Zacznijmy od samego wywiadu:
P. Kamiński przedstawia ciekawy punkt widzenia, że w czasie sporu o lot do Tbilisi Lech Kaczyński i PiS nie widzieli żadnego zagrożenia ze strony Rosjan, która to narracja PiS obróciła się o 180 stopni po wypadku pod Smoleńskiem.
I na tym mógłbym zakończyć gdyby nie to w czym się z panem Kamińskim absolutnie nie zgadzam.
1. W wojsku obowiązuje łańcuch dowodzenia, a szczególne uprawnienia prezydent ma na czas wojny. Więc rozkazów pilotowi wydawać nie mógł.
2. Nie było też rozkazu ze strony DSP. Był tylko faks do pułku z mało formalną prośbą o spełnienie życzenia prezydenta. Rozkaz, ma w nagłówku słowo "rozkaz".
3. Taki rozkaz również nie mógłby zostać wykonany, ponieważ wykonywanie lotów HEAD regulowała ówczesna instrukcja HEAD, nakładająca wiele obowiązków których w przypadku Tbilisi nie szło spełnić.
4. Na niebie nie panuje wolna amerykanka. Lot trzeba zgłosić i na samym lotnisku Tbilisi ktoś musiałby ten lot przyjąć i zabezpieczać włącznie z podstawieniem trapu. Ktoś musiał zapewnić, że pas jest wolny i nieuszkodzony w wyniku toczącej się tam rosyjskiej interwencji.
I najważniejsze, p. Kamiński, jak i śp. LK rozpatrywali tylko kwestię strzelania do samolotu z pełną premedytacją. Nieco ponad cztery lata po smoleńskiej tragedii zdarzyła się następna która pokazała, że major Grzegorz Pietruczuk miał absolutnie rację odmawiając nieustalonego z siłami kontrolującymi przestrzeń powietrzną i stronami konfliktu lotu w strefę konfliktu zbrojnego.
17 lipca 2014 roku rakieta wystrzelona z zestawu rakietowego BUK rosyjskiej armii zestrzeliła nad Ukrainą samolot malezyjskich linii lotniczych co kosztowało 298 ludzkich istnień. Zestaw rakietowy wysłany został z Rosji jako pomoc dla rosyjskich "separatystów".
Nikt przytomny nie będzie twierdził, że Rosjanie z premedytacją strzelali do lecącego w znanym międzynarodowym korytarzu powietrznym cywilnego samolotu. Lecz stało się to, co w czasie konfliktu zbrojnego zawsze może się stać. Obsługa wyrzutni zauważyła na radarze wyrzutni coś co wzięli za ukraiński samolot i odpaliła pocisk. Odpalili bez identyfikacji do czego strzelają. W przypadku w pełni rozwiniętego systemu obrony przeciwlotniczej dowództwo ma pełny przegląd tego co się w rejonie dzieje. Przestrzeń kontroluje kilka zaawansowanych radarów. Taki MA17 byłby zidentyfikowany daleko nad Ukrainą i tragedii by nie było. Nadgorliwy dowódca pojedynczej wyrzutni takiego przeglądu sytuacji nie miał, co skończyło się tragedią.
Jak widać są osoby które do dzisiaj nie odrobiły tej lekcji.
Komentarze