Znoszenie ograniczeń epidemicznych nie sprowadzi nas, jak tu piszą, do punktu wyjścia. Punkt wyjścia, początek zakażeń, miał miejsce zimą, w okresie "nie wiedzieć czemu" znanym jako szczyt sezonu grypowego. Ciemno, zimno, mokro, "biomed niekorzystny", odporność obniżona, dzień krótki.
Teraz z jakichś przyczyn ludzie chodzą ubrani znacznie lżej a nikt się jakoś nie zaziębia, prawda? I dzień się sporo wydłużył, a przed nami dwa miesiące do świętego Jana, czas krótkich nocy.
I nie chcę słuchać żadnego idioty, plotącego, że w "Indiach temperatury sa wyższe, a covid hula". Słońce nie zabija mikroorganizmów promieniowaniem podczerwonym, niosącym ciepło, tylko promieniowaniem nadfioletowym, tym, które wywołuje opaleniznę. Proszę sobie porównać swoje zdjęcia z marca z fotografiami z września. Buźka brązowa, pięknie strzaskało.
I nie chcę słuchać żadnego idioty, że w Indiach jeszcze ładniej trzaska, bo buźki o dwa i pół tonu ciemniejsze. Za to w Indiach dzień letni i dzień zimowy trwają równo po dwanaście godzin. Jak to w strefie międzyzwrotnikowej. Albo tak, jak w Polsce pierwszego dnia wiosny. Bo już pierwszy dzień lata trwa w Polsce tych godzin szesnaście. Od równonocy do równonocy sześć miesięcy wysokich temperatur i wydłużonej ekspozycji na UV.
Komentarze