W ramach promocji wywiadu-rzeki z Joanną i Andrzejem Gwiazdami, nad którym patronat medialny objął salon24, prezentujemy dziś krótki wywiad z Andrzejem Gwiazdą, opublikowany pierwotnie na łamach "Głosu Wybrzeża" w maju 2001 roku.
http://www.gwiazda.oai.pl/gwiazdozbior-w-solidarnosci
Dzieci zjadły rewolucję
- Janusz Śniadek, wiceszef KK NSZZ „S" powiedział w wywiadzie udzielonym „Głosowi", że związek odchodzi od polityki, bo wyczerpała się misja „Solidarności" w AWS. Związek postąpił słusznie?
- To szczere oświadczenie jest bardzo ważne. Wielu ludzi dochodzi do wniosku, że organizacja pod nazwą „Solidarność" została wynajęta do sparaliżowania oporu społecznego wobec antypaństwowej i antypracowniczej transformacji. Na początku tej „misji", w 1989 r. Karol Modzelewski oświadczył: „Przyjęliśmy niewdzięczną rolę obrony rządu przed społeczeństwem". W 2001 r. wiceprzewodniczący Komisji Krajowej oświadcza, że misja ta została wykonana. Owocem tej misji jest ujemny przyrost naturalny, miliony bezrobotnych, dziesiątki tysięcy bezdomnych. Polska jeszcze w latach 80. plasowana przez ekonomistów amerykańskich na 10. miejscu wśród gospodarczych potęg świata, w wyniku tej misji straciła jakąkolwiek szansę konkurencji na rynkach świata i spadła do poziomu trzeciego, a raczej czwartego świata. Ciekawą ilustracją realizacji tej misji był strajk nauczycieli. Na dwa tygodnie przed strajkiem Jerzy Borowczak oświadczył, że użyje się strajku nauczycieli, by umożliwić Wałęsie rozwiązanie Sejmu. A po bolesnym dla nauczycieli przegraniu strajku Ewa Sikorska-Trela, przewodnicząca „Solidarności" na Uniwersytecie Gdańskim powiedziała, że Wałęsa rozwiązał parlament, czyli cel strajku został osiągnięty.
- Związek zbyt długo był związany politycznie?
- Wykonali swoją misję i teraz są już zbędni. AWS i UW przepadły i przegrają w wyborach.
- Jest jeszcze Platforma Obywatelska.
- Która jest jawnie antypracownicza i antyzwiązkowa. Wygląda na to, że jest ekspozyturą wielkiego kapitału międzynarodowego.
- Unia Wolności też była przeciw związkom, mimo że w tej partii nie brakuje ludzi Sierpnia.
- No właśnie. Wielu ludzi, którzy tworzyli Unię Wolności, znałem od 1976 roku. Wtedy przejawiali wielką wrażliwość społeczną, bezkompromisowy sprzeciw wobec krzywd i wyzysku. Po 1989 r. ci, którzy kiedyś wydawali pismo „Robotnik", na łamach „Gazety Wyborczej" pisali o robotnikach wyłącznie z pogardą. Kiedy byli prawdziwi?
- Sondaże wskazują, że po wyborach będzie rządził SLD. Sądzi pan, że kwestie socjalne będą lepiej traktowane?
- SLD jest również partią okrągłostołową, czyli jest z tej samej stajni, co AWS i UW. Natomiast jest to najlepszy koń w tej stajni. Dotychczas rządy SLD były najlepsze i najmniej uciążliwe dla ludzi, chociaż strategia gospodarcza była podobna do realizowanej przez AWS i UW.
- Był pan wiceprzewodniczącym Komisji Krajowej „S". Czy w ostatnich latach związek mógł pójść inną drogą?
- Byłem wiceprzewodniczącym Komisji Krajowej „Solidarność". Do „neosolidarności", jak nazywam organizację zarejestrowaną 17 kwietnia 1989 r. - nigdy nie wstąpiłem. Pierwsze z 21 żądań strajkowych w 1981 r. brzmiało „Żądamy powołania niezależnych od partii politycznych i administracji państwowej wolnych związków zawodowych”. „Neosolidarność" odrzuciła tę zasadę wracając do leninowskiej formuły związku zawodowego jako transmisji partii (tym razem prawicowej) do mas. W tej formule „Solidarność" okazała się jeszcze gorsza od CRZZ.
Wielu ludzi dochodzi do wniosku, że organizacja pod nazwą „Solidarność” została wynajęta do sparaliżowania oporu społecznego wobec antypaństwowej i antypracowniczej transformacji. Na początku tej „misji”, w 1989 r. Karol Modzelewski oświadczył: „Przyjęliśmy niewdzięczną rolę obrony rządu przed społeczeństwem". W 2001 r. wiceprzewodniczący Komisji Krajowej oświadcza, że misja ta została wykonana.
- Przyszły przecież inne czasy. W gospodarce rynkowej liczą się też pracodawcy, a nie tylko ochrona interesów pracowniczych.
- Pracodawcy mają swoje zrzeszenia i związki. Gdy związek zawodowy poświęca interesy pracowników broniąc interesów właścicieli, to nie jest już polityka, a zwyczajna zdrada i oszustwo.
- W lutym w „Gazecie Wyborczej" ukazał się głośny wywiad z Adamem Michnikiem, prześladowanym podobnie jak pan, i gen. Czesławem Kiszczakiem. Czy również pan pojednałby się z dawnymi prześladowcami?
- Ten wywiad czyta się z obrzydzeniem, ale jest to ważny tekst, gdyż Michnik zdejmuje chwilowo maskę, przyznając słuszność tym, którzy w 1970 strzelali do robotników w Gdyni i Gdańsku. To nie jest pojednanie, lecz ujawnienie, że Michnik i Kiszczak byli cały czas po tej samej stronie. Ja nie mam osobistych pretensji do Jaruzelskiego i Kiszczaka. Byliśmy przeciwnikami. Wygrał Jaruzelski, więc wsadził mnie. Gdybym to ja wygrał, siedziałby Jaruzelski.
- Czy kompromis jest niemożliwy?
- Kompromis nie jest sprawą idei, ale taktyki. Natomiast porozumienie wymaga uczciwego rozliczenia przeszłości i przyznawania się do popełnienia win.
Pamiętajmy, że PZPR zasadziła się tutaj na radzieckich bagnetach. Liczbę wywiezionych i zabitych przez to Polaków szacuje się na 160 do 400 tys. osób. To był krwawy terror, a na groźbie inwazji bazowano do 1989 r. Spór ze spadkobiercami PZPR dotyczy nie tylko spraw politycznych, ale zdrady i kolaboracji z okupantem. Niespodziewanie dyskusja w sprawie WIN-u ujawniła jak głęboko mentalność radzieckiej agentury jest zakorzeniona w tradycji tej formacji.
- Jak określiłby pan swoje dzisiejsze poglądy? Co zmieniło się w stosunku do 1980 r.?
- Nic. Zostałem przy swoim, a „Solidarność" skręciła.
- Sądzi pan, że Wałęsa wróci na scenę polityczną?
- On spełnił swoją misję, kiedy był prezydentem. Był potrzebny, żeby przeprowadzić pierwsze uderzenie i postawić społeczeństwo w sytuacji bez wyjścia.
- Zgodziłby się pan z tezą, że mur berliński runął w Gdańsku, dzięki działalności „Solidarności"?
- Nie powtarzajmy prymitywnych bajek propagandy. Strajk sierpniowy był bez wątpienia prowokowany, a my przejęliśmy tę prowokację. Miał być barwnym tłem i pretekstem do rozpoczęcia pierestrojki (choć wtedy sądziłem, że chodzi o przetasowania w PZPR). Polacy dali się sprowokować, lecz nie zgodzili się być tłem; błyskawiczna samoorganizacja i niezłomna wola niezależnej obrony interesów społecznych i narodowych wykluczała taki przebieg transformacji, jaki nam zafundowano w 1989 r.
- Mówiąc o przełomie sierpniowym i jego konsekwencjach zaryzykowałby pan nieraz udowodnioną tezę, że „rewolucja zjada swoje dzieci"?
Tym razem dzieci „zjadły" rewolucję - kuchnię zorganizował gen. Jaruzelski. Pod osłoną czołgów wylansowano ludzi, którzy, przyczajeni na różnych stanowiskach, w rzeczywistości byli przeciwnikami „Solidarności".
- Długi skarbu państwa wobec „Solidarności" za mienie utracone w stanie wojennym wynoszą jeszcze ponad 200 mln zł. Czy pana zdaniem związek powinien otrzymać te pieniądze?
- „Neosolidarność" nie tylko merytorycznie, ale również w świetle prawa nie jest kontynuacją „Solidarności" i nie może ubiegać się o jej majątek. Wobec upadku gospodarki, bezrobocia i frontalnego ataku na zarobki i prawa pracownicze, ubieganie się przez związek o finanse jest niesmaczne.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Andrzejem Gwiazdą rozmawiał Krzysztof Katka
"Głos Wybrzeża" z 18, 19, 20 maja 2001
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura