Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus
1384
BLOG

Z dziennika covidianina (zapis autentycznej choroby na wesoło)

Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

24.11.2021

Cześć. Nazywam się X. Jestem covidianinem... tzn mam koronawirusa w wesji "light" dla zaszczepionych. W sumie to jeszcze nie wiem czy mam, bo dopiero wczoraj (we wtorek) się dowiedziałem, że mogę mieć - u Żony wyszedł test pozytywny (co ciekawsze w piątek, gdy Żona czuła się źle test jej wyszedł negatywny z czego wyniknęły niezłe jaja... ale o tym później).

Na początku ogólne wrażenia.

Wczoraj telepała mnie lekka gorączka (nawiasem mówiąc te termometry bezdotykowe są do kitu - pokazywał 37,5 a przy takim stanie podgorączkowym ja nawet nie czuję że choruję... a mnie trzęsło), więc kilka godzin z wczorajszego wieczora miałem stracone (pomogła druga dawka środka przeciwgorączkowego - najpierw Ibuprofen za pół godziny Paracetamol). I od tej pory czuję się nieźle - momentami wręcz tak zaj..iście, że aż się zacząłem martwić czy to nie jakiś dziwny spadek saturacji i coś mi się nie dzieje z mózgiem, ale przy niskiej saturacji nie miałbym sił grać na pianinie, a mnie właśnie wzięło na granie Raya Charlesa (a przez ostatnich kilka lat grałem Chopina na zmianę z Deep Purple... cholera! chyba naprawdę wali mi na dekiel). Uczucie podobne jak przy lekkim spadku cukru (człowiek trochę "uchachany", ale ręce się nie trzęsą). A może jestem tak "uchachany" dlatego, że jak sobie przypomnę jak mnie coś uwaliło wiosna 2020 (nie wiem czy to był COViD czy grypa, bo testów wtedy w Polsce prawie wcale nie mieliśmy - to były pierwsze dni pandemii), to się cieszę jak dzieciak, bo wtedy czułem się porównywalnie jak mój śp. Tata przed pierwszym zawałem (silny kaszel, permanentne zmęczenie, drętwienie lewej ręki, ból w mostku) a teraz tyci gorączki, katar, chrypka (nawet mnie gardło nie boli) czasem zdarzy mi się zakasłać i to wszystko. Wprawdzie jestem troszkę rozczarowany, że szczepionka nie uchroniła mnie całkiem przed zachorowaniem, ale jeśli będą tylko takie objawy jak teraz, to mogę tak chorować nawet 2 razy w roku. 

Jak złapałem to gówno? 

Jak to napisał Hephalump na głupotę szczepionki nie ma. Był "długi weekend" w trakcie którego 11 listopada zaliczyliśmy "piknik patriotyczny" na którym dzieci dotykały dziesiątek rodzajów uzbrojenia, których wcześniej dotykali inni (ja nawiasem mówiąc też dotykałem... ale ja po tym nie wkładałem rąk do buzi ani nie dłubałem w nosie... dorosłemu nie wypada, zwłaszcza przy ludziach, ale dzieci mają to gdzieś :D))) kurczę, ale ja jestem "uchachany"... jak to przeczytam kiedy już mi przejdzie, to się pewnie ze wstydu powieszę). Dwa dni później (13 listopada) zaliczyliśmy imprezę rodzinną na której ktoś był zakatarzony... i po której moją niezaszczepioną Siotrę (dwie pozostałe są zaszczepione) to gówno uwaliło tak mocno, że się o Nią bardzo martwię (mimo ogólnego stanu "uchachania"). Później zaczęły chorować moje Dzieci. Przebiegało to u nich błyskawicznie - jeden dzień kaszlu i gorączki i "następny proszę" - tak w trójkę przechorowali to w trzy dni i byli prawie zdrowi (prewencyjnie nie posyłaliśmy ich do szkoły i przedszkola przez cały tydzień). W nocy z czwartku na piątek moja niezaszczepiona Żona poczuła się źle więc w pracy (pracuje w szpitalu... nota bene covidowym) zrobiła sobie test, który wyszedł negatywnie. Byliśmy więc przekonani, że i Dzieci miały zwykłe przeziębienie. Mnie nic nie ruszało, aż do czasu gdy nieposłuszne pięciolatki postanowiły zwyczajami przy sobotnim śniadaniu wprawić w zakłopotanie trzodę chlewną i odkładać nadgryzione (i uślinione) kanapki na ogólny talerz. Takiej bomby biologicznej mój organizm już nie wytrzymał - w niedzielny i poniedziałkowy wieczór czułem coś jak początki kataru. I tak to się u mnie zaczęło. 

Testowy galimatias

Ponieważ jednak Żona miała test negatywny (w dalszym ciągu czuła się bardzo źle... ale miewa różne migreny, więc szczególnie się tym nie przejmowaliśmy), więc pojechałem z Synkiem na badanie (na które czekaliśmy od ponad pół roku) do poradni specjalistycznej. Termometr przy wejściu pokazał u mnie 27,3 (powyżej 37,5 nie wpuszczają). Zgodnie ze stanem wiedzy posiadanym na ten dzień (to był poniedziałek - wczesne popołudnie) zaznaczyłem w ankiecie, że ja jestem zdrowy, Dziecko zdrowe i w ciągu tygodnia nie spotykaliśmy się z nikim kto ma COViD-a lub wrócił z zagranicy. Aż tu we wtorek rano Żona zauważyła, że coś dziwnie nie czuje zapachów. Tak dla jaj zrobiła sobie test jeszcze raz i wyszedł... pozytywny, ale "bladziutki". O żesz kur...! Co to znaczy "bladziutki"? Nie można być "lekko w ciąży" lub "częściowo zarażonym". No tego wykonujący test dokładnie nie wiedzą, ale zamiast wysłać Żonę na dokładniejszy test PCR, posłali Ją na izolację domową, a domowników (z wyjątkiem mnie jako zaszczepionego) na kwarantannę. Cholera! Przecież w takim układzie mogłem nieświadomie zawieźć to gówno do poradni specjalistycznej - gdybym niechcący zabił sędziwą Panią Doktor, która tak bardzo pomogła moim Bliźniakom po urodzeniu lub zarażając personel poradni zaraził jakieś przypadkowe i tak ciężko chore Dzieci to by mnie wyrzuty sumienia dręczyły do usranej śmierci! Zadzwoniłem więc do Pani Doktor aby Ją poinformować jak sprawa wygląda. Pani Doktor na szczęście potrójnie zaszczepiona, ale oczywiście Pani Technik która wykonywała badanie nie zaszczepiona wcale. Podobnie z resztą jak moja Żona i jej Koleżanka z działu. A idźcie w cholerę z taką "służbą zdrowia"! Lekarze jakoś się zaszczepili (i to nie wszyscy), ale ogromna część pozostałego personelu to zdeklarowani antyszczepionkowcy bardziej wierzący teoriom spiskowym niż oficjalnej medycynie. Sytuację uratowała Pani z Sanepidu, która przez telefon wytłumaczyła mi co zrobić, żeby się szybko przetestować i ani nie wyeliminować na dwa tygodnie przychodni z użytku przez fałszywy alarm ani nie narażać pacjentów przychodni gdybym rzeczywiście był zarażony. Skierowanie na test wygenerowałem online w "e-pacjencie". Test mam jutro o 16:10. 

Koniec "uchachania" 

Z dobrej zabawy wyrwały mnie obowiązki. Trzeba kłaść dzieci spać, pomodlić się z nimi i przeczytać kolejne cztery strony "Wielkiej księgi wynalazków".

Po lekturze włączyłem TVN24. Aby było jasne - normalnie tego g.wna nie oglądam, ale raz na jakiś czas włączam je testowo, aby dowiedzieć się co "myśli" druga strona. O ja pie....! Zaznaczę, że to nie wyglądało na program "publicystyczny" jak to jest w opisie na stronie stacji - nie było gości, nie było publicestów nie było opinii oddzielonej od prezentowanego materiału, tylko coś co miało udawać program "informacyjny" podsumowujący najważniejsze wydarzenia dnia.

Na początek 14 minut hejtu i manipulacji. Temat "rząd zdezerterował wobec walki z pandemią". Fragmienty wypowiedzi polityków PiS cięte dosłownie po 2 sekundy w tak dobranych momentach, aby wywołać wrażenie, że rząd nic nie robi i nie wie co robić. Między nimi długie komentarze polityków PO, że rząd nic nie robi i nie wie co robić. Jeden przywalił taki tekst, że gdybym był na "covidowym haju", to bym pomyślał, ze gość ma zaj...ste poczucie humoru "jeśli minister zdrowia nie może nic zrobić, to powinien podać się do dymisji aby wywołać wstrząs". Na początku pandemii był prefesor Szumowski, który wiedział co robić, mógł to robić i robił, ale PO waliła w niego jak w bęben, aż w koncu podał się do dymisji i liczba zgonów skoczyła z 2 tysięcy (po pierwszych 6 miesiącach pandemii) do 100 tysięcy (po kolejnych 3 miesiącach pandemii). Gdyby nie to, że tyle ludzi zmarło, to po tekście tego platfusa sam bym umarł ze śmiechu!

Później 6 minut sensacyjnego "przerywnika" - temat "znaleziono prywatną przychodnię gdzie daje się certyfikaty szczepień bez podania szczepionki" - oczywiście z "uniwersalnym" morałem, że skoro są takie punkty "szczepień" to całe statystyki szczepień są sfałszowane.

Po "przerywniku" coś o sytuacji na wschodniej granicy. Najpierw coś o działaniach "strony białoruskiej" - oczywiście bez ani jednego ujęcia imigrantów rzucających kamieniami kłodami i kamieniami - same miłe buźki bawiących się dzieci i jedyny niepokojacy obrazek to białoruscy żołnierze w kominiarkach. Następnie podana od niechcenia lakoniczna informacja, że Morawiecki spotkał się z Macronem i gdzieś tam jeszcze chyba pojechał do innych krajów "ozdobiona"  komentarzem Tuska, że to wszystko jest "za mało, za późno, w momencie kiedy juz następuje deeskalacja - musztarda po obiedzie" i jeszcze krótsza (dosłownie kilkunastosekundowa) wzmianka że ktoś tam z USA udzielił Polsce poparcia - w sumie wszystkiego jakieś 4 minuty.

A później zapowiedź specjalnego wydania "Kropki nad i" i kolejnych kilkanaście minut takiego propagandowego hejtu, tak bezczelnego prania mózgów, że nie tylko Kurski, ale nawet sam Goebbels wpadłby w kompleksy. Mojika Olejnik przeszła samą siebie - zadając dwa kolejne pytania wręcz seugerowała rozmówcom to, co chciała, aby odbiorcy usłyszeli. Najpierw podpowiadała aktywiście udzielającemu pomocy tym, co nielegalnie przekroczyli polską granicę kogo kogo widział w lesie: "to były kobiety? to były małe dzieci?" Następnie podpowiada lekarce jakie dolegliwości zdrowotne u "uchodźców" ma wymienić do kamery: "czy oni mają odmrożone nogi, są w stanie hipotermii, są wygłodzeni, są wycięczeni?"Oczywiście rozmówcy tak za pierwszym jak i drugim razem słowa M.O. posłusznie powtórzyli i rozwinęli. Nawet tego propagandowego ścieku nie da się opisać, więc przejdę dalej.

Następny temat: "rejestr ciąż". Dla normalnego człowieka sprawa oczywista - każdy lekarz otwierając w komputerze informację o pacjentce powinien od razu wiedzieć, że w danym momencie jest w ona ciąży i w którym miesiącu, bo to determinuje dalsze sposoby leczenia (określone leki są niewskazane lub surowo zabronione w określonych etapach ciąży np. z uwagi na działanie mutagenne). Ale dla widza TVN24 sprawa oczywista byc nie może - jedynym celem dodania tej informacji do elektronicznej dokumentacji medycznej ma być uniemożliwienie kobietom dokonywania aborcji za granicami kraju.

No i ostatni temat - "Dziady", a w zasadzie to, co z nimi zrobiła kolejna kodziarska "artystka". Fakt, że ten paszkwil i profanacja dzieła Adama Mickiewicza spotkał się z krytyką małopolskiej kurator oswiaty natychmiast posłużył do dywagacji, że w sumie inscenizacja Kazimierza Dejmka z 25 listopada 1967 roku i współczesna antypisowska filkpika Mai Kleczewskiej to jedno i to samo, "reżim PiS" i PRL-owski reżim PZPR to też jedno i to samo...

Bo przecież jak ktoś z własnej, nieprzymuszonej woli ogląda TVN24, to musi być uposledzony w stanie tak ciężkim, aby już na starcie zakładać, że PRL polegał na tym, że kilka działających legalnie na terenie PRL-u stacji telewizyjnych napier..lało w PZPR tak jak TVN napier..la w PiS 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, a Stan Wojenny polegał na tym, że Jaruzelski te "wolne media" wyłączył - taki przecież był przekaz orędzia marszałka Grodzkiego... wygłoszonego nota bene w "reżimowej" TVP. 

Kur..!!! Ludzie takie coś oglądają codziennie z własnej woli, a ja tu się zastanawiam czy mi koronawirus na mózg nie wali? Nie mogę tego oglądać, bo to obraża moją inteligencję, więc nie wali! Aby zregenerować szare komórku po tych toksycznych treściach pusciłem sobie nagranu z "BBC Earth" film o pięknie przyrody w ostatnich dzikich i dziewicych zakątkach swiata, po czym poszedłem spać. 

25.11.2021 

Od samego rana czuję się dużo gorzej. Kaszel dość częsty i silny. Dużo wydzieliny - genetalnie żółta, ale momentami przyjmuje kolor szary. Zastanawiam się czy mi moje Dzieci w pakiecie z koronawirusem jakiejś bakterii nie podrzuciły. 

Z mojego wczorajszego rozbawienia nic nie zostało. Nawet domyślam się skąd ono mogło się wziąć. Raz, że organizm walcząc z chorobą mógł rzeczywiście zużywać więcej cukru niż normalnie, a druga sprawa, że w chwilach depresji, stresu lub ekstremalnego zdenerwowania czaasem organizm "ratunkowo" wstrzykuje do krwioobiegów nieproporcjonalnie dużą dawkę hormonów poprawiających nastrój (pamiętam z czasów jak byłem nastolatkiem - wiosną, a tym bardziej jesienią miewałem takie "hustawki". 

W sumie to zastanawiałem się czy nie jest tak, że nie mam koronawirusa tylko mam po prostu zapalenie zatok. Ale po powrocie z testu miało miejsce arcyzabawne zdarzenie. Wysiadając z samochodu chciałem zdezynfekować łapy, aby jakiejś dodatkowej choroby nie przywlec do domu (COViDa już mamy). Płyn do dezynfekcji mam w rozpylaczu po jakimś płynie do mycia szyb. Ale w podobnej butelce z rozpylaczem mam odmrażacz do szyb. Więc aby nie prysnąć sobie na dłonie odmrażaczem postanowiłem rozpoznać płyn po zapachu. Płyn do dezynfekcji ma przyjemny zapaszek bimberku, a odmrażacz poskudną, ostrą woń. Prysnąłem w powietrze... wącham... O cholera! Chyba jednak mam COViD-a, bo nic nie czuję. 

26.11.2021

Przyszedł test - pozytywny. Czyli COViD.

Łeb mnie boli, mam katar, sporadycznie kaszel (z rana i wieczorem) i gęstą wydzielinę. To chyba od zapalenia zatok - dość często mnie łapie przy okazji innych chorób. Spróbuję tego co zawsze, czyli płukana zatok woda z solą. 

Oprócz tego nuda - nie chce mi się pisać. 

27.11.2021

Płukanki zatok trochę pomogły, ale bez szału. Oprócz tego nuda - nie chce mi się pisać.

28.11.2021

Dziś jest poniedziałek, więc zadzwoniłem do poradni na "teleporadę". Po opisaniu przeze mnie objawów lekarka stwierdziła, że są one jednoznaczne - oprócz koronawiruse podłapałem dodatkowo bakteryjne zapalenie zatok. Czyli to, czego sam się domyślałem. Okazuje się że zatoki bardziej mi dały w kość niż cały tek COViD. Generalnie okazuje się, że przy okazji "korony" w wersji "light" dla zaszczepionych wysiada to, co zwykle - u mnie wysiadły zatoki, bo zawsze mi wysiadają, a u Najstarszej Siostry wysiadła krtań, bo zawsze wysiada. Ale oprócz krtani ta Siostra czuje się ogólnie dobrze - w przeciwieństwie do mojej Średniej Siostry (mam jeszcze Najmłodszą, ale Ona szczęśliwie teraz nie choruje - przeszła COVID wcześniej, a później przyjęła szczepinkę), która nie chciała się zaszczepić i choruje tak ciężko, że martwimy się czy wyjdze z tego z życiem. Więc nasze szczepienie miało sens. Ze względu na stan Siostry ochota na pisanie żartobliwego "Dziennika covidianina" przeszła mi bezpowrotnie. Oprócz tego - jak wspomniałem wcześniej - nuda. Nie mam weny. Kończę tę natkę i chyba nie będę jej publikował. Zamiast tego napiszę poważny artykuł.

Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię". Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych. Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości