Bylejakość to ułomność ludzi
Która wielu, chcąc nie chcąc utrudzi.
O nią wszyscy, po kolei się potykamy
- Już dawno powinno się ją wyrwać z korzeniami.
Tymczasem ona dobrze się miewa
Do tego gębę ma jak cholewa.
Gdy ją ktoś na gorącym uczynku przyłapie
I obić chce za niedoróbki
To zaraz wrzeszczy – wy głupki!
Czepiacie się dobrej roboty
Jak płotu, upite w karczmie kmioty
Ja z siebie cała wychodzę
By zatkać dziury w podłodze
Majster mnie wciąż obszturchuje
Wołając – mnie to nie pasuje!
Deski z dziurami dostarczyli
A mnie za dziury obwinili.
Jam niewinna istota
- Dziura nie powstała od mojego młota
I tak opędza z każdej strony
Dla pozyskania skutecznej obrony
Przed obwinianiem o partaczenie
Bywa też i, o zwykłe szkodzenie
– Wszyscy jednak dobrze wiemy
Że z bylejakością daleko nie zajedziemy