniania, porządku poznania i porządku bytu. Przyczyna jest integralną częścią wyjaśniania tzn. trudno sobie wyobrazić wyjaśnianie czegokolwiek bez uwzględnienia w tym procesie i na tym samym poziomie przyczynowości. W porządku poznania natomiast przyczyna jest kategorią intelektualną, jest elementem schematycznego uposażenia podmiotu poznającego - jest czystym pojęciem a priori - jak mawia Kant. Inaczej mówiąc przyczyna nie występuje w rzeczywistości, czyli w porządku bytu - porządek bytu jest transcendentny względem porządku w ramach procesów intencjonalnych w perspektywie poznania.
Kant w tej sprawie oczywiście nie jest oryginalny, gdyż już Hume zauważył, że w impresjach nie znajduje się nic poza obrazem następstwa zdarzeń oraz psychologicznym oczekiwaniem, że po zdarzeniu pierwszego typu, nastąpi zdarzenie drugiego typu i to psychologiczne oczekiwanie uznał za genezę pojęcia konieczności. Inaczej mówiąc Hume utrzymywał pogląd, że "przedstawienia umysłowe mają charakter obrazkowy a przyczynowość umysłu polega na skojarzeniach", czyli prawa przyczynowe to prawa asocjacji pomiędzy obrazkami. W takiej sytuacji spójne powiązanie przyczynowe obiektów tj. obrazków może opierać się na statystyce myśli tj. na częstości i bliskości a nie na samej treści.
Przypominam, że poszczególne komisje eksperckie pomiędzy typami tj. brzozą (o ile oczywiście mają świadomość tego, że ich model musi zawierać typ brzozy a nie samą brzozę - czyli egzemplarz) oraz samolotem dostrzegają przyczynę, której tam nie ma. Inaczej mówiąc, przyczyna stała się synonimem psychologicznych oczekiwań w ramach konieczności w porządku wyjaśniania, czyli to, co jest lub nie jest przyczyną, zależy od wiedzy towarzyszącej oraz określonych motywów.
Oznacza to, że zdania przyczynowe operują w ramach warunków stwierdzalności a nie w ramach warunków prawdziwości.
Reasumując powyższy wątek, problematyka zawiera się pomiędzy konkretnym oryginalnym zdarzeniem a typem zdarzenia. Rozwinięcie tej tematyki nastąpi w dalszej części tekstu.
Powyższy krótki wywód może okazać się niejasny dla przeciętnego ziemianina. Warto więc powrócić do historii w tym historii metodologii.
Już na wstępie pojawia się pewna trudność, gdyż takie legendy metodologii jak Kant, Bacon, Hume Husserl, Locke, Putnam, Frege, Kripke, Lewis i inni nie są ekspertami od katastrof lotniczych, co według mnie paradoksalnie działa na ich korzyść w kwestii adekwatnego odnoszenia się do katastrof lotniczych. Co więcej niektórzy z nich nie widzieli nawet samolotu. Jak wiadomo tego typu zarzut jest bardzo ważnym zarzutem strony mainstreamowo - rządowej. Nie mniej jednak sądzę, że nie mający pojęcia o samolotach Kant, miałby znacznie więcej do powiedzenia w tej sprawie niż wszyscy eksperci komisji Laska razem wzięci, łącznie z całym światem polskiej nauki, które miało już okazję wypowiedzieć się w tej sprawie w telewizorze, jak i tej części, która swoją postawą egzemplifikuje słynne "milczenie owiec" - milczący nie mają racji.
Ranga Kanta w problematyce wynika z tego, o czym wspominałem na wstępie, czyli z rangi samego założenia dla problematyki badań przedmiotowych. Aby nie wystraszyć i nie zniechęcić potencjalnego czytelnika, pojęcie transcendentalizmu zastąpię pojęciem apriorycznych warunków możliwości poznania, przy czym w tej sprawie ze względu na pewne warunki społeczno kulturowe o czym zdążyłem już napisać, samo poznanie zostało odseparowane na rzecz operowania w ramach treści zawartej w samych kontrfaktycznych warunkach, czyli właściwie analityki pojęć lub też raczej w ramach operowania na znaczących w ramach semantyki przyczynowej lub informacyjnej, gdzie metody te determinują treść wydarzenia w ramach jego możliwego uniwersum.
Jak mawiał Kant: "pojęcia bez danych naocznych są puste" a przecież wyjaśnianie przyczyn, to tak naprawdę tylkooperowanie na pojęciach.
Oczywiste jest to, że zarówno Kant jak i jego metodologia nie mogą się odnosić bezpośrednio do zdarzenia - teoria to ma charakter meta-teoretyczny ale z drugiej strony wątpliwe jest to, czy jakiekolwiek zdania komisji Laska odnosi się do tegoż zdarzenia w taki sposób, jak komisja ta zdaje się to sugerować - tj. ustalona niepowątpiewalna wersja wydarzeń czy też absolutne "wyjaśnienie przyczyn" katastrofy, czymkolwiek by to było.
Otóż wedle Kanta rzecz sama w sobie jest niepoznawalna w całości swoich warunków. W odniesieniu do problematyki przedmiotowej mielibyśmy do czynienia z dynamicznym zdarzeniem samym w sobie, które zarówno ze względu na uwarunkowania zawarte w samym wydarzeniu oraz z racji naszego aparatu poznawczego jest niepoznawalne w całości swoich warunków. Niepoznawalne jest tym bardziej, że dodatkowym warunkiem poznania jest bezpośrednie doświadczenie zjawiska z pośrednictwem aparatu poznawczego podmiotu. Przy czym zaznaczam ponownie, że poznanie jest na przeciwnym biegunie względem wyjaśniania o ile bowiem problemem poznania jest zgodność pomiędzy rzeczą samą w sobie a sądem powstałym w wyniku ukierunkowania na tą rzecz intencji podmiotu, to problemem wyjaśniania jest koherencja logiczna, spójność, pragmatyczne motywy i powszechna akceptowalność.
Celem rozwinięcia wątku, który moim zdaniem przybliży problem rzeczy samej w sobie, czy też zdarzenia samego sobie, zdań dotyczących tych rzeczy oraz relacji pomiędzy nimi, proponuję przeprowadzenie eksperymentu myślowego z udziałem planety Wenus.
Eksperyment ten nawiązuje do myśli G. Frege dotyczącej sensu i znaczenia.
Wyobraźmy sobie, że odbiorca przekazu mainstreamowo-rządowego jest gremialnie zgromadzony przed telewizorem w godzinach wieczornych, gdzie TVN od dłuższego czasu zajmuje się Gwiazdą Wieczorną. Aby utrwalić przekonania widzów mamy trwającą już od 3 tygodni bezpośrednią transmisję wspaniałego zjawiska, gdzie odbiorca ma dokładne instrukcje jak doświadczyć tego zjawiska naoczne i każdy przy sprzyjającej pogodzie ma możliwość utrwalenia swojego przekonania, że TVN komentując to zjawisko mówi prawdę, co więcej prawdę przez całą dobę, tym bardziej, że...
Z drugiej strony mamy odbiorcę Radia Maryja, gdzie mohery budzą się o poranku wraz z momentem pierwszego bicia dzwona z pobliskiej parafii a ojciec Rydzyk mówi o Gwieździe Porannej, która jest w określonym położeniu tj. w innym położeniu niż Gwiazda Wieczorna. Ojciec Rydzyk przekonuje zarazem, że jest to ten sam obiekt, który wieczorem oglądają widzowie TVN. Dla oglądacza TVN i krytycznego podsłuchiwacza radia Maryja jest jasne, że ojciec Rydzyk kłamie, czyli wedle widza TVN wartością logiczną zdań wypowiadanych w przez ojca Rydzyka jest nieprawda a wartością logiczną przekazu TVN jest prawda. Dla przeciętnego mohera z kolei, twierdzenia ojca Rydzyka są wątpliwe ale pozostaje nawyk wiary.
Mamy dwa typy przekazów które są skorelowane z odmiennymi sensami tych przekazów wraz z towarzyszącymi tym przekazom odmiennymi wartościami logicznymi tj. prawda lub fałsz orzekanymi w zależności od okoliczności.
Jak wywodzi Frege pomimo odmiennych sensów tych przekazów, znaczenie zarówno Gwiazdy Wieczornej jak i Gwiazdy Porannej jest to samo tzn. odmienne sensy odnoszą się do tej samej rzeczy tj. planety Wenus, która zarówno wieczorem jak i rano jawi się w inny sposób.
Aby jednak mieć wiedzę o tym, że Gwiazda Poranna i Gwiazda Wieczorna mają to samo znaczenie, niezbędna jest wiedza, która wykracza poza poszczególne zjawiska i ich opisowe sensy. Potrzebna jest wiedza meta -teoretyczna i meta przedmiotowa, wiedza oparta o nawyk poruszania się po metapoziomach względem poziomu przedmiotowego. Przy czym nie chodzi tu tylko o wiedzę przedmiotową o samej planecie Wenus ale również o wiedzę metateoretyczną. Trzeba podkreślić, że w tym przykładzie znaczenie nie określa przedmiotu odniesienia. Nazwy co prawda odznaczają ten sam przedmiot ale nazwy przecież nie wiedzą, co odznaczają tym bardziej, że towarzyszące im sensy też nie wiedzą, co konotują.
Jak wiadomo przeciętny odbiorca Radia Maryja jest w sposób istotowy ukierunkowany na byty pozafizyczne tj. ma pewien ugruntowany w tradycji nawyk ukierunkowania swojej intencji na transcendencję - w przeciwieństwie do widza telewizora, który ma nawyk ukierunkowywania swojej mózgowej przeliczalności na to, co jemu tj. telewizorowi immanentne, dlatego też w tym przypadku nazwa musi mieć charakter sztywny a odniesienie czyli ekstensja musi być oparta na konieczności, bez pośrednictwa sensu - do tej kwestii odniosę się niżej, przytaczając inny przykład tj. przykład związany z myślą Putnama.
Z uwagi na to, że telewizor zazwyczaj jest medium komercyjnym, to nie przedstawia on nic ponad to, co nie zmieści się w zdolnościach percepcyjnych i inteligencji przeciętnego odbiorcy a o tych zdolnościach orzekają odpowiednie badania, w tym badania przeliczalnego poziomu inteligencji, badania rynku i inne badania statystyczne. Tak oto ukształtowała się pewna konwencja czy też paradygmat w którym funkcjonuje ponowoczesna jednostka. Z drugiej strony mamy odmienną konwencję, czy też paradygmat w ramach których sensy są konstruowane w radykalnie odmienny sposób - są wzajemnie niewspółmierne.
Radio Maryja jest medium gdzie metafizyka stanowi, jeżeli nie istotę przekazu to przynajmniej jego tło. Dla odbiorcy TVN przekaz Radia Maryja musi być nieprawdziwy, ponieważ nakłada na wszystko to, co poza telewizorem siatkę pojęciową oraz kategoryzację lub też raczej siatkę syntaktyczną w ramach informacji zaczerpniętej z telewizora, gdyż telewizor jest rzeczywistością samą - w tym przekazie nie chodzi już o nic więcej - przekaz w telewizorze musi być wszystkim tym, co widzi i myśli widz.
Myśl Fregego może wyjaśniać spór ateistów z wierzącymi, gdzie tak naprawdę jedni jak i drudzy w odmiennych sensach odnoszą się do tego samego Boga, nie zawsze o tym wiedząc - oczywiście niewierzący będą temu przeczyć, zamykając się przy tym w ramach konstrukcji własnego sensu, czy też raczej określonej ideologicznie struktury sensu, a stąd pozostaje już tylko jedno wyjście tj. przytoczona wyżej postawa barona Munchausena. W tym wypadku w przeciwieństwie do poprzedniego tj. planety Wenus, przedmiotem odniesienia jest byt abstrakcyjny i transcendentny. Co więcej ateista ze względu na skutek pojętych czynności, zmuszony jest nadać wyższą rangę irracjonalizmowi tj. swojej nie wierze, niż przyjętej przez siebie hipotezie istnienia Boga, gdzie sposób ustanowienia tej hipotezy ma charakter racjonalny, czym wikła się w pewien typ antynomii - nie wierzy w to, co zmuszony jest założyć, będąc przy tym przeciwnikiem irracjonalizmu. Myśl Fregego wyjaśnia inne spory np. spór miedzy lewicą a prawicą, między demokracją a totalitaryzmem, spór pomiędzy zwolennikami ocieplenia klimatu i temu przeczącymi itd. w nieskończoność.
Myśl Fregego ma bardzo ciekawe zastosowanie w przedmiocie badań katastrofy smoleńskiej.
Mamy dwie komisje wraz z podłożem metodologicznym, które wyznacza ramy ich pracy. Z jednej strony rzucający w się w oczy indukcjonizm komisji Laska oraz z drugiej strony metodologiczny anarchizm oraz falsyfikacjonizm zespołu Maciarewicza. Przy czym komisja Laska jest konsekwencją Komisji Anodiny oraz Komisji Millera - metodologiczne podłoże pracy tych trzech grup eksperckich jest takie same tj. indukcjonizm lub też raczej quasi-indukcjonizm, a ponadto gremia te są formalnie warunkowane przez indukcjonizm tzn. grupa ta to zbiór ekspertów, których łączy wspólna cecha - doświadczenie w badaniu wypadków lotniczych.
Odmienność założeń metodologicznych determinuje odmienne sposoby odnoszenia się do zdarzenia, podobnie jak odmienność wiedzy bazowej determinuje odmienne możliwości w ramach procesu formułowania zdań.
Komisja Laska stawia hipotezę minimum tj. doszło do wypadku lotniczego i następnie wykazuje poszczególne świadectwa empiryczne, które weryfikują lub też potwierdzają przyjęte założenie i hipotezy, co ważne w ramach rachunku prawdopodobieństwa, rachunku logiki koniunkcji i towarzyszącej jej logiki alternatyw dla poszczególnych rachunków - ciągów przyczynowych. Przy czym świadectwa empiryczne o ile takimi w ogóle ta komisja dysponuje, nie mają charakteru obserwacyjnego, są więc pozbawione jakości. Konsekwencją braku jakości i obserwacji jest brak podłoża dla formułowania zdań opisowych w ramach budowania sensu. Pozbawienie sensu wytworzonych zdań uniemożliwia oparcie tych badań o, adekwację, czy też prawdę. Oczywiste jest to, że komisja od badania wypadków lotniczych złożona z ekspertów o większym lub mniejszym doświadczeniu w tej dziedzinie nie jest w stanie ustalić nic ponad to, co mieści się w zakresie tego typu zdarzeń, czy też prawdopodobnych zdarzeń lub też w zakresie hipotez o tych zdarzeniach. Tego typu komisja z góry skazana jest na konstruowanie artefaktów wedle praw nomologicznych, tym bardziej, że celem komisji jest wyjaśnianie przyczyn. Komisja Laska w swoim założeniu oraz programowo nastawiona jest na poszukiwanie w zdarzeniu cech, które są podobne do cech charakterystycznych dla typowego wypadku lotniczego. Czyli przyjmując pewne uproszczenie i przywołując Carnapa poprzez intensję do ekstensji, gdzie intensją jest własność lub też wiązka własności, które określają ekstensje czyli w tym przypadku poszczególne zakresy określone przez typy a wszystko w ramach modeli.
Zwracam uwagę, że na doświadczenie tych osób składa się zaledwie zbiór hipotez o określonym stopniu prawdopodobieństwa, że mieli w ogóle do czynienia z jakimkolwiek wypadkiem lotniczym a nie zbiorem zamachów np. każdorazowo dokonywanych przez Marsjan - istnieje takie prawdopodobieństwo, jest ono niewielkie ale jest. W każdym bądź razie to, że osoby w ogóle miały do czynienia z klasycznym wypadkiem lotniczym - czymkolwiek by to nie było, oparte jest na hipotezie o mniejszym lub większym stopniu prawdopodobieństwa oraz na założeniu istnienia modelu wypadku lotniczego o takiej a nie innej konstrukcji.
Zresztą powyższe wątpliwości co do eksperckości ekspertów komisji Laska musi wzbudzać sposób badania katastrofy smoleńskiej.
Załóżmy, że każdy wypadek lotniczy, który był przedmiotem badania poszczególnych członków tej komisji sprowadzał się do wyjaśnienia przyczyn i każdorazowo przyczyna, która spełniała określone warunki, była przyczyną skonstruowaną hipotetycznie lub też inaczej mówiąc, nie zaistniała możliwość dla empirycznej obserwacji zdarzenia - co wydaje się być naturalne. Następnie nie przeprowadzono żadnych eksperymentów weryfikujących poszczególne hipotezy i ustalenia W związku z tym nie powstały żadne prawa naukowe, które pozwoliłyby na ustanowienie naukowych lub też eksperckich typów i modeli. W takiej sytuacji tego typu eksperci są niczym dzieci we mgle, gdyż może się okazać, że ich wiedza o katastrofach lotniczych ma wyłącznie charakter teoretyczny lub ewentualnie modalnie konceptualny.
Tym samym może powstać sytuacja wskazująca na to, że zbiór własności, które podpadają pod poszczególne typy w ramach modelu klasycznego wypadku lotniczego jest całkowicie przypadkowy lub też nie ma żadnego związku z jakimkolwiek konkretnym wypadkiem lotniczym, gdyż na podstawie wąskiej wiedzy eksperckiej nie może być wiadomo i w związku z tym trudno orzec, czym rzeczywiście było takie zdarzenie. Podobnie jak widz TVN w przytoczonym eksperymencie na podstawie tylko tego, co mówi telewizor nie może mieć wiedzy o tym, że wartość logiczna skonstruowanego sensu może być jednak fałszywa.
Dodam, że metodologia badań tego typu gremiów i tego typu zdarzeń nie ma charakteru naukowego. Każdorazowo dokonuje się odpowiednich czynności w ramach postępowania określonego przez odpowiednie przepisy prawa, czyli badanie katastrofy lotniczej jest typem śledztwa lub dochodzenia, gdzie w jego przebiegu przyjmuje się znaczące uproszenia względem metod naukowych.
Powyższą problematykę można rozwinąć przywołując wspominaną już wyżej myśl Löwenheima-Skolema. Twierdzenie Löwenheima-Skolema co prawda ma związek z teorią mnogości w ramach określonej dziedziny, Putnam jednak uzasadnia, że można "zeskolemizować" wszystko i tym samym problematykę badań katastrofy, czy też przyczyn katastrofy smoleńskiej, tym bardziej, że tym co się szczególnie uwidacznia w samej problematyce jest relacja: modele - rzeczywistość wraz z towarzyszącą jej względnością pojęć i metod badawczych.
Doniosłość istnienia "niezamierzonych" interpretacji tj. np. modeli, w których zbiory "mające być" nieprzeliczalne "w rzeczywistości" są przeliczalne" jest - jak twierdzi Putnam, niekwestionowana przez wielu komentatorów. Istnieje zgoda co do tego, że istnienie takich modeli dowodzi, iż system formalny nie "uchwytuje" "zamierzonych" interpretacji.
Matematyczny punkt widzenia twierdzenia Skolema można przedłużyć w dziedzinę epistemologii, gdzie ograniczenia teoretyczne wynikające z tego twierdzenia znajdują swoje miejsce w przyjętym założeniu, postanowieniu lub też konwencji, które rzutują na zakres i treść możliwego modelu.
Wyobraźmy sobie zespół ekspercki od badania wypadków lotniczych składający się z najwybitniejszych ekspertów w tej dziedzinie, gdzie zespół ten jest wyposażony w najdoskonalsze przyrządy pomiarowe i co więcej, zespół ten podejmuje optymalne czynności badawcze w ramach zbioru możliwych do uzyskania świadectw.
Zespół ten dostarcza przeliczalnie wiele komunikatów, które są podstawą do skonstruowania przeliczalnie wielu faktów. Jak można przypuszczać, podstawą dla konstruowania faktów musi być model wypadku lotniczego, który składa się z odpowiednio powiązanych ze sobą zbiorów ciągów przyczynowych, gdyby bowiem było inaczej, zespół ten konstruowałby fakty, które powstałyby na podstawie np. obserwacji ale które nie miałyby znaczenia dla przedmiotu badania.
Model oraz zbiór cech typowego wypadku lotniczego wyznacza podstawę dla wystąpienia relacji podobieństwa. I tu pojawia się problem, na który zwraca uwagę Wittgenstein, mianowicie, sama relacja podobieństwa między danymi zmysłowymi odbieranymi przez nas w różnym czasie nie jest czymś danym mojemu umysłowi, czyli koncentrowanie się na danej zmysłowej i towarzyszącej jej myśli: "przez "czerwone" rozumiem wszystko, co wygląda jak to", wcale nie wyróżnia żadnej relacji podobieństwa. Ilekroć więc "mówię lub będę mówił o danych zmysłowych, które miałem w pewnej chwili t w przeszłości, ograniczenia teoretyczne i operacyjne wyróżniają modele zamierzone mojego języka - to znowu okaże się, że moje przeszłe dane zmysłowe są tylko formalnymi konstruktami mającymi różne interpretacje w różnych modelach". Myśl Wittgensteina prowadzi do wniosku, że niemożliwe jest bez odwoływania się do nadprzyrodzonych władz umysłu, ustalenie określonego odniesienia przedmiotowego dla jakiegokolwiek w ogóle terminu a tym bardziej zbioru terminów składających się na sąd o zdarzeniu.
Powyższą problematykę można przedstawić nieco inaczej, mianowicie można sobie wyobrazić, że tego typu zespół ekspercki jest zbiorem umysłów lub też mózgów dla których modelem jest komputer. W takim przypadku zbiór mózgów musi skonstruować wewnętrzną reprezentację świata zewnętrznego. I tutaj pojawia się problem związany z językiem eksperckim, gdyż jeżeli język ma służyć do opisywania świata zewnętrznego, to ekstensje symboli - czyli znaczone dla znaczących muszą być zbiorami rzeczy zewnętrznych. Możliwy program modelu jednak może stosować się tylko do tego, co wewnątrz komputera. Nie jest możliwe aby mózgi dla których modelem jest komputer mogły w ogóle mówić coś o ekstensjach. Jak twierdzi Putnam, jeżeli ekstensje predykatów omawianego języka są ustalane za pomocą warunków teoretycznych i operacyjnych zainstalowanych sprzętowo w mózgach lub nawet za pomocą warunków wynikających z ograniczeń teoretycznych i operacyjnych, które mózg wytwarza ewolucyjnie w procesie badania - to warunki te nie ustalają określonej ekstensji żadnego predykatu, czyli żadne pojęcie nie ma określonej ekstensji.
Tym sposobem ujawnia się fałsz towarzyszący pracy komisji ekspertów badania wypadków lotniczych. Eksperci działają w ramach określonego modelu i ograniczeń o których mowa wyżej, co uniemożliwia zaistnienie tego, co powstanie tej komisji w ogóle zdaje się presuponować, czyli ewentualne ustalenia o zdarzeniu 10 04 2010 r.
Komisja Laska jest jak policjant lub prokurator, którzy szukają dowodów na winę określonej osoby, przy czym komisja Laska szuka dowodów na zaistnienie wypadku lotniczego. W przypadku policjanta, jeżeli nie ma podejrzanego sprawa jest umarzana, w przypadku komisji od badania wypadków lotniczych, jeżeli nie ma wypadku lotniczego, to nie ma przedmiotu pracy.
Jeżeli natomiast przedmiotem pracy komisji ekspertów jest wyjaśnianie przyczyn, to mamy zupełnie inną sytuację, tak jak inna sytuacja będzie dla prokuratora, gdy przed sądem liczyć się będzie przede wszystkim retoryka, zdolności komunikacyjne a nie rzeczywistość - w takiej sytuacji bowiem można wymyślać.
Skoro do zbadania zdarzenia powołano ekspertów od wypadków lotniczych, to przyjęto założenie minimum, że zdarzenie o którym mowa było wypadkiem lotniczym - zwracam uwagę na rangę samego założenia jako warunku oraz treść założenia, które determinuje wszystkie wyprodukowane sensy i znaczenia. Inaczej mówiąc w procesie badania wszelkie znaczenia są zawarte w samym warunku. Tak jak chemik poszukuje w rzeczywistości związków chemicznych, fizyk praw fizycznych, tak ekspert od wypadków lotniczych poszukuje cech typowych lub też stereotypowych dla wypadków lotniczych.
Przy tej okazji warto przytoczyć krótki zarys koncepcji L.Mackie'ego, która określa sposób w jaki eksperci patrzą na przyczyny - kwestie tą omawia prof. T.Placek. Mackie rozwija koncepcję Milla tj. koncepcję warunków koniecznych i wystarczających w ramach rozumowania indukcyjnego.
Mackie buduje formułę określając warunki dla przyczyny p zajścia skutku, jako niewystarczającą i niezbywalną część niekoniecznego ale wystarczającego warunku zajścia tegoż skutku. Oczywiście koncepcja ta oparta jest o założenie determinizmu a w związku z tym każda przyczyna, czy też każdy czynnik są związane z jakimś prawem w ramach indukcji.
W sytuacji zaistnienia określonego skutku, w toku przeprowadzania stosownych badań, ustala się alternatywne względem siebie zbiory czynników, będących koniunkcjami poszczególnych zdarzeń w ramach ciągu przyczynowego. Przy czym, co należy podkreślić, takich zbiorów może być nieskończona ilość. W taki sposób poszczególne alternatywne zbiory uzyskują status warunków koniecznych lub wystarczających dla zaistnienia skutku. Poszczególny ciąg czynników i ich koniunkcja może spełniać kryteria warunków wystarczających ale nie zawsze warunków koniecznych. Powiemy wówczas, że dany zbiór czynników, czy też dana koniunkcja jest niekonieczna ale wystarczająca. Nie mniej jednak to samo możemy powiedzieć o alternatywnej koniunkcji, która również może się okazać niekonieczna ale wystarczająca. Co więcej w ramach danego zbioru czynników w danym rachunku koniunkcji możemy wyróżnić jeden czynnik, który jeżeli nie zajdzie, to koniunkcja pozostałych czynników nie byłaby wystarczająca do powstania skutku - taki czynnik miałby nazwę niezbywalnej cześci niekoniecznego, ale wystarczającego warunku zajścia zdarzenia. Niewystarczająca część niekoniecznego ale wystarczającego warunku zajścia skutku występuje w sytuacji w której zajście tylko jednego czynnika z rachunku koniunkcji, czyli jego prawdziwość i zarazem nie zajście pozostałych czynników koniunkcji nie wystarcza do zaistnienia skutku.
Wydaje się, że w przypadku katastrofy smoleńskiej można wyróżnić bardzo wiele czynników, można utworzyć odpowiednie zbiory i koniunkcje. Problem w tym, że wiele z tych czynników i faktów z tej katastrofy nie może mieć zastosowania w omawianym rachunku np. destrukcja skrzydła samolotu po uderzeniu w brzozę. Wynika to z tego, że koncepcja Mackie'ego napotyka problemy , o których poniekąd zdążyłem już wspomnieć.
Mianowicie powstaje problem poziomu zdarzeń tj. czy w tej koncepcji chodzi o zdarzenia egzemplarze czy zdarzenia typy. Czy chodzi więc o konkretną katastrofę czy o ogólny typ katastrofy. Nawet jeżeli chodzi o konkretną katastrofę, to rachunek i jego rozwiązanie musi zostać oparte o istnienie odpowiednich praw, typów, czy też modeli.
Problematyka wydaje się być analogiczna do tego o czym wspominałem w kwestii dotyczącej modeli i niezamierzonych interpretacji.
Destrukcja skrzydła samolotu po zderzeniu z brzozą musi mieć swoje prawo aby ten element mógł być zastosowany w rachunku, tak jak np. zwarcie instalacji elektrycznej, które spowodowało pożar budynku, gdzie istnieje prawo: że ilekroć dojdzie do zwarcia i w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się materiał łatwopalny, tylekroć - oczywiście w ramach rachunku prawdopodobieństwa, dojdzie do pożaru.
Względem uniwersum całości zdarzenia działalność komisji Laska ma więc charakter trywialny, jest pewną fasadą Zdania wyprodukowane przez komisję Laska muszą mieć charakter zdań analitycznych na zasadzie konieczności tj. nie może być inaczej. Przy czym, co zastrzegam, zdań koniecznych nie należy mylić ze zdaniami prawdziwymi orzekanymi na gruncie opisowego sensu w perspektywie adekwacji.
Nad komisją Laska widnieje meta-teoretyczne założenie mające swoje oparcie w teorii indukcji, czyli członkowie tej komisji mają doświadczenie w badaniu wypadków lotniczych, o ile mają faktycznie to doświadczenie i poszukują na tej bazie dalszych doświadczeń wypadków lotniczych. Przypomina to anegdotę Russela, który posługuje się przykładem wnioskującej kury. Mianowicie po otrzymaniu pożywienia w poniedziałek, wtorek, środę i w przypadku mniej inteligentnej kury w czwartek, zwierze to dochodzi do wniosek, że już zawsze będzie otrzymywać pożywienie. Tymczasem wbrew jej doświadczeniu, intencji i oczekiwaniom, w sobotę znalazła się na stole jako wkładka do rosołu.
Inny przykład, to porównanie tego typu "naukowca" do psa Pawłowa. Mianowicie naukowiec indukcjonista tak przywiązuje się do przyjętych założeń i warunków, że każdorazowe ich potwierdzenie wywołuje w nim odruch analogiczny do odruchu śliniącego się psa na dźwięk dzwonka zapowiadającego karmienie. Ostatnia analogia doskonale oddaje podłoże dla obserwowalnych zachowań mas społecznych, gdzie poprzez sekwencję pojedynczych informacji dochodzi do warunkowania zachowań w ramach stabilizacji oczekiwań w tej sprawie jak i w ogóle w ramach stabilizacji systemu demokratycznego, systemu, który w istocie jest technokracją. Zwracałem na to uwagę w notkach dotyczących strukturalizmu, zwraca uwagę na to min. Putnam czy też np. autor Nowego wspaniałego świata.

Powyższy rysunek ukazuje indukcjonistę w krytyce wyrażonej przez Kuhna i Poppera. Narzuca się naturalna intuicja, że najciekawsze w tym rysunku jest to, czego lub też raczej kogo na nim nie widać. Nakręcanie mechanizmu kolejnych po komisji Anodiny poszczególnych wystąpień ekspertów wydaje się być odpowiednio umotywowane, póki co nieokreślonym jeszcze interesem, tym bardziej, że pragmatyczny motyw jest integralną częścią procesu wyjaśniania przyczyn. W każdym bądź razie widoczne pokrętło jest narzędziem, które pozwala instrumentalnie wykorzystywać mechanizm. Ten dość prymitywny mechanizm jest dość powszechnie wykorzystywany w mediach - ostatnio w procesie tropienia pedofilii w kościele, gdzie na podstawie kilku przypadków i innych przesłanek entymematycznych, wyprowadza się daleko idące wnioski, inne przykłady to epatowanie opinii publicznej pozytywną lub negatywną opinią Polski na świecie - na podstawie kilku wypowiedzi, czy nawet badania statystyczne np. dotyczące preferencji wyborczych. Indukcja jest podstawą dla wytwarzania stereotypu a stereotyp ma istotne znaczenie w ramach semantyki przyczynowej.
Zresztą nawet zwolennicy logiki indukcji, zwracają uwagę na to, że żadna lista reguł nie uchroni nas przed opłakanymi rezultatami, jeżeli miałby jej towarzyszyć powszechne zidiocenie.
Rysunek ten ujawnia bardzo ważny problem relacji tego, co jawne i tego co niejawne. To co się jawi lub to, co się przedstawia może być instrumentalnie konstruowane i dopiero odkrycie odpowiednich korelacji tego, co materialne i tego co strukturalne, odkrycie kategorialnych identyczności, logicznych tożsamości itp. pozwala na rozpatrywanie danej problematyki w perspektywie rozumienia, referencji, adekwacji i prawdy.
Kwestia indukcjonizmu wraz z koncepcjami przyczynowości w problematyce sprawy warte są rozpatrzenia w odrębnej notce wraz z ewentualnym odniesieniem się do teorii, przywołując przy tym myśl Bacona, Hume'a, Carnapa, Bayesa, Hempla, Goodmana i innych.
Z drugiej strony zespół Maciarewicza i falsyfikacjonizm z domieszką metodologicznego anarchizmu. Wedle twórcy tej koncepcji tj. K Poppera indukcjonizm ze względu na liczne absurdalne założenia i konsekwencje należy traktować jako pseudo naukę. Wedle Poppera nauka to stawianie śmiałych hipotez - najbardziej śmiałych hipotez.
Aby postawić śmiałą hipotezę potrzebna jest odwaga oraz specyficzne zdolności habitualne, które wymagają umiejętności sprzeciwienia się konformizmowi bez względu na społeczne konsekwencje.
Jak brzmi najbardziej śmiała hipoteza w sprawie zawiązanej z katastrofą smoleńską?
Biorąc pod uwagę, że dzisiejsza notka wpisuje się przebieg wydarzenia (tj. wydarzenia, które trwa w mowie) najbardziej śmiałą hipotezą na dzisiaj jest to, że Marsjanie dokonali zamachu.
W imieniu Marsjan, zaręczam jednak, że Marsjanie z zamachem nie mieli nic wspólnego. Nie mniej jednak pozostaje najbardziej śmiała hipoteza: W Smoleńsku dokonano zamachu.
Co więcej w świetle nauki, uwzględniając oczywistą przewagę falsyfikacjonizmu na indukcjonizmem, jest to jedyna możliwa hipoteza naukowa. Oczywiście można postawić hipotezę w ramach abdukcjonizmu - lecz także i tutaj nie obyłoby się bez założenia zamachu.
Politycznym wydarzeniem jest to, że jedyna możliwa hipoteza naukowa - najbardziej śmiała, nie może być rozpatrywana jako taka właśnie. Tymczasem wmawia się opinii publicznej przy pomocy różnego typu medialnych celebrytów z tytułami naukowymi, że hipoteza zamachu jest hipotezą polityczną.
Kultura nauki w której odważny badacz i naukowiec stawia odważne hipotezy ryzykując zarazem, że może się mylić, jest co do założeń i sposobów realizacji obca kulturze konformistycznej, gdzie awans naukowy jest uzależniony wierności i odpowiadającej jej mierności. Czym innym bowiem indywiduum a czym innym encyklopedyczne zombi - owszem oczytane ale tylko encyklopedyczne.
Trzeba dodać, że falsyfikacjonizm to w dużej części badanie eksperymentalne, które z założenia polega na manipulowaniu środowiskiem i faktami w celu stworzenia sytuacji, dzięki którym możliwe stanie się dojście do prawdy. Przykład "kłamstw" prof. Rońdy - trudno powiedzieć jakie były rzeczywiste intencje tej osoby, nie mniej jednak to, że ktoś eksperymentuje manipulując okolicznościami jest naturalnym procesem badań naukowych.
Przebieg wydarzenia pokazuje, że w ramach czynności opierających się na hipotezie zamachu, w celu koroboracji przyjmuje się różne hipotezy szczegółowe, zarówno w granicach badanego zjawiska jak i struktury tj. sztuczna mgła, kwestia brzozy, różnego typu wyliczeń itd. Hipotezy te nie muszą spełniać warunku prawdziwości - prawda jest celem badania. Ważne jest to aby na gruncie przeprowadzania określonych czynności badawczych, możliwe było przeprowadzanie procesu testowania hipotezy głównej, po to aby ją obalić. Koncepcja Poppera opiera się na założeniu mającym na celu wyeliminowanie zdań, które nie spełniają kryteriów demarkacji pomiędzy zdaniami czystej metafizyki a zdaniami nauki. Wszystkie zdania nauki muszą być falsyfikowalne poprzez podanie metod oraz sposobów przeprowadzenia takiej czynności. Inaczej mówiąc, nie istnieją zdania nauki, które miałyby charakter absolutny, czyli zdania pewne, nieobalalne, niefalsyfikowalne itp. a wręcz przeciwnie, każde zdanie nauki prędzej czy później musi okazać się fałszywe i konotacja takiego zdania ma zapewniać jego falsyfikowalność.
Tymczasem w naszej ponowoczesnej rzeczywistości w problematyce sprawy możliwe hipotezy nie są obalane przez trybunałem nauki ale przed trybunałem opinii publicznej, której orężem jest prymitywne wyśmiewanie.
Metoda wyśmiewania nie ma charakteru naukowego, nawet gdyby stosowały ta metodę osoby z tytułami lub stopniami naukowymi.
Oznacza to, że wbrew interesom i przekonaniom wszystkim tych dopełniaczowych rekwizytów medialnej celebracji, tylko niektóre z tych kontrowersyjnych hipotez szczegółowych udało się obalić, co oznacza, że teoria zamachu niejako tylnymi drzwiami zdaje test koroboracji. Należy podkreślić także to, że żaden ekspert, nad którym ciąży piętno indukcjonisty, czy też piętno eksperckości, która ma z zasady wąski charakter, nie w stanie dokonywać jakichkolwiek wiążących ustaleń, w ramach testowania hipotezy głównej oraz towarzyszących jej hipotez szczegółowych, w celu przeprowadzenia czynności ich falsyfikacji. Zresztą sama natura eksperta jest dość ciekawym zagadnieniem jako przedmiot osobnego omówienia.
Zwracam uwagę, że z teorią zamachu wiąże się konieczność przeprowadzania badań intencji osób, które osiągnęłyby ewentualną korzyść z tego tytułu.
Myślę jednak, że Tusk, Po i generalnie mainstream mogą spać spokojnie. Udowodnienie tego, że Tusk nie mógł dokonać zamachu ani brać jakiegokolwiek udziału w jego przygotowaniu, narzuca się samo przez się. Każde udane działanie Tuska jest transmitowane na żywo przez TVN w ramach gry czystą widzialnością w medialnie celebrowanym Disneylandzie. Donald nie jest w stanie zrobić nic ponad to, co nie ujawnia się w telewizorze. Transmisji z przebiegu katastrofy jednak nie było - co niezbicie świadczy o tym, że Donald nawet pośrednio nie mógł brać w tym udziału - jest to dowód analityczny. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa w odniesieniu do działania rosyjskich służb specjalnych - zarys metodyki pracy tych służb przedstawiłem w poprzedniej notce dotyczącej katastrofy.
Gdyby nie telewizor oraz jego ofiary, to trudno byłoby sobie wyobrazić sytuację, gdzie jeszcze dziś mogą istnieć osoby, które nie rozumieją, że w każdym wydarzeniu istnieje ścisła korelacja pomiędzy tym, co jawne a tym, co niejawne tj. strukturalne lub intencjonanie inspirowane - to co wygląda na dolar niekoniecznie musi być tym dolarem - mało tego wyglądanie jak dolar nie jest nawet warunkiem bycia dolarem. Innym przykładem może być przypadek Nefrytu i Jadeitu, gdzie różne mikrostruktury prezentują te same niepowtarzalne jakości tekstury. Zresztą w pewnym okresie obecny był temat "układu", czyli czegoś, co kryje się pod powierzchnią tego, co jawne - jednakże ten temat został wyśmiany, czego efektem jest to, że telewizor jest rzeczywistością samą, co w efekcie umożliwia redukcję polityki do błazenady w perspektywie jak się jawią poszczególni aktorzy w grze widzialnością. Co gorsza, błazenada o której mowa jest immanentną częścią procesu wyjaśniania przyczyn, gdyż tak jak już wspomniałem, proces ten odbywa się przed trybunałem społecznej akceptowalności, której sposób realizacji co do istoty oparty jest na redukcji przedmiotu do percepcji przeciętnego odbiorcy przekazu medialnego. Trzeba pamiętać, że potoczna znajomość zjawisk społecznych i historii, to znajomość zaledwie zbioru stereotypów a więc pewnych sensów, które niekoniecznie muszą być prawdziwe.
Przy okazji przedstawiania zarysu problematyki relacji indukcjonizm - falsyfikacjonizm, warto zwrócić uwagę na logikę. Mianowicie konsekwencją logiki indukcji, gdzie konsekwencja ta jest właściwie wpisana w założenie, jest to, że wniosek jest czymś więcej, niż zgromadzone przesłanki. Oznacza to, że w procesie zbierania przesłanek, można być minimalistą, ponieważ i tak we wniosku można nadrobić to lenistwo.
Zgoła inaczej jest w logice związanej z falsyfikacjonizmem, gdzie wniosek jest zawarty w zgromadzonych przesłankach, czy też z nich wynika. Oznacza to konieczność podjęcia wysiłków w celu poszukiwania prawdziwych przesłanek, do których dochodzi się w mozole poprzez liczne potknięcia pomyłki i błędy - to jest cena prawdy w ramach dedukcjonizmu.
Tego rodzaju praca wymaga wolnej woli, pewnego wysiłku, samozaparcia, zdolności poznawczych i co gorsza jest to praca, która nigdy się nie skończy.
Reasumując wątek eksperymentu opartego na myśli Fregego, należy zauważyć, że w ramach danej dziedziny historia nauki formułuje różne teorie, które de facto mogą odnosić się do tego samego: tj. np. teorie ciepła, elektryczności, elektronów itd. Podobnie jest w sytuacji efektów pracy dwóch grup badających katastrofę smoleńską. Oba gremia pracują w ramach odmiennych uwarunkowań oraz odmiennych sposobów działania, które rzutują na odmienne sposoby rozstrzygania. Wszystko to powoduje, że efekty pracy tych dwóch gremiów są wzajemnie niewspółmierne pomimo tego, że mogą odnosić się do tej samej rzeczy, przy czym odmienność treści byłaby odmiennością sensów, które pośredniczą w procesie odnoszenia się lub procesie symulacji odnoszenia się.
Wnioski, które nasuwają się po konfrontacji przebiegu wydarzenia (tak jak już wspomniałem zawierającego w swojej treści przebieg badania katastrofy) z metodą Fregego, mogą się jaśniejsze, gdy wydarzenie skonfrontujemy z intuicjonizmem.
Ze względu na naturę samego przebiegu katastrofy smoleńskiej, zbiory pojęć lub też znaków składające się na ustalenia lub treść w ramach wyjaśniania przyczyn są konstruowane z jednej strony na podstawie pewnej intuicji, która jest ukierunkowana na właściwy badaniu przedmiot intencjonalny a z drugiej stronie na podstawie określonych motywów związanych z pewnym celem.
O ile w przypadku aktów skierowanych na przedmioty konkretne tj. przedmioty dane w naoczności zmysłowej, intuicyjność jest przesłonięta zmysłową receptywnością, to w przypadku przeżyć nienaocznych - z jakimi mamy do czynienia w tej sprawie, aktywność umysłu przesłania oddziaływanie przedmiotu. Umysł działa niczym kamień, który trzymamy w ręku - czujemy ucisk jego ciężaru - nie zwracamy jednak uwagi na ucisk dłoni skierowanej na kamień. Umysłową zasłonę o której mowa, w przedmiocie problematyki spełniają odmienne ustalenia poszczególnych komisji oraz odmienne przekonania opinii publicznej. Jedni twierdzą, że brzoza jest przyczyną katastrofy, drudzy mając odmienne zdanie, są temu przeciwni. Mamy więc klasyczne albo albo. Intuicjoniści: Brouwer, Heyting w odniesieniu do przedmiotów abstrakcyjnych postulują rewizję logiki klasycznej poprzez zniesienie prawa wyłączonego środka. O ile więc odnosimy się do katastrofy w sposób intuicyjny, to znika podstawa dla jakiegokolwiek sporu a prawo wyłączonego środka wraz z odmiennymi sensami zbudowanymi na podstawie tego prawa, są tylko umysłową zasłoną dla intuicyjnie ujętej treści przebiegu samego zdarzenia - jak twierdzi Brouwer istnienie brak podstaw dla weryfikacji poszczególnych sensów, co uniemożliwia określenie ich prawdziwości. Inaczej mówiąc, odmienność i zróżnicowanie ustaleń, wyjaśnień itp. zasłaniają przedmiot intuicji, tak jak brzoza, która dla jednych jest przyczyną a dla innych już nie, zasłania to, że konkretna brzoza nie może być ogólną przyczyną w porządku wyjaśniania a w porządku bytu nie ma przyczyn. Jeszcze inaczej - tak jak wspomniałem wyżej poziom przyczynowego wyjaśniania nie ma żadnego związku z prawdą a skoro tak, to nie istnieje podstawa dla zastosowania prawa logicznego tj. prawa wyłączonego środka, które ma charakter funkcjonalny wobec prawdy.
Intuicjonizm jest bardzo niewygodny dla demokracji, gdyż o ile przedmiotem polityki powinny być abstrakcyjne idee, to będący podstawą demokracji spór, co najwyżej może dotyczyć samych sposobów odnoszenia się do idei a nie samych idei, gdzie prawo wyłączonego środka spełnia funkcjonalną rolę zasłony dla idei a treści powstałe w efekcie takiego sporu materialnie zasłaniają wspomniane idee Tym samym polityka nie tyle już nie zajmuje się, co nawet nie może zajmować się ideami samymi w sobie - mamy więc polityczny Disneyland z Donaldem na czele, gdzie idee zostały zastąpione konstrukcjami w postaci ideologii.
Przeprowadźmy kolejny eksperyment myślowy.
Ojciec Rydzyk uzyskuje miejsce na multipleksie i rozpoczyna rywalizację z TVN, starając się odnosić w prezentowanym przekazie, do tych samych informacji, które przekazuje konkurencja.
TVN przeprowadza bezpośrednią transmisje zbioru tajemniczych obiektów, które pojawiły sie na bezchmurnym wieczornym niebie, i które zmierzają w pewnym nieokreślonym kierunku. Podobnie czyni telewizja Trwam. Do obu studiów telewizyjnych zaproszeni są eksperci, odpowiednio z Instytutu Ufologii w Warszawie oraz Instytutu Anielskiego z Torunia.
W obu studiach telewizyjnych wypowiadają się eksperci, którzy na podstawie tych samych wyglądów zjawiska, oraz na podstawie swojej wiedzy, swoich osiągnięć naukowych, starają się ustalić znaczenie czyli odniesienie. Wedle ekspertów zgromadzonych w TVN tajemnicze obiekty to bez wątpienia UFO, wedle ekspertów zgromadzonych w TV Trwam są to bez wątpienia Anioły.
Na podstawie wiedzy eksperckiej widzowie tych telewizji wyrobili sobie określony pogląd. Ujmując rzecz bardziej fachowo, widoczne zjawisko i towarzyszące mu przedstawienie oraz pośrednictwo ekspertów, których rola polega na wytworzeniu symbolicznej reprezentacji, stało się przyczyną powstania określonych stanów mentalnych lub też przyczyną implementacji określonej informacji.
Rzeczywistość jednak była taka, że tym czasie, my Marsjanie z pewnych względów lecieliśmy na Wenus.
Jak widać dla określenia stanów mentalnych oraz ustalenia ich przyczyn wcale nie jest potrzebna rzeczywista wiedza o tym, co rzeczywiście się działo. Eksperci formułują konstrukcje językowe i ustalają fakty zgodnie ze znaczeniem mającym swoje źródło w wiedzy bazowej, która z kolei uzależniona jest od paradygmatycznego usytuowania, czyli znaczenie zjawiska nie jest określane przez samą rzecz na podstawie sensów, czyli konotacja określa denotację - czyli obiekty na niebie, tak jak w przypadku Frege ale poprzez kontrfaktyczne warunki, których treścią jest określona wiedza bazowa ekspertów oraz określone paradygmatyczne usytuowanie wraz z teoretycznie i pragmatycznie motywowanymi celami, które rzutują na treści konstruowanych zdań.
Powyższy eksperyment jest uproszczoną paralelą do słynnej myśli H. Putnama z bliźniaczą ziemią z ta różnicą, że Putnam twierdzi, że znaczenia nie są w głowie, czyli w stanach mentalnych. Trzeba jednak zauważyć, że o ile dla Putnama znaczenia nie są w głowie, to są jednak w świecie możliwości - a przecież jak twierdzi Kripke - światy możliwe są konstruktami mentalnymi- czyli zbiorem pewnych możliwych obiektów opartych o kontrfaktyczne warunki zbudowane konceptualnie.
Zresztą problematyka sądów koniecznych a posteriori, która leży u podstaw koncepcji Kripkego i Putnama jest dość złożona i wymagałaby osobnego omówienia. Przypominam, że dla Kanta problemem są sądy syntetyczne a priori, natomiast sądy konieczne są analityczne a priori.
Różnica pomiędzy dwoma przedstawionymi eksperymentami myślowymi tj. Frege - Putnam polega na tym, że w przypadku pierwszego eksperymentu, odbiorcy poszczególnych telewizji odnoszą się do rzeczy i zjawiska, które określają znaczenie z pośrednictwem opisowego sensu, gdzie sensy mogą okazać się nieprawdziwe, bo przecież gwiazda nie jest planetą, niemniej jednak, uwzględniając perspektywę oraz podobieństwo, planeta może jawić się jako gwiazda. Natomiast w drugim przypadku, to wymienione wyżej kontrfaktyczne warunki określają znaczenie w ramach procesu społecznej akceptowalności, gdzie używa się znaczenia zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami. To kontrfaktyczne warunki a nie rzeczy są źródłem dla określania faktów. "Świat jest zbiorem faktów, nie rzeczy" to rozróżnienie dokonane przez Wittgensteina może przybliżyć nieco do zrozumienia różnicy pomiędzy pragmatyzmem - w drugim przypadku i metafizycznym realizmem w pierwszym przypadku.
W przypadku Putnama znaczenie określa w sposób bezpośredni i konieczny treść stanów mentalnych odbiorców, gdzie opis i towarzyszący mu sens wyczerpuje się w ogólnym stereotypie a ekstensja jest wyznaczona przez niejawną strukturę na podstawie wiedzy eksperckiej z góry określonej dziedziny.
Sytuacja analogiczna do sposobu w jaki ustala sie znaczenie dla istniejących rodzajów naturalnych. Znaczeniem terminu woda jest H2O, czyli znaczenie zawarte jest w strukturze, której konstrukcja jest pochodną wiedzy eksperckiej a nie w tym, co się jawi w wyglądzie zewnętrznym wraz z towarzyszącymi tym przejawom możliwymi deskrypcjami tj. opisami. Jeżeli znaczeniem wody jest H2O to znaczenie to jest ustalane przez odpowiedniego eksperta - w tym przypadku chemika. Znaczenie jest ustalone bezpośrednio, czyli bez pośrednictwa jakiegokolwiek opisu, na zasadzie konieczności tj. nie może być inaczej. Przy czym H2O jest pewną idealizacją wody tj. istotą, gdyż w rzeczywistości woda w takim stanie nie występuje tj. zanieczyszczenia, różne stany natężenia w relacji pomiędzy danymi składnikami struktury itp. W tym przypadku mowa jest o istocie realnej jeżeli podłożem jest rozróżnienie fenomenalisty Locka, który istotę realną określa niejawną strukturę wewnętrzną, natomiast istotę nominalną określa na podstawie opisu cech zewnętrznych. Przy czym H2O nie należy traktować jako coś, co spełnia kryteria rzeczy samej w sobie w rozumieniu Kanta. Można sobie wyobrazić kolejne badania nie tylko struktury wody ale i jej mikrostruktury, czego efektem może być odkrycie innych istotowych składników - zawsze to jednak będzie coś ogólnego a nie coś konkretnego - gdy pijemy wodę ze szklanki zawsze możemy mieć dylemat: czy pijemy wodę, czy pijemy H2O?
Co prawda woda i H2O spełniają kryteria identyczności a woda to H2O jest zdaniem koniecznym we wszystkich możliwych światach ale pijąc wodę z konkretnej szklanki nie pijemy jednak H2O. Nawet gdyby naszą szklankę wody poddać szczegółowemu badaniu przez ekspertów chemików, to ich wyjaśnienia lub nawet ustalenia były by ograniczone operacyjnie w ramach relacji model - rzeczywistość, gdzie jak pisałem już wyżej, prawdziwość w ramach danego modelu zamierzonego, w ramach zamierzonej interpretacji nie może oznaczać jeszcze prawdziwości w sensie który nie zakłada tego rodzaju ograniczeń.
Jak widać konfrontacja rzeczywistości i przedmiotu wiedzy eksperckiej to właściwie dwa przeciwne sobie bieguny.
Co więcej, istnieje uzasadnienie, że z ekspertami nie warto w ogóle rozmawiać na temat tego, co jest przedmiotem ich eksperckiej wiedzy, gdyż w tego typu dyskusji każdorazowo napotykamy barierę ograniczeń operacyjnych, czy też barierę określoną przez zakres zbioru możliwych typów w ramach możliwych modeli.
Także moja marsjańskość może wydawać się dziwna i ekstrawagancka ale wynika to tylko i wyłącznie z ziemskich ograniczeń - wystarczy stworzenie odpowiednich modeli tak jak to czyni D.Lewis i marsjańskość zyskuje kontrfaktyczne podłoże dla zaistnienia.
Analiza dwóch przedstawionych wyżej eksperymentów ujawnia różnice pomiędzy koncepcjami, które z jednej strony opierają się na metafizyce przedmiotu odniesienia - przypadek z Frege oraz poniekąd Russell oraz z drugiej strony koncepcji pragmatycznej dla której rzeczywisty przedmiot odniesienia nie ma takiego samego znaczenia jak w pierwszym przypadku ponieważ sposób ustalania odniesienia jest zredukowany do bezpośredniości i konieczności w ramach systemu symboli lub też analityki pojęć, jeżeli oczywiście nie uwzględniamy teoretycznego podłoża zgodnie z którym istnieją sądy konieczne a posteriori.
Z jednej strony założenia o których mowa na wstępie zawierają warunki prawdziwości a z drugiej strony założenia te zawierają warunki stwierdzalności. Przy czym w tym drugim przypadku można posłużyć się koncepcją odniesienia opartego na relacji pomiędzy wypowiadanymi zdaniami a obrazem samego zjawiska z pominięciem oczywiście tego, co się jawi jako źródło zjawiska, przy czym odniesienie pomija aspekt adekwacji i prawdy.
Co ciekawe zarówno Frege jak i Putnam powołują się na Kanta ale każdy z nich w inny sposób - czyli wytwarzają inne sensy rozumienia Kanta.
O ile dla Frege znaczenie ma rzeczywisty przedmiot a tym samym wagi nabiera metafizyczna problematyka dostępu poznawczego, ewentualnie semantycznego tak jak w przypadku Russella do tego przedmiotu, to dla Putnama i pragmatyzmu rzeczywisty konkretny jawiący się przedmiot jest zasadniczo poza zainteresowaniem. Pragmatyzm co najwyżej odnosi się do rzeczy lub zjawiska redukując go zarazem do zbioru symboli i znaczeń zawartych w stereotypie w ramach racjonalnej akceptowalności w uniwersum możliwości - natomiast ekstensja ma instrumentalny związek ze zjawiskiem lub rzeczą. Z kolei racjonalnie akceptowalne jest to, co zostanie uprzednio zaimplementowane w oczekiwania większości mas społecznych.
Przedmiot psychologicznych oczekiwań mas społecznych lub też zawartość odpowiednio skonstruowanego programu w ramach redukcji psychologii i intencjonalności do behawioryzmu i przeliczalności oraz wynikająca z tego racjonalna akceptowalność znajduje się wewnątrz pewnego systemu, którego struktura z góry determinuje wszelkie możliwości w ramach wewnętrznego zróżnicowania i sposobu bycia - nawiązując do myśli Dunsa Szkota - stąd Putnam określa swoją koncepcję jako realizm wewnętrzny.
Trybunałem nie jest prawda ale społeczna akceptowalność, którą można odpowiednio modyfikować o czym pisałem w poprzednich notkach.
Należy jeszcze zauważyć kolejną rzecz tj. postępujący proces redukowania samego zjawiska. Czyli w ramach założeń pragmatyzmu, przedmiot odniesienia został zredukowany do zjawiska i towarzyszącej mu formalnej konstrukcji w granicach poszczególnych stereotypów a w chwili obecnej samo zjawisko jest redukowane do semantyki lub nawet do syntaktyki (pisałem o tym w tekstach związanych ze strukturalizmem i np. myślą Morrisa).
Inaczej mówić przedstawienie telewizyjne staje się rzeczywistością samą bez względu na to, co się jawi i jak się jawi w swojej oryginalności, czyli nikogo na ziemi tak naprawdę nie już nie interesuje nawet to, jak wygląda nasz przelot na Wenus, ale najwyżej to, co to co mówią o nim odpowiedni eksperci - najczęściej medialni celebryci - nierzadko z ziemskimi tytułami naukowymi, które biorąc pod uwagę większość tych celebryckich wystąpień, skrywają to co rzeczywiście nie istnieje - czyli tytuł lub stopień naukowy nierzadko skrywa intelektualną pustkę. Ważne jest to, co pojawi się w telewizorze z odpowiednim komentarzem, co wpływa na prymitywizację przekazu publicznego. Takim przykładem są liczne wypowiedzi gwiazd poszczególnych sezonów - wypowiedzi np. męża jednej z posłanek SLD, która zginęła w wypadku, dla którego rzeczywistość redukuje się do tego, o czym mówi telewizor - gdyby osoba ta znała zasady obsługi pilota od telewizora to z samej tej racji zostałaby zniesiona podstawa do formułowania tego typu wypowiedzi.
Korelatem wyżej przedstawionej problematyki w odniesieniu do samej katastrofy jest proces wyjaśniania przyczyn tej katastrofy. Kwestia wyjaśniania przyczyn była już przedmiotem analiz.
Można dodać, że jeżeli metodologia związana z wyjaśnianiem ma charakter pragmatyczny, to do wyjaśnienia przyczyn katastrofy nie potrzebne jest ani zdarzenie z 10 04 2010 r. ani miejsce zdarzenia, ani samolot itp. Wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej ma swoją realizację w ramach semantyki informacyjnej lub też semantyki przyczynowej, które zasadniczo są przeciwieństwem semantyki denotacyjnej. Wyjaśnianie czy też objaśnianie nie ma charakteru poznawczego w ramach założonych warunków prawdziwości. Merleau Ponty z perspektywy fenomenologii wyjaśnianie określa jako wymyślanie.
Zwracam uwagę, że P. Grobler autor znakomitej "Metodologii nauk" wyjaśnianiu nadaje wyższa rangę niż indukcji, falsyfikacjonizmowi, czy też abdukcji. Wynika to z paradygmatycznego usytuowania związanego z pragmatyzmem.
Wyjaśnianie przyczyn jest nierozerwalnie związane ze światem możliwości w ramach semantyki przyczynowej.
Problematyka realizuje się w ramach określonej koncepcji związanej z kwestią odniesienia przedmiotowego a właściwie sposobem dokonywania czynności w ramach procesu poszukiwania odniesienia przedmiotowego.
O ile w wydaniu klasycznym np. fenomenologicznym odniesienie przedmiotowe jest problemem poznania i związanej z tym transcendencji pomiędzy podmiotem a przedmiotem w ramach metafizycznej relacji, to w wydaniu pragmatycznym problem poznania nie istnieje, gdyż nie istnieje transcendencja - świat możliwości staje się immanentny zbiorowi jednostek oraz ich uposażeniom umysłowych w ramach zbiorowej świadomości, czy też w ramach procesów komunikacyjnych. Możliwości już nie są w pojęciach, które będąc reprezentantami kategorii pośredniczą w procesie poznawania świata przez człowieka ale stają treścią systemu, w którym formalne struktury regulują wszelkie istniejące procesy społeczne. Następuje więc redukcja podmiotu, redukcja pojęć, redukcja prawdy, transcendencji, problemów itd.
Prawda już nie stanowi problemu, gdyż prawda jest w tym systemie trywialna - w jednej z notek odnosiłem sie do deflacyjnych koncepcji prawdy przywołując min. redundancyjną koncepcje prawdy Ramseya, gdzie predykat prawdziwości jest zbędnym ozdobnikiem.
Jednym z punktów wyjścia semantyki przyczynowej w problematyce odniesienia przedmiotowego jest jej i jego historyczny społeczny wymiar, gdzie kluczową role odgrywa łańcuch komunikacyjny. Początkiem tego łańcucha jest akt chrztu, czyli zdarzenia wprowadzającego nazwę. Następnie kolejne użycia tej nazwy przez kolejnych użytkowników stanowią kolejne ogniwa tego łańcucha. Posługując się pojęciem "nazwy" odnoszę sie do koncepcji Kripkego dotyczącej nazw własnych ale również do koncepcji Putnama, który zasadniczo w ten sam sposób opisuje realizację odniesienia przedmiotowego w stosunku do rodzajów naturalnych. Zresztą sam Putnam stwierdza, że jego koncepcja terminów naturalnorodzajowych jako wyrażeń okazjonalnych i koncepcja Kripkego nazw własnych jako sztywnych desygnatorów, są tylko dwoma sposobami ujęcia tego samego.
Z tego punktu widzenia katastrofa smoleńska w aspekcie dotyczącym przebiegu zdarzenia, byłaby czymś analogicznym z rodzajem naturalnym tj. ma swój stereotyp oraz swoją ukrytą strukturę - przy czym struktura byłaby przedmiotem analiz zespołu ekspertów a stereotyp pewną uproszczoną reprezentacją dla potrzeb komunikacyjnych.
W systemie w którym telewizor jest rzeczywistością samą odbiorcy lub też użytkownicy nie mogą sobie zdawać sprawy, że stereotyp to tylko stereotyp tzn. stereotyp z zasady nie wyznacza denotacji lub też nie pełni funkcji wyznaczania odniesienia. Jeżeli telewizor staje się rzeczywistością samą także dla eksperta, na co wskazuje problematyka brzozy, to powstaje błędne koło, gdyż przedmiotem analiz eksperckich są stereotypy a nie struktura przedmiotu badania - przedmiot badania jest zbędny. Jeżeli dodamy do tego, fakt że demokracja z zasady zuboża treść stereotypu, to powstaje efekt kuli śnieżnej, gdzie jedynym problemem staje się intencja zachowania odniesienia w tym przypadku stereotypu w łańcuchu komunikacyjnym.
W takiej sytuacji nie może już chodzić o odniesienie tylko o używanie stereotypu oraz budowanie i utrwalanie społecznych oczekiwań, które mają stanowić funkcję dla implementacji i utrwalania tego stereotypu oraz innych stereotypów akceptowanych przez obowiązującą ideologię.
W ten sposób problematyka porzuca semantykę przyczynową na rzecz semantyki informacyjnej.
J.A. Fodor podnosi kwestię problematyki wyjaśniania wiążąc przy tym przyczynowość z prawami nomologicznymi, czyli prawami związanymi z naukami społecznymi. Fodor przyznaje rację A.Turningowi, że nowoczesne procesy mentalne mają charakter obliczeniowy. Koncepcje oparte na idei poznania, gdzie stany mentalne mają charakter intencjonalny tj. podmiotowy i zorientowany na przedmiot odniesienia są przeszłością - są już nie modne - nie zapominając o tym, że są z zasady niepragmatyczne. Psychologia dzisiejszego człowieka w ramach nowoczesności i postępu została zredukowana do pewnej funkcji w ramach procesu implementacji struktur o charakterze obliczeniowym z modelem: sztuczną inteligencją. Tym samym przedmiotem myślenia nowoczesnej jednostki są zbiory symboli o strukturze syntaktycznej w określonych związkach logicznych. Jak twierdzi Fodor czysta informacyjna semantyka tj. rzeczywistość jest w telewizorze, jest do pogodzenia z czysto obliczeniową teoria procesów umysłowych - czyli to co mówi telewizor w ramach określonych praw nomologicznych jest tym, co myśli jednostka. Można wręcz powiedzieć, że treść telewizora jest treścią obliczeniową umysłu, czy też biologicznego mózgu nowoczesnej jednostki, gdzie sygnałem wejścia do czarnej skrzynki i wyjścia z niej jest pilot.
W sytuacji w której przedmiot dyskursu opiera się o prawa nomologiczne, rzeczywiste rzeczy oraz rzeczywista historia, przestaje odgrywać już nie tyle istotną, co nawet jakąkolwiek rolę.
Reasumując, proponuję przeprowadzenie ostatniego eksperymentu, który nawiązuje do eksperymentu Davidsona o Bagnoludzie.
W mojej wersji, oryginalny Bagnolud miałby postać Telewizoluda. Mianowicie podczas oglądania kolejnego programu T.Lisa widz oraz telewizor doznają wspólnej ekstazy komunikacyjnej, której efektem jest synteza w postaci Telewizoluda, gdzie fizyczną podstawą wystąpienia tej postaci jest telewizor a motywem typologicznym aktualna medialna struktura komunikacyjna.
Telewizolud podejmuje normalne czynności komunikacyjne w taki sam sposób jak to czynił do tej pory. Powstaje jednak pewna różnica, mianowicie w momencie ekstazy komunikacyjnej definitywnie utracił zdolności intencjonalne poprzez to, że utracił swoją historię, która konstytuowała jego dotychczasową świadomość i związaną z nią treść intencjonalną.
Powstaje pytanie czy pomimo utraty swojej rzeczywistej historii przyczynowej telewizolud jest w stanie żywić swoje bieżące przekonania, pragnienia, myśli itp.
Otóż pomimo tego, że Telewizolud nie pamięta swoich osiemnastych urodzin, nie pamięta wszystkiego tego, co mu się przydarzyło lub nie przydarzyło ale jest posiadaczem ich dokładnych ahistorycznych odpowiedników. Nawet gdyby przestała istnieć woda, telewizolud nie miałby żadnego z nią doświadczenia, nawet pomimo tego, że żadne z jego wypowiedzeń nie zostało wywołane przez wodę, to jednak wypowiadając to wyrażenie, ma na myśli pojęcie woda. Jak wywodzi Fodor, dzieje się tak dlatego, że "to właśnie woda wywołałaby wypowiedzenia "woda" w światach najbliższych temu, w którym on rzeczywiście żyje" czyli znaczenie myśli jest określone przez okoliczności, które stanowiłyby przyczynę pojawienia się jej konkretnych wypadków w pobliskich możliwych światach.
Inaczej mówiąc, w sytuacji w której "w grę wchodzą relacje nomologiczne, rzeczywista historia przestaje odgrywać istotną rolę - liczą się tylko okresy kontrfaktyczne".
Jeżeli więc wedle semantyki informacyjnej treść zależy od nomologicznych związków pomiędzy własnościami, gdzie znaczenie myśli jest określone przez zapośredniczoną przyczynę, to rzeczywista rzeczywistość przestaje odgrywać jakakolwiek rolę - ewentualnie jej rola sprowadza się do instrumentalnego wykorzystania jej przez odpowiednich ekspertów, którzy podobnie jak teorie, urządzenia, teleskopy itd. podtrzymują obraz świata, który jest zgodny z projektem, konstrukcją, modelem, czy też obowiązującą ideologią, a wszystko to w granicach kontrfaktycznego okresu warunkowego.
Do wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej nie potrzebne jest zdarzenie z 10 04 2010 r. nie potrzebny jest Smoleńsk, samolot, brzoza itd. gdyż wyjaśnianie przyczyn z zasady oparte jest na warunkach stwierdzalności a nie warunkach prawdziwości i zawiera się w granicach odpowiednich okresów kontrfaktycznych, w ramach procesów społecznych zachodzących w stanach mentalnych ziemian.
To co jest, jest in actu, natomiast to, co jest inaczej niż w akcie - naprawdę nie jest.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka