mona mona
1197
BLOG

Polacy a Żydzi - czego nie wiecie.

mona mona Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Po raz pierwszy mam uczucie, że Polskę spotyka coś, na co nie zasłużyła, że strony Izraela, który - świadomy niżej opisanych spraw - powinien wykazać więcej rozumu. A w ogóle uważam, że przysłano tu panią ambasador, Litwinkę, którą już w podstawówce raczej zdążono nauczyć niechęci do Polski, a której to uczucie utrwaliło się chyba podczas pracy w Moskwie. Ta pani, już podczas przemówienia z okazji otwarcie Muzeum Ulmów pozwoliła sobie na uwagę o tym, że ta ziemia ( nie tylko rodzina Ulmów ukrywała tam Żydów) jest inna, szkoda iż gdzie indziej... itd. Nie jest to dokładny cytat - ale ta złośliwa uwaga mnie akurat zepsuła uroczystość.


Weterani z "salonu" mogą pamiętać: dla mnie skomplikowane  stosunki polsko -żydowskie są czymś osobistym. Jako zupełny "szczawik", nie rozumiejący sytuacji, żegnałam się z moją szkolną wiarą, wyjeżdżającą do Izraela. Każdy mógł mieć w klasie kogoś, kto wyjeżdżał, ale w mojej łódzkiej budzie, dość zresztą specyficznej, było około 30% młodzieży żydowskiej, nie licząc zresztą innych wyznań. Szkoła była wymagająca - mnóstwo zajęć pozalekcyjnych, wymagających wspólnego działania integrowało młodzież do samego dna czasu - i dzieciaki miały stos innych kłopotów, niż zmartwienia z gatunku wyznaniowych.Liczył się talent, chęć i konieczność współpracy, bo to warunkowało zdanie matury.Taka to był szkoła. A kto do jakiej świątyni chodził, lub -  częściej - nie chodził... zawracanie głowy.


Nikt nam nie tłumaczył, dlaczego nagle wszyscy wyjeżdżają. Im zresztą też nie, wiadomo - dzieciaki są "wyrywne", a czas był niebezpieczny. Płakałam razem z nimi, widziałam rozpacz ich starszego rodzeństwa, zostawiającego tu przyjaźnie i miłości, niedokończone szkoły i studia, a w końcu Ojczyznę, która okazała się macochą. Innej nie znali i wcale nie palili się do słynnego "za rok w Jerozolimie".


Dla dzieciaka to jest trauma, zostawiająca ślad na całe życie. Cokolwiek działo się później - widziałam to zawsze przez pryzmat tamtych rozstań i tamtych krzywd.
Ale człowiek dorasta. Człowiek czytający dorasta tym bardziej. Niemniej - wciąż usiłuję sobie samej wytłumaczyć, że tysiąc lat wspólnej przeszłości jest spoiwem tak wiążącym, że wszelkie "gorzkie żale" mają jakieś uzasadnienie. Byle  z nimi nie przesadzać. A  to się właśnie dzieje.


Jeśli komuś coś mówi nazwa Deir Yassin, to terrorystów z Irgunu, którzy wymordowali tę wioskę ( a nie była ona jedyna), wyszkoliliśmy my, Polacy. I nie byłabym taka pewna, czy - starając się o sojusz z Wielką Brytanią, a jednocześnie szkoląc ludzi do walki z nią - nie nagrabiliśmy sobie tak, że miało to jakiś wpływ na haniebną brytyjską zdradę w 39 roku. To my, w Andrychowie, w  operacji z gatunku "jądro ciemności", szkoliliśmy bojowców izraelskich w tym samym 39 r. a akcją dowodzili ludzie z kontrwywiadu.


Oczywiście można tę historię znależć bodaj w najgłupszej Wiki, ale posłużę się znacznie bardziej przekonywującym materiałem, opisującym coś więcej, niż gołe fakty. Wiem, że "nikt nie otwiera linków", ale... w końcu nikt nie musi czytać także notki. Sprawa jest fascynująca, czyli jak sobie chcecie.
http://www.focus.pl/artykul/jak-polacy-stworzyli-izrael


Kiedy Szimon Peres powiedział, że "Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki", wywołało to straszne oburzenie. Tyle, że urodzony na Białorusi jako Szymon Perski - doskonale wiedział, co mówi. My czasem obrażamy się na zapas, ale... ile w literaturze polskiej znajdziemy ogólnie znanych przykładów "dobrego Żyda"? Jankiel, doktor Szuman czy Szlangabum  z "Lalki", Meir Ezofowicz, Joselewicz... tak, czy siak - na palcach można policzyć. A cała reszta przedstawia Żydów, jak przedstawia.


Komu kojarzy się absolutnie przepiękna postać rabina Kramsztyka? Proszę sobie kliknąć, nie zmieści mi się tu wszystko, o czym nie nauczyli w szkole.


To literatura. A fakty?
Kto czytał cokolwiek na ten temat, choćby "Szlak nadziei" Normana Daviesa, wie - wszyscy Żydzi z Armii Andersa zostali z trudem przemyceni podczas wyjścia z "nieludzkiej ziemi" - mieli wyjść wyłącznie rdzenni Polacy. I tu jest spór: Anders w pamiętnikach pisze, że Menachem Begin zdezerterował ( jak niemal wszyscy żydowscy żołnierze) w Palestynie,  ale inne, w tym oficjalne źródła mówią, że trzasnął obcasami, odmeldowując swoje odejście. Wierzę drugiej wersji, czytałam prywatne zapiski mojego krewnego, bezpośredniego dowódcy niegdysiejszego kaprala Mieczysława Bieguna, z którym razem wyszli z Buzułuku. Trzasnął obcasami. W każdym razie w Sowietach zostało wielu "rdzennych Polaków".


Kolejne fakty - operacja "Most".
Polska, która nie miała stosunków dyplomatycznych z Izraelem, zdecydowała się być krajem tranzytowym dla Żydów, wyjeżdżających ze Związku Radzieckiego. Przez Okęcie, w największej (przynajmniej teoretycznie) tajemnicy, przy zagrożeniu atakami terrorystycznymi ze strony państw arabskich, wydostało się 42 tys. (słownie: czterdzieści dwa tysiące) Żydów rosyjskich, czy radzieckich - jeden diabeł. Inne źródła podają liczbę 60 tys. ale to tylko statystyka.


I teraz zrobię rzecz straszną, czyli ściągnę z własnego bloga, z notki https://www.salon24.pl/u/mona11/655654,polacy-a-zydzi-co-mnie-wkurza,2
Ściągnę, bo w notce jest to , co już napisałam także w tej, czyli "masło maślane". Spokojnie możecie nie czytać.
Więc tylko część o operacji "Most".
O tej operacji nie wiedział niemal nikt. Mam na myśli publisię, czyli obywateli, zarówno sowieckich, jak polskich.
 Najkrócej, jak można, bo sprawa sprawa jest opisana w wielu źródłach: dramatyczna sytuacja ekonomiczna Sowietów ( sankcje z powodu Afganistanu) groziła rozruchami. Kto bywa zwykle winien, zwłaszcza w Rosji? Wiadomo, Żydzi! Co rozładowuje sytuację? Oczywiście starannie zorganizowany pogrom, w myśl długotrwałej, carskiej tradycji.


Tym razem – z bezsprzecznego, szeroko nagłaśnianego faktu, czyli z powodu amerykańskich sankcji, 1,7 mln radzieckich Żydów znalazło się w potencjalnym, poważnym zagrożeniu. Mossad alarmował. Nie można było spraw uzgodnić drogą dyplomatyczną, stosunki dyplomatyczne między ZSRR a Izraelem były zerwane od dawna, od 67 roku. Icchak Szamir( „de domo” zresztą Jeziernicki) musiał coś zrobić, jeśli nie chciał zapisać się w historii jako współsprawca tego, co mogło się zdarzyć, co już wisiało w powietrzu.


Okrężnymi drogami załatwiono sprawę z Gorbaczowem, oczywiście metodą „ Żydów możecie sobie zabrać, dobytek zostaje u nas”, ale nie to było najważniejsze. Jak zabrać – tu był problem. Strona rosyjska dawała Żydom  paszport w jedną stronę – i absolutnie nie chciała gadać o reszcie spraw.
Gorbaczow usiłował być przywódcą na miarę europejską, ale… pod sankcja topora nie przysięgałabym, czy trochę nie było mu jednak żal, że nie będzie na kim skrupić społecznych frustracji.
Główną kwestią było to, że o projekcie natychmiast dowiedział się ten, kto „powinien”, czyli arabskie organizacje terrorystyczne, które zagroziły atakami każdemu, kto przyłoży do niego rękę, na skutek czego Rumunia i Węgry odmówiły tranzytu. Nie było możliwe wywiezienie rosyjskich Żydów z miejsca zamieszkania wprost do Izraela. Można sądzić, że radzieckie służby nie robiły z tego tajemnicy wobec sojuszniczych państw arabskich.


Mimo nieistniejących, jak w przypadku ZSRR - od 67r. stosunków dyplomatycznych z Polską, dogadano się z Mazowieckim. Do Polski zaczęły napływać tłumy rosyjskich Żydów, każdym możliwym środkiem transportu, początkowo bez żadnej organizacji, a zagrożenie terrorystyczne wisiało w powietrzu. Trzeba było tych ludzi odebrać z dworców i terminali lotniczych, przewieźć do hoteli,  bezpiecznie zakwaterować, nakarmić, w końcu wysłać „LOT-em” do Izraela. I zrobić to, ukrywając rzecz nie tylko przed ewentualnymi terrorystami, ale także przed własnymi obywatelami.
Operacja była czystym koszmarem, trwała dwa lata – w pełnym zagrożeniu życia zarówno pasażerów, jak ochrony. To z jej powodu powstał „GROM”. Skończyła się sukcesem. Przetransportowano do Izraela około 60 tys. rosyjskich Żydów.
Dla mnie było to coś osobistego: byłam wśród osób, do których „przeciekło”, ale na konkretne pytania odpowiadano rutynowo – „Dobra, powiem, ale potem będę musiał/a cię zabić”. Chyba nic dziwnego, że – kiedy już część spraw ujrzała światło dzienne ( bo wciąż jest to tylko część spraw) – byłam raczej zachłanna na wszelkie wiadomości o niej.
Operacja „Most” była aktem humanitarnym, przebiegającym, jako się rzekło,  w sytuacji nieustannego zagrożenia. Powiedzmy tak: kiedy z pasa startował samolot z emigrantami, osłaniał go  helikopter, mający służyć za cel ewentualnej rakiecie.
Historia zatoczyła koło: znowu, jak za czasów szkolenia ludzi Żabotyńskiego, do Polski przedzierali się Żydzi, oczekujący pomocy. Znaleźli ją, docierając bezpiecznie do miejsca przeznaczenia.
Polska nie tylko pomogła, ale „sfinansowała” operację, za pomocą przedziwnych transakcji bankowych, polegających na wyprowadzaniu pieniędzy z polskich banków przez ART-B.  Gąsiorowski „między wierszami” twierdzi, że działał w porozumieniu z polskim rządem, „oscylator” był działaniem legalnym, nikt mu nie postawił zarzutów. Wyjechał z Polski nieścigany, a list gończy za nim – to pomysł premiera Bieleckiego, wydany 90 dni po wyjeździe z kraju. O co chodziło Bieleckiemu – to inny temat.
Być może – tak właśnie było.
Tu posłużę się cytatem z GW – „ Art-B przerzuciła 6,2 tys. czeków pomiędzy kilkudziesięcioma bankami, zarobiła na oprocentowaniu lokat 10 mln dol. Śledczy doliczyli się jednak 424 mln zł debetu na koncie spółki, bo czeki były bez pokrycia. Na tyle też wyceniono straty polskiego systemu bankowego.”


Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16749449,Koniec_afery_Art_B__Zarzut__przywlaszczenie_71_7_mln.html#ixzz3datL8jbk


I tak się mają stosunki polsko - żydowskie. Ciśnie się pod klawiaturę - "nigdy dosyć". Zawsze kończy się pretensjami.












mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka