Z pisanych Kaczyńskiemu na S24 usprawiedliwień po każdym jego błazeńskim ruchu, szczególnie wyróżniam jednego tutaj takiego zawodnika. Mniejsza kto to, chodzi o to, że w kontaktach z nim doceniam zwłaszcza to, że gdy nie chce mu się już używać argumentów, po męsku i bez zbędnych ceregieli pisze: ić stond. Oszczędza to czas i o to właśnie chodzi.
Ić stond (ze swoimi pomysłami) artykułowane przez Zełeńskiego Kaczyńskiemu, Roman Giertych i wielu komentatorów odbiera jako czujność przed możliwym knuciem rozbioru Ukrainy. Czy słusznie? Pytanie retoryczne, historia uczy, że najgorsze scenariusze potrafią pisać właśnie sojusznicy. Kaczyński nie jest tu żaden inny. A nas jego historia uczy, że zwłaszcza on. Lecz mniejsza z jego renomą. Liczą się czyny.
Wyczyn Kaczyńskiego w Kijowie ma przynajmniej dwa oblicza. Jedno tragikomiczne, o ile Kaczyński w żadnym razie nie organizował razem z Orbanem przyszłości Ukrainy. A drugie, o ile Kaczyński jest zaledwie bezwolną nieświadomą pacynką Orbana, już tylko tragiczne.
Drugiego nie ma w ogóle co komentować. Prawdziwy Budapeszt w Warszawie i nikogo oczywiście nic nie dziwi. Giertych może sobie pytać ile chce. Tak jak Zełeński, z którym Kaczyński z jakiegoś przecież powodu tematu tego swojego "występu" w ogóle nie uzgadniał.
Pierwsza opcja sama łatwo mogłaby zweryfikować się przez przyznanie się Kaczyńskiego do palnięcia politycznej głupoty. Palniętej wyłącznie na własny rachunek. Chciał tylko błysnąć, wyszło jak zawsze. No ale się nie przyznaje i brnie dalej, więc Zełeński zaczyna wietrzyć już jakiś podstęp i imiennie napomina.
I nie ma co się mu dziwić. Gość, który jak Filip z konopii wyskakuje, że on tylko przyjechał po samą przypinkę HEROJAM SLAVA, nie mieści mu się w głowie. W obliczu prawdziwej wojny o coś poważniejszego musi mu przecież chodzić...
