neosofista neosofista
4443
BLOG

Przypadek płk Wrońskiego, czyli o Macierewiczu, Woyciechowskim i Wrońskim oraz P

neosofista neosofista Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Wiadomością mijającego dnia w mediach innych, jak publiczne TVP, jest wieść o odwołaniu Piotra Woyciechowskiego z funkcji Prezesa Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Zaszczytne miano sprawcy tego odwołania uzurpuje sobie dziennik Fakt - czego wyrazem jest niniejszy artykuł na jego stronie: "SUKCES FAKTU! Po naszej publikacji prezes PWPW odwołany". A o co w tym wszystkim chodzi...? Już spieszę wyjaśnić...

Minister A. Macierewicz jest bez wątpienia wpływowym człowiekiem i szarą eminencją IV RP. Jego protagonistą jest też P. Woyciechowski. Wyrazem siły A. Macierewicza, było m.in. obsadzenie strategicznego z punktu widzenia interesów państwa (obiektywnie!) przedsiębiorstwa Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych. Nominacją tą Woyciechowski - kojarzony z "macierewiczowskimi", ale jednak, służbami wojskowymi (pogardliwie nazywani "zieloni" albo "trepy"), wszedł na stołek zarezerwowany dot. zazwyczaj "niebieskim" - czyli służbom cywilnym. Woyciechowski był więc ze wszech miar uwierającym elementem - obcym z natury w tym swoistym "kłębowisku żmij cywilnych specsłużb".

Co więcej, wszyscy jesteśmy ludźmi - i sam P. Woyciechowski miał swój "charakter", który potrafi zrażać doń ludzi - zwłaszcza już uprzedzonych. A na przykładzie ich relacji, ludzie postronni, niejako tło, mogą ulec "złudzeniu" (zapewne nieodległego prawdzie), że P. Woyciechowski jest wyniosły i być może nawet konfliktowy. Ale to nie bez znaczenia, bowiem, jak mawia pewien emerytowany płk wywiadu i kontrwywiadu Piotr Wroński, w służbach jest jak w judo - obowiązuje ta sama zasada: jeśli pchają, ciągnij, jeśli ciągną, pchaj. Niejako więc, - zgodnie ze sztuką wojny, - najlepiej wykorzystać naturalne predyspozycje do upupienia człowieka.

P. Woyciechowski wdał się w spór z załogą (i związkowcami) PWPW, chcąc oczyścić to kłębowisko żmij tajnych współpracowników i funkcjonariuszy na etacie niejawnym cywilnych ss (ABW ale być może też AW) i podporządkować władzy MON, vel "Ministerstwa Wojny" kierowanego przez A. Macierewicza, oraz podległe mu SWW i SKW. I poległ. Właśnie się wykopyrtnął! Jak to się stało?! Chcecie wiedzieć? I dlaczego w ogóle to PWPW jest takie ważne?!

PWPW to poza drukarnią, także główne narzędzie produkcji legalizacyjnych dokumentów ss - np. dowodów osobistych i praw jazdy. Funkcjonariusz AW, ABW, CBA itd. jeśli przybiera "nazwisko służbowe" - czy to na potrzeby danej operacji, czy na stałe, - na okres najczęściej od roku do kilku lat, kiedy go używa. Dla przykładu, przywołany przeze mnie w tyt. płk Piotr Wroński nosił do bodajże 90, 91 r. w okresie pracy w wywiadzie PRL i UOP nazwisko służbowe Filanowski - i miał komplet autentycznych dokumentów wytworzonych na to nazwisko. I choć bazą PESEL administrują cywilne służby, poprzez obsadzenie PWPW przez ludzi Macierewicza i SKW/ SWW w/w służby miały bezpośredni dostęp do wszystkich danych legalizacyjnych - coś, na co dot. monopol miało ABW.

No więc jak wysadzili Woyciechowskiego?! I to pomimo tego, że do pomocy zatrudnił "renegata" z SB - płk Piotra Wrońskiego, - faceta, który, jak sam o sobie pisze, jest znienawidzony przez "Koleżenstwo" (mniejsza o jego skład i to, na ile płk PW zerwał z niektórymi przynajmniej z jego reprezentantów kontakty - bo to temat na inny artykuł) - ktoś raczy spytać? Bardzo prosto! Na najstarszy numer w branży - montaż tak prosty, że posługiwali się nim i posługują nadal, nie tylko służby specjalne, ale nawet zwykli szantażyści lub paparazzi. A więc jak?

Schemat wygląda następująco. Załóżmy, że mamy dżentelmena. Statecznego pana, bywalca londyńskich klubów dla dżentelmenów. Żonatego, statecznego. Kogoś, kto ma wiele do stracenia. Ten ktoś ma regularny styl życia. Zjada go rutyna. Po prostu gdzieś bywa stale o określonych porach - tak, że można określić, gdzie i kiedy będzie. Np. w drodze do Klubu zazwyczaj zachodzi do kawiarni na powiedzmy ciastko i filiżankę czekolady. Albo jeszcze lepiej, w ustronne miejsce, na walki psów lub pokera. Takie używki nie są infaminujące - a przynajmniej, kiedyś nie były. Co zrobić, aby wrobić takiego dżentelmena w sytuację bez wyjścia? Bez jego wiedzy i udziału?

Można np. wynająć kokotę - znaczy się damę o nie najcięższych obyczajach. Najlepiej znaną - choć może niekoniecznie naszemu nieświadomemu niczego dżentelmenowi. Nagle kokota zaczyna bywać w tych samych miejscach, co nasz figurant - który w ogóle jej nie zauważa. Ale już inni owszem. Ci, co dokumentują to np. na fotografiach, ale też obsługa lokali, czy zwyczajni, postronni świadkowie - najlepiej niczego nieświadomi (choć w ich gronie warto też mieć podstawionych ludzi). I co potem? Potem, w zależności, czy chodzi o szantaż, czy o sprzedanie materiału do prasy, zainteresowany dowiaduje się albo a) o próbie szantażu - że spotyka się dyskretnie ze znaną kokotą w miejscach ustronnych acz publicznych i albo zapłaci, albo żona się o tym dowie albo b) prasa bulwarowa ma dzięki niezłomnej pracy paparazzich materiał na pierwszą stronę.

Nie, to nie jest abstrakcja, ani aberracja. To najstarszy montaż w dziejach. Nawet, jeśli jesteś niewinny - czy możesz być pewien, że małżonka nie ulegnie? Czy zawierzy Twoim zapewnieniom? Że ludzie czytający prasę nie uwierzą, że "coś jest na rzeczy"? Nie możesz być pewnym - ba! Musisz wręcz założyć, że i tak i tak, zdołają Cię ubłocić. Żona może dać wiarę zapewnieniom, ale jeśli sprawa wyjdzie do prasy - to i tak puści cię z torbami i zażąda rozwodu. I będzie mieć podstawy! Przecież prasa napisała. Że co? Że kłamstwa? Co z tego? Będziesz się procesował?

Dziennikarze dopełnili przecież wszelkich formalności. Do sypialni kokoty wszakże nie zajrzeli, ale dowiedli, że X i Y bywali w tych samych miejscach w tym samym czasie. A nawet udokumentowali to zdjęciami - byc może nadzwyczajnej sytuacji, ale jednak, w której na tym samym zdjęciu są X i Y. Że co? Przesłuchanie kokoty? Tej najętej? Ależ oczywiście! Zawezwią ją i będzie zeznawać! Na korzyść X - zgodnie z prawdą, że ją z nim nic nie łączy. Tylko, że takie zarzekania będą mieć walor wręcz odwrotny! Miast oczyścić Xa pogrążą go - bo wszystko opisująca prasa a na końcu tłum, nabiorą przekonania, że intencjonalnie tylko go broni...

Otóż to, co spotkało płk Wrońskiego a za jego pośrednictwem P. Woyciechowskiego, to wariant tego samego, najstarszego numeru - sztampowego wręcz! Jak donosi Fakt, skłóceni z Woyciechowskim związkowcy poszli do kawiarenki, w której zwykł stołować się Wroński, aby pogadać co nieco. Ciekawe, kto i dlaczego ich tam zaprowadził? A może przypadek - w końcu "Bombonierka" jest od PWPW przysłowiowy "rzut beretem". Traf chciał, że w jednym miejscu i w jednym czasie byli tam PW i w/w. I że ktoś nagrał całe to towarzystwo. Pal licho, że nagrał! Bo w to bym jeszcze mógł uwierzyć. Ale że potem te nagrania upublicznił - i to ZAINTERESOWANYM! No bez jaj! Chociaż, co ja piszę - jaja jak berety!

Cokolwiek by o PW nie pisać, to profesjonalista. A jednak dał się zrobić na szaro na najstarszy montaż w jego branży. Montaż prawie amatorski - który robią nawet nie służby, ale zwykli szantażyści i paparazzi. A jednak - najprostsze i najstarsze metody, są sprawdzone i najlepsze. Ale! Aby montaż się udał - trzeba jeszcze tub rezonansowych i całej orkiestry. Na szczęście są jeszcze zaprzyjaźnione redakcje, jak ta Faktu i w świat gruchnęła wieść o wpadce Woyciechowskiego! A za chwilę, po Fakcie, zaczną to rezonować inne media - począwszy od TVNu! I bić w bębenek i bić!

W tej sytuacji Cywilbanda vs Nowe Trepy 1:1 Dlaczego 1:1? Dlatego:

https://www.salon24.pl/u/neosofista/781515,powrot-wojen-poddywanowych-komentarz-do-raportu-plk-piotra-wronskiego


neosofista
O mnie neosofista

Homo homini lupus est

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka