Przyznam że katastrofa z soboty wzbudza we mnie raczej uczucie złości niz żalu. Moja zimna i racjonalna dusza raczej nie płacze i nie wznosi rąk do nieba z pytaniem - dlaczego?. Czuję jak pisałem złość. Złość bo nasze państwo znów pokazało swoja słabość. Choć wciąż się rozwijamy przychodza chwile gdy pokazujemy słabość. Brak nowoczesnych procedur, sprzętu, logistyki. Wszystko to spowite jeszcze polityczno-plemiennymi walkami. Nasza słabość sprawia że po raz któryś musimy uczyć się na bolesnych błędach.
Jednak pomimo starań utrzymywania w miare mozliwości trzeźwego stosunku do całej sprawy jest jedna osoba z feralnego samolotu , której wyjątkowo mi szkoda. Zawsze gdy widać Jej zdjęcie w programach czy gazetach poświęconych katastrofie , robi mi się miękko w nogach.
Maria Kaczyńska. Pamiętam gdy Lech Kaczyński został Prezydentem od razu zwróciłem na Nią uwagę. Może dlatego, iz trochę przypomina mi nieżyjącą już członkinię mojej rodziny..Może też dlatego, że diametralnie rózniła się od poprzedniczki, której lukrowany styl niesamowicie mi nie podchodził. To była osoba która była wspaniałym kontrapunktem dla trochę szorstkiego medialnie Prezydenta. Nie potrafię wytłumaczyć słowami faktu jak gdzieś w podświadomości dokonywało się to , iż z tej osoby nawet przez szkło emanowała niesamowita aura..
Nie będę już pisał. Gdy dziś znów usłyszałem o Pani Marii od razu przeszukałem swoje Salonowe archiwum , żeby przeczytać tekst , który poświęciłem jej pod koniec 2008 roku...
.......................................................................................................................................................................................................
Ktoś przeczyta ten tytuł i pomyśli :o następny co to będzie o ślubnej Sarkozy'ego pisał. Od razu rozczaruje-nie,nie o Carli będe pisał.
Nie jestem specjalnym fanem Lecha Kaczyńskiego - raczej darzę go szacunkiem ( choć nie zagłosowałbym na Niego ) i to na zasadzie- i tak lepszy niż poprzedni naczelny komuno-pijaczek. Patrze jak media znęcają się nad aktualnym prezydentem przy każdej okazji i nie mogę się nadziwić czemu nie chce on skorzystać z potężnej broni jaką można rzec kolokwialnie, ma pod ręką.
O jakiej broni mówię? Mianowicie o małżonce Prezydenta. Od pierwszego dnia tej kadencji wzbudza moją ogromną sympatię.Tej kobiety nie da sie po prostu nie lubić. Zwłaszcza wyróżnia się na tle poprzedniej Lady Di dla ubogich. Pani Prezydentowa jest taką swojską Polką w dobrym tego słowa znaczenia. Mało tego-wyjątkowo dobrze zgryza się z Prezydentem-można powiedzieć jak dżin z tonikiem. Dziś w tym japońskim stroju wyglądała rewelacyjnie.
Dlatego apeluje do PRowców - Panowie-więcej Pierwszej Damy, Pierwsza Dama na front. Wzbudza ogólną sympatię - mogłaby być idealną Pierwszą Damą w naszej narodowej specyfice.Mało znam osób (nawet tych którzy nie lubią Kaczyńskiego) które by ją skrytykowały.Podejrzewam ,że Ona sama nie chce wyjść na bliższy plan..ale..Panie Prezydencie - prosze wykorzystać tą broń jeśli chce Pan powtórki kadencji
Inne tematy w dziale Polityka