Symbolika dwóch wież Kaczyńskiego była arcyboleśnie oczywista, on i jego brat. Dwie najwyższe budowle w kraju symbolizujące dwóch najbardziej rozpychających się łokciami polskich polityków. I na arcybolesności się skończyło, bo polityczno biznesowe talenty Jarosława Kaczyńskiego determinują, że istnieć raczej nie będą, chyba, że w Kielcach lub u podnóża Świnicy w Zakopanem.
Miał więc być polityczny pomnik i polityczny biznes w jednym. I jakże byłoby pięknie, żyjący polityk stawia sobie osobistego bałwana i jednocześnie wprowadza w życie maksymę z czasów swoich początków w polityce: TKM. Hasło pochodzi z czasów, w których niestary jeszcze Kaczyński uwłaszczył się na narodowym majątku. Stąd właśnie pochodzi działka, przy pomocy której zamierzał implementować w polski ustrój oligarchię polityczną na wzór Rosji Putina czy Węgier Orbana.
Niestety, działka tak jak poniekąd jest uwłaszczonego prezesa PC, tak jest i prawowitych właścicieli. Czyli to co prezes PC wyszarpał od państwa polskiego, wcześniej od państwa wyszarpał ktoś inny. Z tą różnicą, że najprawdopodobniej ten inny ktoś wyszarpał zgodnie z prawem za osobiście zarobione pieniądze. Tymczasem Kaczyński działkę przy ul. Srebrnej dopadł jako tzw. reprezentant suwerena. Jako krzyczący o układach i elitach polityk.
I prawdopodobnie właśnie to nieuregulowanie właścicielskie powodowało, że w pewnym momencie Jarosław Kaczyński usiłował ten trofiejny zysk z uwłaszczenia się na komunie (de facto na Polsce i Polakach) "uregulować" z pomocą cypryjskiej spółki z raju podatkowego. Czyli po fiasku swoich dwóch wież, po prostu tego gorącego kartofla w postaci działki w miarę dobrze sprzedać.
Ile z tego otrzymałby skoligacony z Kaczyńskim austriacki biznesman Gerard Birgfellner, ostatecznie naciągnięty i oszukany przez niego? Czy drugą transzę "odstępnego" otrzymałby były ksiądz Sawicz, ulokowany w Radzie Fundacji Lecha Kaczyńskiego przez abp. Gocłowskiego, a który zainkasował 50 000 złotych z postulowanych 100 000? Za samo tylko złożenie podpisu umożliwiającego spółce "Srebrna" zaciągnięcie kredytu w banku na wieże.
Można bowiem spekulować, że pierwotnie Kaczyński usiłował Bilgfelnera wmontować w całość łapówki dla - co ciekawostka, prawowitego spadkobiercy arcybiskupa Gocłowskiego - który po ujawnieniu afery w trybie ekspresowym z Kościoła rzymskokatolickiego jako pracownik się zwolnił lub też został zwolniony. W takim wypadku - finalizacji sprzedaży działki - osobiście gotówkę do koperty zobowiązany będzie włożyć prezes Kaczyński. Były ksiądz bowiem wciąż w Radzie Fundacji Lecha Kaczyńskiego jako "beneficjent rzeczywisty" figuruje.
No bo u poważnych beneficjentów arcybiskupich majątków, tak jak u poważnych prokuratorów, nie ma przebacz. Biznes jest biznes, a prawo znaczy prawo. A jak nie znaczy, to zawsze przecież może...
Ewentualne skazanie Kaczyńskiego za korupcję absolutnie nie kończy więc sprawy. No chyba, że udałoby się, zanim jeszcze spółka "Srebrna" pod stołem opchnie działkę, odzyskać ją jej prawowitym spadkobiercom.
Inne tematy w dziale Polityka