mona mona
1093
BLOG

Minister przestrzelił

mona mona Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 65

Naprawdę doceniam Zbigniewa Ziobrę jako ministra, ale także jako człowieka. Nie mam wątpliwości od czasu, kiedy wleczono go od prokuratury do prokuratury, a nagonka nie miała "celu ani imienia" . Trwało to dwa lata, czas wystarczający, aby cusik znaleźć.


Wezwanie brzmiało tak:  "śledztwo dotyczy ewentualnego przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez nieustalonych funkcjonariuszy publicznych - prokuratorów, w bliżej nieokreślonym czasie".http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/ziobro-pod-lupa-prokuratury_92165.html.
Daję na to najświętsze słowo harcerza!


Strony możecie nie szukać, u pana Sławka już jej nie ma, co radośnie oznajmia kolorowa winietka na cały ekran. Ale ostała się na moim blogu - i stamtąd ten badziew zaczerpnęłam.
Ponieważ zaś zwykłam wierzyć sobie, więc wierzę nadal: rzetelnie sprawdziłam, jak zwykle zresztą - mam manię sprawdzania. Notkę napisałam w czasie bieżącym, kiedy sprawy się toczyły.
https://www.salon24.pl/u/mona11/242032,znalazlam-na-salonie-cos-fascynujacego


Tu kończymy pean na cześć uczciwości, etc, etc, Zbigniewa Ziobry, ponieważ cierpliwość kończy mi się w momencie, kiedy zaczyna się logorea ZZ. Brzmi to tak (chyba już o tym pisałam...), jakby wszyscy wokół byli idiotami, którym należy wyłuszczyć rzecz dokumentnie, z każdej możliwej strony, a potem zacząć od początku. Dziennikarz zadaje pytanie - Zizu powtarza przemówienie wygłoszone przed minutą, a jeśli zdarzy się kolejny dziennikarz...
No i wczoraj... myślałam, że mnie krew zaleje... W tvp. info Ziobro rozpędził się z gadką tak, że naopowiadał głupot, od których włos się jeży.


ZIobro użył do omówienia nowej ustawy  pamiętnej sprawy oskarżonego Banasiaka z Łodzi, który dźgnął nożem uciekającego już z jego posesji złodzieja. Nota bene - nóż został wyrwany temuż złodziejowi, który chwilę później zawisł na płocie i tam został dżgnięty, w tyłek zresztą. Na skutek czego zmarł.
Oskarżony twierdził, że został uprzednio tym nożem zaatakowany - i ja mu wierzę. Nie sądzę, żeby napastnik stał spokojnie, kiedy p. Banasiak przeszukiwał mu kieszenie w poszukiwaniu noża - więc skąd ten nóż?
W obrazowym opowiadaniu Ziobry wyszło cusik zupełnie innego: gospodarz posesji miał dziabać  - i jeszcze raz dziabać - tym nożem uciekającego złodzieja. Komentarz brzmiał, że odtąd już każdy będzie sobie mógł tak ... no, dziabać (nie znajduję właściwego słowa) dowolnego napastnika (etc), za co nie poniesie kary. Na zasadzie - "mój dom moją twierdzą".


Nie jestem przekonana, że można walić nożem w nieskończoność, zwłaszcza uciekającego, rozbrojonego złodzieja. A wyszło tak, jakbym była do tego zachęcana...


Sprawa, o której mówił Ziobro, miała się nieco inaczej: ów złodziej w ucieczce zawisł na płocie. Niestety, płot składał się z metalowych, ostro zakończonych sztachet, o które zaczepiły się złodziejskie  ciuchy. Cios został niewątpliwie zadany, w miejsce najmniej wrażliwe, choć opatrunek tam założyć trudno.
Niestety, uderzenie naruszyło tętnicę udową - i człowiek zmarł. Po czym nastąpił szereg procesów, w których sądy wyrażały swoje zdanie na temat obrony koniecznej w sposób różny, ale p. Banasiak trochę się przesiedział.


Osobiście uważam, że - jeśli już musiał się pożegnać - gospodarz posesji powinien użyć sztachetki czy innego orczyka jako formy pożegnania złodzieja, ale stało się, jak się stało. I jeszcze coś:


"Siostrzeniec bandyty zeznał także, że widział, jak Banasiak zadaje jego wujowi wiszącemu na płocie kilkanaście ciosów nożem. Wykluczyła to sekcja zwłok, która stwierdziła, że cios był tylko jeden, zadany z góry w dół, a nie odwrotnie. Reszta z wymienionych w akcie oskarżenia 37 ran kłutych, które miał Marek P., nie powstała od ciosów nożem".


Oczywiście reszta pochodziła od zaostrzonych, metalowych sztachet, na które złodziej się nadział, na których się miotał - i z których nie mógł wyszarpać ciuchów.
Konkludując - p. Banasiak nie zadawał wielu ciosów uciekającemu, co Zbigniew Ziobro powinien sprawdzić, zanim zaczął tokować.
Nawet w nowej ustawie sąd rozpatrujący podobną kwestię  miałby chyba wątpliwości, gdyby gospodarz posesji operował tym trofiejnym nożem wielokrtotnie, praktycznie nieatakowany. Czym innym jest oddanie strzału, nawet śmiertelne - gdyby ustawa to jakoś regulowała, a broń była dostępna: w takim wypadku złodziej byłby przygotowany na konsekwencje. Najlepiej podobno działa wiatróweczka na śrut... Już widzę ten nieszczęsny tyłek, naszpikowany śrucinami... zabić nie można, natomiast można radykalnie wyleczyć amatorów wycieczek na cudzy teren.
Ale wielokrotne uderzanie nożem...  To jednak ma w sobie coś z premedytacji i nawet najgłupszy sąd miałby - po staremu - wątpliwości.  Pan minister chyba zapędził się w tę teorię za daleko.
Po dobroci radzę: mniej gadania, więcej namysłu.
Są ludzie, którzy mogą wziąć sprawę totalnej bezkarności na serio. Pominąwszy już fakt, że są i tacy, którzy przy pomocy majchra mogą rozwiązać zadawniony sąsiedzki spór, zaprosiwszy uprzednio sąsiada na piwko. Byle na własnym terenie.





mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka